Nowe burze nad Grecją

Nowe burze nad Grecją

Po pierwszych oznakach poprawy kraj znowu pogrąża się w kryzysie Nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyznaje, że w programie pomocy dla Grecji popełniono błędy. Kryzys gospodarczy w kraju wybucha z nową siłą. Wydawało się, że drakoński program oszczędności przynosi pierwsze rezultaty. Grecja zmniejszyła nieco deficyt budżetowy, w kwietniu po raz pierwszy przyjęto do pracy o 23 tys. osób więcej, niż zostało zwolnionych. Obywatele nie urządzali już gwałtownych demonstracji na ulicach. Wrócili turyści. Analitycy przestali mówić o czarnym scenariuszu, zwanym Grexit lub Grexodus, czyli o wyjściu ze strefy euro. Niektórzy uznali nawet, że pod Akropolem doszło do ekonomicznego i finansowego miniodrodzenia. Optymiści przewidywali, że w 2014 r., po sześciu latach recesji, nadejdzie wreszcie wzrost gospodarczy. Szybko jednak okazało się, że to myślenie życzeniowe. Z Aten znów zaczęły napływać hiobowe wieści. Bezrobocie wciąż sięga 27% i jest trzy razy wyższe niż średnia dla eurolandu. Wśród młodych ludzi do 25. roku życia sześciu na dziesięciu nie ma pracy. W pierwszym kwartale 2013 r. grecka gospodarka skurczyła się w stosunku do tego samego okresu w roku poprzednim aż o 5,6%. Eksperci greckiego banku centralnego przewidują w 2013 r. spadek PKB o 4,5%. Tak drastyczna recesja zaskoczyła polityków i ekspertów. Od wiosny 2010 r., kiedy Grecja pogrążyła się w kryzysie i tylko wielomiliardowa pomoc z zagranicy uchroniła ją przed bankructwem, gospodarka kraju została zredukowana o 22%. W czasach pokoju taka recesja jest bez precedensu. Od 2010 r. z ojczyzny Arystarcha i Fidiasza w poszukiwaniu pracy wyemigrowało 120 tys. lekarzy, inżynierów, informatyków i chemików. A przecież Unia Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Europejski Bank Centralny, tworzące tzw. trojkę, przygotowały program pomocy dla niespełna 12-milionowego kraju, opiewający na trudne do wyobrażenia 240 mld euro! W zamian za wsparcie Ateny zobowiązały się do drastycznych oszczędności. Grecja stała się w praktyce protektoratem UE oraz międzynarodowych instytucji finansowych. Zgodnie z zaleceniami trojki, do końca czerwca rząd grecki ma zwolnić 2 tys. pracowników strefy budżetowej, do końca roku następne 2 tys., a w 2014 r. jeszcze 11 tys. Rząd premiera Antonisa Samarasa zabiega o to, aby zwolnienia mogły zostać przeprowadzone dopiero we wrześniu, po szczycie sezonu turystycznego. Na początku czerwca do Aten zjechali przedstawiciele trojki kontrolujący realizację programu oszczędnościowego. Szef rządu zdecydował się wtedy na krok prowokacyjny. Nie jest pewne, czy chciał zademonstrować zagranicznym dygnitarzom swoją gorliwość, czy doprowadzić do niepokojów społecznych. Te stałyby się jednoznacznym świadectwem, że program oszczędności i zwolnień powinien zostać złagodzony. 11 czerwca władze po prostu wyłączyły nadajniki państwowej rozgłośni radiowo-telewizyjnej ERT zatrudniającej 2,7 tys. pracowników. Premier Samaras zamierza zastąpić ją instytucją mniejszą, z personelem liczącym 1 tys. osób. Jak można było się spodziewać, tak brutalne posunięcie wywołało protesty nie tylko w Grecji. Programy ERT oglądane są także przez liczną grecką diasporę w wielu krajach. Widmo nowych wyborów Greccy dziennikarze urządzili strajk. Radykalna lewicowa partia Syriza przeprowadziła na ateńskim placu Syntagma antyrządowe demonstracje, domagając się przedterminowych wyborów. Lider Syrizy, Aleksis Tsipras, zwany Che Guevarą z Aten, nawoływał przed gmachem parlamentu: „Już pan skończył, panie Samaras. Skompromitował pan swój kraj na arenie międzynarodowej… Jest pan zrozpaczony i samotny”. Stanowczy sprzeciw zgłosili koalicjanci, których przed wyłączeniem nadajników ERT premier nie zapytał o zdanie. Antonis Samaras jest liderem konserwatywnej partii Nea Dimokratia, rząd tworzą także socjaliści z PASOK oraz Demokratyczna Lewica (Dimar). Ich przywódcy, Evangelos Venizelos i Fotis Kouvelis, zażądali wznowienia emisji programów telewizyjnych. Rozwój sytuacji w Grecji wywołał niepokój dygnitarzy Unii Europejskiej. Nowe wybory w tym kraju byłyby prawdziwym horrorem, wstrząsem o niewyobrażalnych konsekwencjach dla rynków finansowych i eurolandu. We wciąż przeżywających trudności krajach strefy euro mogłyby wywołać efekt domina. Trzy partie koalicji rządzącej w Atenach mogą wspólnie liczyć na zaledwie 30-32% głosów. Wybory mogłyby wynieść do władzy antykapitalistyczną Syrizę. Przesilenie trwało tydzień. W końcu Rada Państwa – najwyższy sąd administracyjny kraju – orzekła, że wyłączenie państwowej telewizji było nielegalne.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 26/2013

Kategorie: Świat