Lokatorzy jak towar

Lokatorzy jak towar

fot Helena Leman

Gdańska spółdzielnia sprzedała kamienicę z mieszkaniami komunalnymi. Miasto umywa ręce Na budynku przy al. Grunwaldzkiej 597 na granicy Oliwy i Sopotu wisi baner: „Kamienica z działką i lokatorami sprzedana przez miasto Gdańsk z polecenia Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i Prezesa Spółdzielni za 400 tys. Sprawę bada prokuratura, pomocy!”. Na działce stoją maszyny budowlane, przy samym murze domu głęboki wykop. W mieszkaniu na parterze pali się światło, pukam, otwiera mi drobna blondynka, woła męża. – Jesteśmy zrozpaczeni – mówi Krzysztof Krasa. – Od półtora roku żyjemy na walizkach. Kamienica razem z nami przechodzi z rąk do rąk. W budynku jest 12 mieszkań, a pierwszy nabywca kupił dom za cenę jednego mieszkania. Pół roku później kolejna firma zapłaciła mu już ponad 2 mln zł. Krążą pogłoski, że jest i trzeci kupiec. Postawiono nas przed faktem dokonanym, chociaż regularnie przez kilkadziesiąt lat płaciliśmy czynsz do miasta. Pierwszy nabywca twierdził, że w domu ma powstać przychodnia, teraz pod naszymi oknami podobno budują akademik, choć niektórzy twierdzą, że to będzie hotel lub pensjonat, bo do plaży od nas jest 3 km. Potężne świdry naruszają konstrukcję budynku, który jest w rejestrze zabytków. W czerwcu odłączono nam prąd na klatce, boimy się podpalenia. Wejście jest zaniedbane, na klatce schodowej, której nie remontowano ani nie sprzątano od lat, straszą osmalone ściany. Marianna Krasa: – Podpalenia były dwa, kilka lat temu. Ktoś wrzucił łatwopalny materiał i zajęły się drewniane schody. Podejrzewano sąsiadów, którzy mieli problem z alkoholem, jednak sprawców nie wykryto. Przez lata prosiliśmy miejskich urzędników, by zwrócili uwagę na trudnych lokatorów, bez skutku. Tak jakby komuś zależało na niszczeniu kamienicy. Szok Pierwsza pogłoska o sprzedaży pojawiła się w grudniu 2015 r. – Tuż przed świętami kilku pracowników zaczęło rozbierać stary, betonowy śmietnik przy naszym domu – wspomina Marianna Krasa. – Kiedy zapytaliśmy, dlaczego to robią, odpowiedzieli, że dostali polecenie od nowego właściciela, bo budynek został sprzedany. Nie dowierzałam im, pojechałam zweryfikować informację do Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych. Usłyszałam, że nic nie wiedzą o sprzedaży. 17 marca 2016 r. na drzwiach mieszkań przy Grunwaldzkiej 597 zawisły kartki z informacją, że „zgodnie z aktem notarialnym z dnia 15 października 2015 r. i poleceniem Prezydenta Miasta Gdańska z dnia 7 marca 2016 r. w dniu 25 marca lokale będą przekazywane nowemu właścicielowi. W związku z powyższym prosi się mieszkańców o obecność w lokalach”. – Choć od grudnia to przeczuwaliśmy, był to jednak dla nas szok – opowiada Krzysztof Krasa. – Żona mieszka tu od 1973 r., najpierw z rodzicami w lokalu nr 8, a potem od 1987 r. ze mną pod jedynką. Wyremontowaliśmy mieszkanie, wstawiliśmy nowe okna, drzwi, zrobiliśmy podłogi,  sufity i wraz z sąsiadami założyliśmy ogrzewanie gazowe. Kilka razy próbowaliśmy mieszkanie wykupić, lecz odsyłano nas z kwitkiem. Za każdym razem urzędnicy twierdzili, że stan nieruchomości jest nieuregulowany, gdyż komunalny budynek stoi na działce należącej do spółdzielni. W marcu, po przekazaniu domu, zmarł ojciec pani Marianny. Nie chorował wcześniej. Kilka miesięcy temu zmarła lokatorka spod dziewiątki, która wystąpiła w programie Elżbiety Jaworowicz. – Miesiąc przed śmiercią mamę odwiedził przedstawiciel właściciela i kazał jej podpisać zobowiązanie, że wyprowadzi się w ciągu 30 dni. W zamian oferował 5 tys. zł – mówi jej syn, Jarosław Landowski. – Odmówiła, lecz to ją załamało. Obietnice bez pokrycia Pierwszym nabywcą kamienicy był Dariusz Mścichowski. Lokatorzy widzieli go raz i twierdzą, że jest z Ełku. Reprezentowało go biuro nieruchomości Dariusza Rędzińskiego. – Pan Rędziński przyszedł do nas z panem Mścichowskim 25 marca 2016 r. w asyście urzędników miejskich. Obiecywali, że zostaną nam zapewnione mieszkania z zasobów miasta z możliwością wyboru z 20 proponowanych. Mówili, że będziemy mogli zabrać ze sobą panele podłogowe, okna, drzwi, że nawet za darmo nam transport zapewnią – w głosie Marianny Krasy brzmi gorycz. – Gdy w czerwcu rozmawiałam z panem Rędzińskim telefonicznie, zapewniał mnie, „że mieszkania są już prawie gotowe”. W lipcu przyszedł z dwójką mężczyzn i poprosił męża o klucz od strychu, bo podobno miała być remontowana elewacja. Teraz myślę, że to był

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 47/2017

Kategorie: Kraj