Łowcy pacjentów

Łowcy pacjentów

Miliard złotych wydały w ciągu kilku ostatnich lat koncerny farmaceutyczne na badania kliniczne w Polsce Marianowi Słowińskiemu z Drawska Pomorskiego pozostały tylko fiolki bez nazwy leku, podpisane tajemniczym symbolem RADB 253, i zeszyty, w których notował swój stan zdrowia. Z każdej tabletki musiał się rozliczyć. Królikiem doświadczalnym został sześć lat temu, gdy skrajnie wyczerpany wreszcie doczekał się cudzego serca. – Lekarz zaproponował, bym po przeszczepie przyjmował nowy, testowany lek, który zapobiegnie odrzuceniu organu – wyjaśnia. – Zgodziłem się. A miałem wybór? Poza tym byłem już u kresu sił. Dziś z 12 mężczyzn, którzy przyjmowali preparat, żyje połowa. Lekarz nigdy ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, że zgony miały związek z lekiem. – Spotykaliśmy się na badaniach kontrolnych, ale grupa była coraz mniejsza – wspomina Marian Słowiński. On sam otarł się o śmierć. Miał zator płucny, uratowano go tylko dlatego, że właśnie był w szpitalu. Po dwóch latach kazano mu wrócić do tradycyjnej terapii. O nowym cudownym leku słuch zaginął. Marta Z. (anonimowa, bo w nowej pracy o raku piersi nikt nie wie) należy do innej grupy, na której testowano przełomowe preparaty. – Kiedy lekarz powiedział mi, że mogę przyjmować nowy lek, po prostu rozpłakałam się ze szczęścia – mówi. – Badania kliniczne uratowały mi życie. Jasna strona poszukiwań Doniesienia są jak z pola bitwy. Prof. Piotr Gutowski (chirurgia naczyniowa) z Pomorskiej Akademii Medycznej bada lek, który ma uratować pacjentów skazanych na amputację nogi. Za rok będą wstępne wyniki. Prof. Andrzej Milewicz (endokrynologia) z wrocławskiej AM testuje preparat na osteoporozę, prof. Antoni Basta (ginekologia) z krakowskiego Collegium Medicum wkroczył w ostatnią fazę badań nad szczepionką przeciw rakowi szyjki macicy. Zapowiada się światowa rewelacja. Doc. Tadeusz Pieńkowski (nowotwory piersi, w swoim największym badaniu testował leki na 200 kobietach) z warszawskiego Centrum Onkologii uczestniczy w światowym badaniu herceptyny, która trafia tylko w chore komórki. Dr Kazimierz Drosik (onkologia) z opolskiego szpitala wojewódzkiego prowadzi trzy projekty związane z rakiem piersi, jelita grubego i nerki. Najbardziej pasjonuje go ten ostatni, bo jak dotychczas nowotwór nerek nie reaguje na żadne znane terapie. Żeby badania ruszyły, musi je zatwierdzić komisja bioetyczna kliniki lub izby lekarskiej. Później werdykt wędruje do Centralnej Ewidencji Badań Klinicznych. Ostateczną zgodę wydaje minister zdrowia. Przedstawiciele koncernów krytykują biurokrację. Bywa, że na „tak” czekają dłużej niż przepisowe dwa miesiące. Od weta można się odwołać do Odwoławczej Komisji Bioetycznej, której przewodniczącym jest prof. Andrzej Górski. – Decyzję podejmujemy po długiej dyskusji, w której najważniejsza jest ochrona praw pacjentów – mówi prof. Górski. – Głosowanie jest tajne. W 30-40% po długich dyskusjach zmieniamy decyzję odmowną. Jednak nigdy nie zostaje ona podważona, gdy firma traktuje nas jak biedaka, który za dolary sprzeda zdrowie obywateli. Niedawno pewien koncern zgłosił projekt testowania na Polakach i obywatelach RPA najwyższych dawek nadzwyczaj toksycznej substancji. Innych państw nawet nie odważono się poprosić o zgodę. Testy trwają latami. – Najkrótsze są badania nad lekami, których działanie można szybko określić. Lek przeciwbólowy działa albo nie. Lek przeciwalergiczny stosowany jest tylko w czasie pylenia. Pomoże albo nie – tłumaczy Wojciech Masełbas, prezes Stowarzyszenia na rzecz Dobrej Praktyki Badań Klinicznych, zrzeszającego przedstawicieli kilkunastu koncernów farmaceutycznych. I sobie, i innym patrzą na ręce. – Najdłużej testuje się leki onkologiczne i wszystkie związane z chorobami przewlekłymi, np. na cukrzycę lub choroby reumatyczne – dodaje. Wyniki badań klinicznych stają się biblią lekarza. Najlepiej jest ogłosić je na kongresie medycznym. Wtedy błyskawicznie wejdą do obiegu. Polskie szpitale same zgłaszają się do badań, jednak firmy farmaceutyczne wcale nie ekscytują się wielkimi nazwiskami medycyny. One gwarantują wiarygodność, za to nad wynikami ślęczeć będzie personel. Dla firmy ideałem jest więc profesor, który zbudował świetny zespół. Niełatwo jest się dostać do tej pierwszej szpitalnej ligi zaakceptowanej przez światowe koncerny. Ale właściwie w każdym renomowanym polskim ośrodku jedne badania kliniczne się kończą, a drugie zaczynają. A tych, które startują, jest więcej niż kiedykolwiek. Dlaczego? Po wejściu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 24/2005

Kategorie: Kraj