Mitrowica – miasto niezgody

Mitrowica – miasto niezgody

Belgrad próbuje doprowadzić do podziału Kosowa

Kosowo zostanie podzielone wzdłuż linii etnicznych, przynajmniej nieformalnie. Belgrad systematycznie rozbudowuje swe wpływy w północnej, serbskiej części najmłodszego państwa Europy. Ta część Kosowa nie uznaje władz w Prisztinie.
Wiele wskazuje na to, że Kosowo stanie się „Cyprem Bałkanów”, podzielonym z punktu prawa międzynarodowego nieformalnie, ale trwale, między dwie zwaśnione narodowości, tak jak na Cyprze istnieją dwa niezależne regiony – turecki na północy i grecki na południu. „Stolicą” serbskiej części Kosowa jest w praktyce część miasta Mitrowica, położona na północnym brzegu rzeki Ibar.
Władze Serbii, traktujące Kosowo jako integralną część swego terytorium, przez lata zdecydowanie sprzeciwiały się podziałowi tej zamieszkanej w większości przez Albańczyków prowincji. Takie było przynajmniej oficjalne stanowisko Belgradu. Wielu serbskich polityków zrozumiało jednak, że przeważająca, albańska część Kosowa została stracona – należy więc ocalić chociaż te regiony prowincji, w których Serbowie wciąż stanowią większość. 16 marca władze serbskie skierowały do misji ONZ w Prisztinie oficjalną propozycję – Belgrad uzna administrację Narodów Zjednoczonych w Kosowie (ale nie władzę planowanej misji Unii Europejskiej w tym kraju – Eulex; o uznaniu niepodległości Kosowa przez Serbię oczywiście nie może być mowy). W zamian za to Narody Zjednoczone powinny się zgodzić, aby funkcje policjantów, urzędników wymiaru sprawiedliwości oraz funkcjonariuszy służby celnej na serbskich obszarach, stanowiących 15% powierzchni Kosowa, pełnili wyłącznie Serbowie. 25 marca o tej inicjatywie rządu serbskiego poinformowała prasa w Belgradzie. Następnego dnia premier Kosowa Hashim

Thaci stanowczo odrzucił

tę propozycję, stwierdzając, że terytorialną integralność Kosowa gwarantuje NATO i inne organizacje międzynarodowe. Dodać wypada, że także Stany Zjednoczone i Unia Europejska przeciwne są podziałowi Kosowa. Ale podział taki już istnieje i można go zlikwidować tylko przy użyciu siły militarnej.
Populacja tego nowego państwa, nieuznawanego przez Rosję, Chiny i niektóre inne kraje, liczy 2 mln ludzi. Nie wiadomo, ilu Serbów zostało jeszcze w Kosowie – najprawdopodobniej stanowią oni 5% społeczeństwa, może nieco więcej. Niektórzy mieszkają w enklawach na południu kraju, będącego kolebką państwowości serbskiej. Ci zdają sobie sprawę, że zostali przez Belgrad spisani na straty, zapomniani jak rozbitkowie na dalekich lądach (aczkolwiek oficjalnie nikt tego w Serbii nie przyzna). Serbowie z południowych enklaw coraz częściej sprzedają więc swoje gospodarstwa lub domy i emigrują do Serbii. Ale 40% kosowskich Serbów mieszka na północnym skrawku kraju, graniczącym z Serbią. Tu sytuacja jest całkowicie odmienna. Już w końcu lat 80., kiedy konflikty między kosowskimi Serbami a Albańczykami zaczęły narastać, Serbowie z północy praktycznie uniezależnili się od lokalnych władz w Prisztinie i słuchali tylko poleceń z Belgradu. Być może przewidywali już czarny scenariusz utraty prowincji. W 1999 r. doszło do otwartej wojny między kosowskimi Albańczykami a policją i wojskiem państwa serbskiego, a także paramilitarnymi oddziałami kosowskich Serbów. W obronie Albańczyków, którzy masowo uciekali ze swych siedzib, wystąpiło zbrojnie NATO. Serbia znalazła się pod bombami. Podczas bombardowań Serbowie z północy Kosowa przepędzili prawie wszystkich Albańczyków ze swego regionu, także z części Mitrowicy na północnym brzegu rzeki Ibar.

Ustawili posterunki graniczne

na mostach, uniemożliwiając uchodźcom powrót. Po 11 tygodniach bombardowań NATO prezydent Serbii Slobodan Miloszević skapitulował. Siły bezpieczeństwa Serbii zostały wycofane z Kosowa, kraina ta stała się w praktyce protektoratem Narodów Zjednoczonych i NATO. Siły Sojuszu Północnoatlantyckiego, znane jako KFOR, powstrzymały Albańczyków z Mitrowicy usiłujących zemścić się na Serbach. Miasto pozostało podzielone. Północna część liczy około 13 tys. mieszkańców, przeważnie Serbów. W części południowej mieszka jakieś 60 tys. ludzi, w większości Albańczyków. Sytuacja jest tym bardziej skomplikowana, że w części północnej, w tzw. Dzielnicy Bośniackiej, trwa około 1,2 tys. obywateli narodowości albańskiej. KFOR musi stale zapewniać im ochronę. Posterunki uzbrojonych po zęby żołnierzy NATO widoczne są na każdym rogu.
Próby integracji podzielonego miasta, podejmowane przez ONZ i KFOR, zawiodły. Już wydawało się, że dochodzi do pewnego odprężenia. W 2003 r. środki bezpieczeństwa na głównym moście na Ibarze zostały złagodzone, żołnierzy KFOR zastąpiła policja kosowska. W marcu 2004 r. wybuchły jednak gwałtowne zamieszki. Wszczęli je Albańczycy, oburzeni pogłoskami, że Serbowie doprowadzili do utonięcia albańskiego dziecka. Rozruchy te albańscy ekstremiści wykorzystali do wypędzenia Serbów z wielu miejscowości Kosowa, ale w Mitrowicy napotkali na twardy opór. W rozruchach straciło życie ośmiu kosowskich Serbów i 11 Albańczyków, a ponad tysiąc osób zostało rannych. Po tej erupcji przemocy Serbowie z Mitrowicy nie mogli już korzystać z prawosławnego kościoła św. Dymitra na południowym brzegu Ibaru, zbudowali więc na swoim terytorium nowe sanktuarium. W odwecie nie dopuszczali albańskich pacjentów do szpitala na północnym brzegu. Serbscy urzędnicy w północnej części Kosowa uważają się za podlegających władzy Belgradu, pobierają więc dwie pensje – jedną od UNMIK (oenzetowskiej administracji Kosowa), a drugą z budżetu Serbii.
Kiedy 17 lutego Kosowo ogłosiło niepodległość, Serbowie z północnej części tej krainy przepędzili znad granicy z Serbią funkcjonariuszy kosowskiej służby celnej. Od tej pory nikt nie kontroluje wielu połączeń z Serbią. Fama głosi, że serbscy ekstremiści przemycają z Serbii broń i amunicję dla swych „ciemiężonych braci w Kosowie”. Podobno przez granicę przedostają się także radykałowie

z Gwardii Cara Łazarza,

gotowi walczyć o serbskie Kosowo.
Ile w tym prawdy, trudno orzec. Pewne jest, że Serbom w Mitrowicy nie brakuje oręża. Podczas gwałtownych zamieszek, do których doszło na północnym brzegu miasta 17 marca, demonstranci strzelali do policji UNMIK z broni automatycznej, rzucali granaty. Starcia wybuchły, gdy policja aresztowała byłych serbskich pracowników wymiaru sprawiedliwości okupujących budynek sądu. Przez kilka godzin północna Mitrowica była miastem piekłem. W rozruchach zostali śmiertelnie ranni porucznik ukraińskiej policji oraz jeden z demonstrantów, a około 140 osób, w tym 30 polskich policjantów, odniosło obrażenia. Kontrolę nad północną częścią miasta przejęły potężnie uzbrojone wojska KFOR, ale Mitrowica pozostaje podzielona – na południowym brzegu pełno jest flag kosowskich i albańskich, na północnym widać barwy narodowe Serbii. Milan Bigović, serbski prokurator z Mitrowicy, zapewnia, że północne Kosowo nie zintegruje się z narodem najmłodszego państwa Europy „nawet za setki lat”. Podkreślić należy, że w okolicach Mitrowicy znajduje się wielki kompleks przemysłowy Trepca oraz największe w Europie złoża cynku i ołowiu. Region obfituje także w złoto, srebro, miedź i bizmut. Belgrad nie zamierza wyrzec się tych surowców i utrzymuje przynajmniej pozory swej władzy nad regionem.
W Biurze Rządu Serbskiego, położonym nad brzegiem Ibaru, rezyduje serbski gubernator Momir Kasalović, przyjaciel premiera Serbii Vojislava Kosztunicy. Kolejarze z Serbii usiłują przejąć kontrolę nad 50-kilometrową linią kolejową Lesak-Zvecan w północnym Kosowie. Przywódcy kosowskich Albańczyków dają do zrozumienia, że mogliby zrezygnować z północnej części kraju, jednak w zamian żądają położonej w Serbii doliny Preszewo, w której mieszka około 60 tys. etnicznych Albańczyków. Rząd w Belgradzie zawsze odrzucał taką wymianę – przez Preszewo przebiega najważniejsza serbska magistrala północ-południe oraz linia kolejowa. Powstała więc sytuacja patowa. Serbowie z północnego Kosowa, zachęcani przez Belgrad (za którym stoi Rosja), nie chcą słyszeć o jakimkolwiek związku z państwem kosowskim.
25 marca Serbowie urządzili w północnej Mitrowicy kolejną manifestację, podczas której spalono flagę Stanów Zjednoczonych. Ich polityczny przywódca Milan Ivanović stwierdził, że do północnego Kosowa powinny przybyć wojska rosyjskie oraz oddziały armii i policji z Serbii, aby chronić miejscową ludność serbską. Oskarżył też Albańczyków, że podczas wojny w 1999 r. uprowadzili wielu Serbów, zamordowali ich, a pobrane z ciał ofiar organy do transplantacji sprzedali „swoim przyjaciołom z Zachodu”. Takie zarzuty świadczą, że przepaść nienawiści dzieląca kosowskich Albańczyków i Serbów jest bardzo głęboka.
Albańczycy z Kosowa lub siły zbrojne KFOR mogliby przywrócić realną władzę Prisztiny nad północnym Kosowem tylko przemocą, na co z pewnością się nie zdecydują z obawy przed eskalacją konfliktu i reakcją Rosji. NATO najwyżej może obsadzić granicę z Serbią, aczkolwiek i to nie jest pewne. Na formalny podział Kosowa nie ma zgody „społeczności międzynarodowej”. Faktyczny podział kraju na część albańską i serbską prawdopodobnie utrwali się na bardzo długo, Kosowo stanie się miejscem „zamrożonego konfliktu”, takiego jaki trwa na Cyprze czy w Abchazji, pod protektoratem Rosji utrzymującej faktyczną niezależność od Gruzji.

 

Wydanie: 14/2008, 2008

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy