Młodzież jest przyzwyczajona, że to, co jest w sieci, bierze się za darmo Rozmowa z Gabą Kulką, pianistką, wokalistką i autorką tekstów – Czy nadal masz poczucie, o którym mówiłaś do niedawna, że wciąż musisz debiutować, że ciągle ktoś cię odkrywa? – Poniżej pewnego poziomu dostrzegalności jest się ciągle nowością, ale teraz chyba przeszłam przez ten próg. Na szczęście taki długi początek pozwala na dłuższy żywot na scenie. Ubiegły rok był przełomowy, głównie ze względu na moją solową płytę „Hat, Rabbit”. To właściwie pierwszy mój album wydany profesjonalnie. Trafiłam na odpowiednich ludzi i czuję, że dzięki temu zamknęłam jakiś etap muzyczny. – Muzyka, którą tworzysz, jest bardzo zróżnicowana. To eksperyment, poszukiwanie własnej drogi? – To zróżnicowanie nie zawsze jest do końca planowane, po prostu trafiam na ludzi, którzy grają i piszą w sposób, który mi się podoba, i nie przeszkadza mi, że to się różni od mojego własnego stylu. Kiedy zespół, który bardzo lubię, np. Baaba, proponuje mi współpracę, nie mam wątpliwości. Bardziej chodzi o osoby, z którymi pracuję, niż o abstrakcyjne pomysły na konkretne brzmienie. – Nie upierasz się przy swojej wizji? – Upieram się, kiedy to jest rzeczywiście moja wizja. Przy nagrywaniu własnego albumu musiałam bardzo mocno trzymać się konkretnego pomysłu, wiedziałam, że to musi być zrobione tak, żebym mogła się pod tym podpisać. Ale też uczę się od innych. Kiedy Konrad Kucz chciał ze mną nagrać płytę, byłam otwarta i świadoma, czego on może poszukiwać, ale łączyłam to z moimi propozycjami. – Odmówiłaś komuś, kto chciał z tobą współpracować? – Nie pamiętam… Komuś na pewno musiałam, ale nie zastanawiam się nad tym. Pewnie nieraz odrzucę coś, co byłoby przełomowe, ale o tym mogę wiedzieć dopiero z perspektywy czasu – decyzję podejmuję z takimi danymi, jakie mam w tej chwili. W przypadku Baaby było tak, że jestem ich fanką, więc kiedy zgłosili się do mnie, decyzja była szybka: zrobię to. Z Konradem było inaczej – przysłał mi swoje nagrania, przesłuchałam, przemyślałam… To był projekt bez określonej daty wydania, robiony spokojnie, nie miałam wtedy tylu zajęć co teraz… Później wszystko przyspieszyło. – Dajesz jeszcze radę pogodzić wszystkie projekty? – Staram się. Widzę, jakie grafiki koncertowe mają artyści na Zachodzie, gdzie zespoły są w trasie przez rok – i nie mówię tu o jakichś gigantach. Tematów, które muszę ogarnąć, jest mnóstwo. Gramy teraz sporo koncertów z Konradem w ramach wsparcia dla albumu „Sleepwalk”, jednocześnie zaczynam pracę z Jankiem Młynarskim – przygotowujemy piosenki jego ojca w autorskich aranżacjach zespołu, który w tym celu połączył siły. Kończę nagrywanie płyty z coverami Iron Maiden z Baabą. – Nadal jesteś fanką mocnej muzyki? – Nadal to lubię, choć może nie słucham jak dawniej, pasjami. Jeszcze parę lat temu słuchałam przede wszystkim klasycznego metalu, teraz to się przesunęło w stronę alternatywy. Ale wciąż lubię heavy metal, mocne gitarowe riffy. – Polski też? – Nie mam ulubieńców w Polsce, może dlatego, że skupiłam się głównie na kilku wykonawcach. Kiedyś, dawno, był to Alice Cooper, więc nie do końca heavy metal. Zainteresowanie Iron Maiden przyszło później, ale w międzyczasie nie trzymałam się kurczowo metalu, przeżyłam też fascynację Tori Amos, Bjork… Metal jest teatralny, a przy tym energetyczny i bardzo emocjonalny, to mnie w nim pociąga. – W domu nie miałaś problemów? U rodziców tradycja muzyki klasycznej, skrzypce – a z twojego pokoju dochodzi Alice Cooper i Iron Maiden? – Nie. Sama na skrzypcach grałam krótko, tylko w podstawówce, ale już wtedy zaczynałam słuchać Alice’a Coopera. W domu nigdy nie było problemów z tym, że dzieci słuchały muzyki rozrywkowej, przynajmniej dopóki nie było bardzo głośno, a drzwi pozostawały zamknięte. Rodzice nie kształtowali nas na siłę, choć oczywiście wyrażali swoje opinie. Nie tylko kostium – Stajesz się rozpoznawalna, ale jeszcze o tobie nie plotkują, do programów typu gwiazda tańczy i śpiewa też nie trafiłaś. – Miałam jedną ciekawą propozycję z telewizji związaną z programem rozrywkowym. Miło mi oczywiście, że jestem zapraszana, bo to komplement: ktoś widzi we mnie „postać” sceny muzycznej. Ale pomyślałam, że to nie dla
Tagi:
Agata Grabau









