Łkający ksiądz

Łkający ksiądz

Dowiódł swoim zachowaniem, że nikomu nie można ufać, nawet kapłanowi Thomas Adamson ubrany był na czarno, przywdział też koloratkę. Miał metr osiemdziesiąt wzrostu i gęste, falujące ciemne włosy, gdzieniegdzie przyprószone siwizną. Skończył już 52 lata, lecz ani wysportowana sylwetka, ani twarz wolna od zmarszczek w ogóle tego nie zdradzały. Nie okazywał zdenerwowania, gdy zjawił się w sali konferencyjnej First National Bank w St. Paul. Otaczali go prawnicy Kościoła. Spokojnym głosem złożył przysięgę, po czym zasiadł za stołem naprzeciwko Jeffa Andersona i stenografki Lindy Jacobsen. (…) Ojciec Adamson odpowiadał na pytania, starannie dobierając słowa. Sprawiał wrażenie człowieka bystrego, wręcz ujmującego. (…) Nie brakowało mu też skromności. Przyznawał, że ma fatalny słuch muzyczny i głos, co utrudnia posługę kapłańską. Z lekkim rozrzewnieniem wspominał krótki romans z pewną młodą dziewczyną – kto wie, jak by się to potoczyło, gdyby nie obrał innej ścieżki życiowej. Jego szczerość budziła zaufanie. Anderson coraz lepiej rozumiał, dlaczego samotny nastolatek mający problemy w szkole i spragniony kontaktu z ludźmi widział w księdzu przyjaciela i wzór do naśladowania. Aby lepiej zrozumieć podejście duchownych katolickich do spraw związanych z seksem, Anderson nie wytykał przesłuchiwanemu eufemizmów, takich jak „dotykanie”

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 14/2018, 2018

Kategorie: Świat