Dziś w Polsce niemal połowa mieszkańców żyje i pracuje na terenach teoretycznie zagrożonych zalaniem Nie można mieć do nikogo pretensji, że na wrocławskim Kozanowie, zalanym w 1997 r., zbudowano po kilku latach następne budynki. Skoro nadal stoją tam domy podtopione 13 lat temu i mieszkają w nich ludzie, to niby dlaczego miałoby się zakazywać budowy następnych? W końcu po to są wały, by chronić ludzi przed powodzią. Gdyby przestrzegać żelaznych zasad logiki, należałoby wszystkich mieszkańców tego osiedla przenieść gdzie indziej, a budynki rozebrać. Truizmem jest stwierdzenie, że gdyby nie osiedlano się na obszarach, które mogą zostać zalane, to powodzie nie wyrządzałyby poważniejszych szkód. Ludzie jednak zawsze chętnie budowali swoje siedziby w dolinach nadrzecznych – i nie zamierzają z tego rezygnować. Raz na sto lat Zagrożenie powodziowe należy jednak minimalizować. Dlatego w całej Polsce wyznaczane są obszary zalewowe, szczególnie zagrożone powodzią. Nie należy ich mylić z tzw. suchymi zbiornikami, przeznaczonymi na przyjęcie nadmiaru wód spływających rzekami. Na obszarach zalewowych nie da się całkowicie wyeliminować budownictwa, ale można próbować je ograniczać. Problem w tym, że nie zawsze można dokładnie wyznaczyć zasięg obszarów objętych zagrożeniem powodziowym – zwłaszcza gdy doliny nadrzeczne nie mają wyraźnych krawędzi. Przyjęto więc, że granicę hipotetycznego terenu zalewowego stanowi zasięg najwyższej zmierzonej w przeszłości fali powodziowej. W przypadku Polski jest to z reguły tzw. woda stuletnia, czyli największa, jaka przyszła od 1900 r. Oczywiście zawsze może się zdarzyć powódź jeszcze większa, ale jakąś granicę rozsądku trzeba przyjąć. Taką też granicę przyjmuje ustawa Prawo wodne (lipiec 2001 r.), nakazująca, by przy określaniu granic obszarów potencjalnego zagrożenia powodziowego uwzględniać właśnie wodę stuletnią. W art. 82 Prawo wodne stwierdza, iż obszary narażone na niebezpieczeństwo powodzi obejmują: 1. Obszary bezpośredniego zagrożenia, czyli tereny między linią brzegową a wałem przeciwpowodziowym, oraz strefy przepływu wezbranej wody określone w planie zagospodarowania przestrzennego. 2. Obszary potencjalnego zagrożenia, czyli tereny narażone na zalanie w przypadku przelania się wody przez koronę wału przeciwpowodziowego lub uszkodzenia wału. Na tych pierwszych obszarach nie wolno budować niczego (z wyjątkiem urządzeń wodnych mających ograniczać skutki powodzi). Na obszarach potencjalnego zagrożenia budownictwo jest prawnie dozwolone, bo wały – powtórzmy – stawia się po to, by chroniły tereny zamieszkiwane przez ludzi. Dlatego na tych terenach domy budowano, buduje się i nadal będzie się budować. Wał wita was Bogdan Zdrojewski, w 1997 r. prezydent Wrocławia, słusznie więc dziś zauważa, że 40% zabudowy Wrocławia – nie tylko Kozanów – stoi na terenach zalewowych potencjalnie zagrożonych powodzią. Wrocławski samorząd po 1997 r. wydał zgodę na rozbudowę osiedla, bo Kozanów miał być zabezpieczony skuteczniejszym wałem. Inwestycja nie została zrealizowana, gdyż sprzeciwił się właściciel jednej z działek, przez które miał przebiegać wał – i odwołaniami skutecznie opóźnił budowę. Nie bez znaczenia było też to, że na wielu odcinkach Odry poziom wód w 1997 r. osiągnął stany nigdy nienotowane, więc trudno było przypuścić, że podobny kataklizm może wystąpić ponownie. Co zresztą na razie się sprawdza, bo skutki tegorocznej powodzi są dla Kozanowa niemal żadne w porównaniu z tym, co stało się przed 13 laty. Biorąc więc pod uwagę koszty, to może i dobrze, że wał nie powstał. Z drugiej strony w 1997 r. pod wodą znalazło się, jak dokładnie policzono, zaledwie 55% powierzchni naturalnych obszarów zalewowych Odry (75% obszarów zalewowych po polskiej stronie i niespełna 20% po niemieckiej). Gdy więc zdarzy się jeszcze większa powódź, Kozanów zostanie zalany, bo zawsze może przyjść woda 500-letnia czy nawet wyższa, która nie zmieści się w korytach rzek, choćby nie wiadomo jak obwałowanych. Wały trudno zaś podnosić w nieskończoność. Nie wytrzyma tego finansowo żaden kraj, nawet znacznie bogatszy od Polski, czego przykładem są katastrofalne powodzie, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat w USA (dolina Missouri), RFN (dolina Renu) czy Holandii (także Ren). Warto przy tym zauważyć, że w XX w. w Niemczech aż pięciokrotnie przychodziła woda tak duża, że na początku wieku kwalifikowano by ją jako stuletnią. Budują nie tylko u nas Inwestycje przeciwpowodziowe są kosztowne. Budowa jednego kilometra wału
Tagi:
Andrzej Dryszel









