Łuk Kurskiego

W swoim czasie miała miejsce słynna bitwa wojsk pancernych pod Kurskiem. Wojska niemieckie i rosyjskie rzuciły na siebie wszystko, co miały obłożone żelastwem ze wszystkich stron. Efekt końcowy był taki, że gdyby nasi menele rozkręcający tory kolejowe i zdejmujący drut ze słupów wysokiego napięcia wysokiego napięcia po to, żeby zanieść metal do punktów skupu surowców wtórnych, czynnych nie od 8 do 20, jak Pan Bóg przykazał, ale od 22 do 6 rano, jak nakazuje intuicja kierownika skupu, otóż gdyby ci menele znaleźli się pod Kurskiem, mieliby za co pić do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej. Niestety, okazało się, że mamy dwa łuki: jeden leży w Rosji, a drugi nad Bałtykiem. Ten drugi nie słynie ze strzelania do niemieckich czołgów, ale do zatapiania Donalda Tuska, który jest okrętem flagowym Platformy Obywatelskiej, ale pan Jacek Kurski używa amunicji porównywalnej do radzieckich katiusz albo niemieckich krów czy szaf, bo różnie powstańcy warszawscy nazywali to gówno spadające im z ogromnym wyciem na głowy. Pan Jacek Kurski w swojej bitwie stanął ramię w ramię z żołnierzami Józefa Stalina, ponieważ zaatakował wermacht Donalda Tuska i tym samym spowodował to, że zrealizował prawie w stu procentach mój żart, który wymyśliłem kilka miesięcy temu, kiedy usłyszałem lub przeczytałem, że ojciec

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2005, 42/2005

Kategorie: Felietony