Krystyna już jest na wojnie, Stefan niedługo wylatuje Korespondencja z Nowego Jorku Teresa Lipska po przebudzeniu pierwsze kroki kieruje do komputera. Otwiera skrzynkę poczty elektronicznej, by sprawdzić, czy nie przyszła jakaś wiadomość od córki. Od 3 marca br. otrzymała tylko trzy takie e-maile. Potem, jeszcze przed pracą w szpitalnej aptece w Dobbs Ferry, w zamożnym podnowojorskim powiecie Westchester, udaje się do kościoła pod wezwaniem Najświętszego Serca, aby uczestniczyć w modlitwie za amerykańskich żołnierzy posłanych na wojnę z Irakiem. Ma powód. Jej 24-letnia córka, podporucznik Krystyna Lipski Mationg, 3 marca br. wyjechała w rejon rozpoczętych 16 dni później działań. Jej syn, podporucznik Stefan Lipski Mationg, niedługo się tam udaje. Matka chce wyprosić dla nich życie u Pana Boga. – Czuję się lublinianką z krwi i kości – mówi pani Teresa. – Z Lublina pochodzili moi, świętej już pamięci, rodzice – Józefa i Stefan. Odkąd pamiętam, zawsze opowiadali o Lublinie. W czasie okupacji osobno wywieźli ich na roboty do Niemiec. Pracowali u bauera w okolicy Brunszwiku. Tam się poznali. Po wyzwoleniu poszli do obozu dla dipisów (displaced persons – osób przemieszczonych, wypędzonych). Tam wzięli ślub. Urodziłam się w 1946 r. Sześć lat później dostaliśmy zgodę na osiedlenie w Ameryce. Mieszkaliśmy w Yonkers pod Nowym Jorkiem. Tato pracował w General Motors, a mama prowadziła dom. Byliśmy bardzo religijną rodziną związaną z kościołem św. Kazimierza w naszym mieście. Po maturze poszłam na studia farmaceutyczne w katolickim Fordham University. Od ich ukończenia pracuję w służbie zdrowia. Pani porucznik Dzięki służbie zdrowia Teresa Lipska poznała swojego męża, Teda Mationga, Amerykanina filipińskiego pochodzenia. Był lekarzem wojskowym. W 1979 r. urodziła się Krystyna, rok później Stefan, a w 1982 r. Eugenia. Ona jedyna nie ma nic wspólnego z wojskiem, studiuje pielęgniarstwo w nowojorskim Pace University. Cała trójka chodziła do sobotniej szkoły polskiej w Yonkers. Mówią po polsku, jeszcze lepiej rozumieją. Najlepiej z polskim radzi sobie najstarsza córka. – Stefan myślał o wojsku od dziecka. Zawsze chciał być zawodowym wojskowym, iść do akademii wojskowej. Wybrał słynną West Point Academy. Myślę, że decydujące okazały się powiązania West Point z Tadeuszem Kościuszką, który to miejsce fortyfikował podczas wojny o niepodległość. Na terenie akademii stoi pomnik Kościuszki i to było miejsce, gdzie Stefan najchętniej podkreślał swoją polskość. Mówił kolegom kadetom, że ten gość na postumencie to jego rodak. Rok temu ukończył studia i otrzymał promocję na podporucznika piechoty. Z Krystyną było inaczej. Nie miała żadnych planów militarnych. Po szkole średniej wybrała, tak jak ja, studia w Fordham University. Armia od razu zaproponowała jej stypendium na pokrycie całych studiów. Zastanawiała się, odbyliśmy wiele dyskusji w domu. W skali czteroletnich studiów takie stypendium oznacza zaoszczędzenie 70-80 tys. dol. Skorzystała z tego. Po uzyskaniu dyplomu z ekonomii, poszła do wojska odpracowywać stypendium. Został jej jeszcze rok. Potem wróci do cywila. W wojsku Krysia przeszła szkolenie w służbie łączności i szkolenie powietrzno-desantowe. Dostała stopień podporucznika. Tak więc mam dwóch podporuczników. Jednego z zamiłowania, drugiego z… rozsądku – mówi Teresa Lipska. W 1998 r. Krystyna otrzymała inne stypendium. Fundacja Kościuszkowska sfinansowała jej Letnią Szkołę Kultury i Języka Polskiego na KUL-u. Wróciła zachwycona Lublinem. Wszystkim chwaliła się, że była „studentką KUL-u”, gdzie profesorował Karol Wojtyła, przyszły papież Jan Paweł II. Rok później na podobną letnią szkołę poleciała na Uniwersytet Jagielloński do Krakowa. Ponownie Krystyna zawitała do Polski już w amerykańskim mundurze. W ramach rocznej służby w Niemczech jej jednostka przyjechała na ćwiczenia w okolice Kalisza. Na każdym kroku Krystyna podkreślała swoje polskie pochodzenie. Była z niego bardzo dumna. – W tym roku chciałam z dziećmi polecieć do Polski na całe wakacje – mówi Teresa. – Bazę mieliśmy zrobić w Lublinie. Mieszka tam dużo rodziny: Pytkowie, Fusowie, Rarakowie. Planowaliśmy zwiedzanie kraju. Syn ma w Polsce kolegów z West Point, chciał ich odwiedzić. To miały być niezapomniane wakacje. Ale jest wojna i w ogóle już nie wiem, kiedy zobaczę Lublin.
Tagi:
Waldemar Piasecki









