Zarówno w Moskwie, jak i w Warszawie są gotowe listy wzajemnych krzywd i uraz – każdy ma swoją prawdę Widmo konserwatyzmu krąży nad Europą. W Polsce po wielu latach panowania idei liberalnych rządzą politycy, a w związanych z nimi mediach – publicyści odwołujący się do konserwatyzmu. Także wśród rosyjskich elit po ustąpieniu Borysa Jelcyna zapanowała moda na konserwatyzm. Prezentowany obok artykuł – napisany specjalnie dla nas – wielu czytelnikom wyda się zapewne szokujący. Jednak podobnie myśli znaczna część rosyjskiego establishmentu. Co więcej – autorka, wiceszefowa Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Państwowej, Natalia Narocznicka, jest zaliczana do pierwszej dziesiątki polityków mających największy wpływ na kształtowanie koncepcji rosyjskiej dyplomacji. Udziela obszernych wywiadów w telewizji, radiu i prasie. Przejawia niesłychaną aktywność polityczną. Mówi się o jej perspektywach zajęcia czołowego gabinetu w gmachu MSZ przy placu Smoleńskim. Warto więc poznać rosyjski konserwatywny punkt widzenia na świat, w tym relacje polsko-rosyjskie z Ukrainą w tle. Artykuł Natalii Narocznickiej powinien zainteresować przede wszystkim tych polskich polityków konserwatywnej prawicy, którzy chętnie by z Rosją powalczyli. Jak widać z „Manifestu…”, w Rosji są wpływowe siły – powołujące się także na idee konserwatywne – gotowe taką walkę podjąć. (KP) Rosjance, która miała polską babcię – Marię Zakrzewską – niełatwo roztrząsać stosunki polsko-rosyjskie. Tym bardziej że poważnie i uczciwie można je analizować jedynie całościowo – z perspektywy stosunków religijnych, historycznych, geopolitycznych. Decydując się na napisanie tego tekstu, muszę więc zamachnąć się na poprawność polityczną. Historia stosunków polsko-rosyjskich, szczególnie w trójkącie Warszawa-Kijów-Moskwa, potwierdza pogląd, że nawet niedawna konfrontacja dwóch globalnych projektów: komunistycznego i liberalnego zawierała w sobie rywalizację geopolityczną i stereotypy zrodzone w poprzednim sporze w łonie samej cywilizacji chrześcijańskiej. Dylemat „Rosja i Europa” przetrwał tę konfrontację i organicznie wszedł do nowej „wielkiej schizmy” epoki postmodernizmu. Ujawnił się on niezwłocznie, gdy tylko Rosja – przejściowo – utraciła rolę równorzędnej całemu Zachodowi przeciwwagi geopolitycznej i duchowej. Rozpoczęta rekonstrukcja Europy Środkowo-Wschodniej, w której znajduje się także nasz trójkąt, zawiera znajome geopolityczne i duchowe dążenia Starego Świata. Czy bowiem Węgry i Czechy, stając się członkami NATO, jedynie uciekają od komunizmu? W większym stopniu te państwa powracają do przestrzeni „posthabsburskiej”. Niepotrzebnie w Rosji zdumiewano się, że katolicka Polska współczuje czeczeńskim bandytom, którzy ucinają głowy chrześcijanom. Przecież historycy wiedzą, że idol polskiej świadomości narodowej, Adam Mickiewicz, „zgasł” – jak to ujął Aleksander Hercen – gdzieś w Konstantynopolu, do którego wyprawił się, by organizować polsko-kozacki legion, który miał walczyć w wojnie krymskiej po stronie „cywilizowanej” otomańskiej Turcji przeciwko „barbarzyńskiej” Rosji. Łuk bałtycko-czarnomorski z brakującym na razie elementem – Białorusią – to stary projekt sięgający XVI w., mający odciąć Rosję od dostępu do mórz. Papież Jan Paweł II w czasie wizyty na Ukrainie jakoś dziwnie nazwał jedynie Ukraińców spadkobiercami św. Włodzimierza. On także konsekwentnie tworzył diecezje katolickie na terenie Rosji. Znów pojawia się analogia – czy to nie kontynuacja dzieła papieża Urbana VIII, który kierując się w stronę narodów połączonych unią brzeską, wzywał: „O moi Rusini! Tylko w was pokładam nadzieję na osiągnięcie Wschodu”? Jednym z głównych celów obecnego dzielenia świata jest kontrola nad zasobami naturalnymi oraz strategicznymi szlakami wiodącymi do nich. O to toczą się współczesne wojny. W tym procesie kluczową rolę odgrywa odepchnięcie Rosji od mórz: Śródziemnego, Czarnego i Kaspijskiego, na północny wschód Eurazji. To północna granica światowej elipsy energetycznej obejmującej Półwysep Arabski, Irak i Iran, Zatokę Perską, należący do Rosji Północny Kaukaz i zamykającej się na Afganistanie. Ta linia dochodzi do Ukrainy, Mołdowy i Kaukazu, co tłumaczy strategię wciągania w orbitę atlantycką terytorium od basenu Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego; histeryczne ataki na Białoruś – brakujący element układanej mozaiki; walkę o ostateczne wyparcie Rosji z Krymu; ozdobienie czeczeńskiego buntu kryminalnego aureolą ruchu narodowo-wyzwoleńczego; wreszcie – włączenie Gruzji do orbity amerykańskiej. Zapewne w Polsce są politycy widzący w tej sytuacji pewną historyczną szansę. Polska jest tą „nową Europą”, na którą – rzekomo – stawiają USA w strategii
Tagi:
Natalia Narocznicka









