Marzenie ściętej baterii

Marzenie ściętej baterii

Nawet gdyby powstał milion samochodów elektrycznych, to raczej nie pojedzie, bo mamy niecałe 3 tys. stacji ładujących

Samochodów elektrycznych w Polsce przybywa. Przeciwnicy tej technologii straszą różnymi ciekawostkami, często niemającymi oparcia w rzeczywistości. A wcale nie muszą niczego zmyślać. Dziś głównym problemem elektromobilności nad Wisłą jest niewystarczająca liczba stacji ładujących. Co ciekawe, również część Europy nie radzi sobie z rozmieszczaniem ładowarek. Do tego, mimo wielu zalet, elektryki pozostają na razie jedynie zabawą dla bogatych entuzjastów, którzy lubią skrupulatnie planować każdy dłuższy wyjazd.

Strach przed pożarem

Pod koniec maja w Gdańsku spłonął elektryczny ford. Media rozdmuchały temat do granic możliwości. Czytaliśmy o „kolejnym pożarze” elektryka. To retoryka, która jest wodą na młyn dla przeciwników elektromobilności. Łatwo straszyć społeczeństwo podobnymi doniesieniami, bo wydaje się, że codziennie płonie gdzieś samochód elektryczny. Obraz łatwopalności elektryków wywołał takie obawy, że gdy firma Arval urządziła między domami w Wilanowie parking dla 300 aut elektrycznych, mieszkańcy wpadli w popłoch. – Te samochody są zaparkowane kilka centymetrów od płotu naszych ogródków. Siedzimy w tych ogrodach, grillujemy. Gdyby któryś z tych samochodów zajął się ogniem, doprowadziłoby to do tragedii – opowiadała „Gazecie Stołecznej” jedna z mieszkanek. Po nagłośnieniu sprawy firma przeprosiła i obiecała zabrać samochody.

Tymczasem ze statystyk zebranych przez Państwową Straż Pożarną wynika, że w zeszłym roku odnotowano tylko 10 pożarów samochodów elektrycznych. W 2021 r. doszło zaś do czterech tego typu zdarzeń. W tym samym 2022 r. odnotowano 8333 pożarów aut spalinowych. Oczywiście czytelnicy mogą słusznie zauważyć, że samochodów spalinowych jest znacznie więcej niż elektrycznych. Jednak, gdy weźmiemy pod uwagę liczbę samochodów elektrycznych i spalinowych jeżdżących po polskich drogach, to współczynnik pożaru na 100 samochodów dla elektryków wynosi 0,03, a 0,04 dla aut spalinowych. Te dane potwierdzają informacje z raportu Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych (PSPA) – eksperci ds. pożarnictwa utrzymują, że samochody elektryczne nie palą się częściej niż te z silnikami spalinowymi.

Pożary samochodów elektrycznych budzą jednak sporą sensację. W kolejnych doniesieniach można było przeczytać o długich akcjach gaśniczych. Dotychczasowy rekord gaszenia samochodu elektrycznego wyniósł w Polsce 21 godzin. Z ogniem walczyło 16 oddziałów straży pożarnej. Takie informacje robią wrażenie. Jednak Jakub Wiech, dziennikarz zajmujący się energetyką, studzi emocje. Do ugaszenia elektryka po pierwsze, używa się tego samego sprzętu, co w przypadku pożaru auta spalinowego. Po drugie, ekipa strażacka za pomocą kamery termowizyjnej przez 24 godziny sprawdza, czy elementy samochodu elektrycznego znowu się nie nagrzewają. To dlatego słyszymy o tak długiej walce z ogniem w przypadku elektryków. Niestety, obecnie do ugaszenia auta elektrycznego potrzeba nawet 10 tys. litrów wody. – Państwowa Straż Pożarna jest przygotowana do gaszenia pożarów pojazdów z napędem elektrycznym. Największą trudnością przy tych działaniach jest znaczne zapotrzebowanie na wodę niezbędną do gaszenia i chłodzenia palących się baterii – twierdzi bryg. Karol Kierzkowski, rzecznik prasowy komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej. Obecnie trwają prace nad wykorzystywaniem azotu zamiast wody do gaszenia elektryków, co znacznie przyspieszy akcje strażackie.

Zabawa dla bogatych fanów

Problemem jest wysoka cena samochodów elektrycznych. Chcąc kupić coś w rozmiarze średniego miejskiego kompaktu, musimy mieć w kieszeni ok. 130 tys. zł.

Duże, rodzinne auta to wydatek nawet 300 tys. zł. Oczywiście są to wersje podstawowe, do których użytkownicy będą chcieli przede wszystkim dokupić szybsze ładowarki. Czas ładowania ma zaś ogromne znaczenie. Użytkownicy aut spalinowych, przyzwyczajeni do spędzania na stacji benzynowej maksymalnie 15 minut, mocno się dziwią, kiedy okazuje się, że elektryka, zależnie od zastosowanej w nim technologii, ale także typu ładowarki ładuje się od kilku do nawet kilkudziesięciu godzin. Najmocniejsze szybkie stacje ładowania (tzw. DC)

zapewniają zwiększenie zasięgu auta o 100-150 km, jeśli podłączyć do nich auto na godzinę. Ładowanie elektryka z gniazdka w domu może trwać i 30 godzin.

Tutaj pojawia się kolejny problem. Producenci samochodów elektrycznych chwalą się coraz większymi zasięgami swoich pojazdów, które wynoszą dziś już ponad 500 km na jednym ładowaniu. Niestety, to nadal około połowy odległości, jaką na jednym tankowaniu pokona samochód spalinowy. Gdy dodamy do tego czas ładowania, okazuje się, że dłuższe podróże elektrykiem trzeba bardzo dobrze planować. W Polsce jest bardzo słabo rozwinięta sieć stacji ładujących. Według szacunków PSPA mamy ich obecnie ok. 2,6 tys., z czego zaledwie 728 to stacje szybkiego ładowania. Nawet nasi sąsiedzi zza Odry narzekają na niewystarczającą liczbę stacji ładujących. Z raportu firmy Delloite wynika, że aż 49% Niemców, którzy kupili elektryka, nie będzie chciało nabyć kolejnego. A przecież według raportu Instytutu Badań Rozwoju Rynku Motoryzacyjnego (SAMAR) Niemcy zajmują trzecie miejsce w Europie pod względem liczby ładowarek elektrycznych – jest ich tam ponad 44 tys.

Koszmar używania elektryka opisała w grudniu 2022 r. red. Dominika Wantuch, która wybrała się w podróż z Katowic do Krakowa. „Każde przyśpieszenie samochodu wskazywało, jak drastycznie rośnie zużycie baterii w aucie. W efekcie już  po przejechaniu niespełna 90 km samochód wskazywał, że bateria, która miała starczyć na ok. 200 km, wystarczy już zaledwie na 80 km. Nieco za mało, by spokojnie wrócić z Katowic do Krakowa”, opisywała na łamach „Gazety Wyborczej”. Problem zaczął się, gdy kobieta chciała naładować samochód. Na pierwszej stacji nie pasowały kable; na drugiej zepsuta była ładowarka. Trzecia stacja okazała się nieczynna. Nie znalazłszy stacji, dziennikarka zrezygnowała z podróży i zostawiła samochód u znajomych, aby podładować go przez noc. Dodatkowo pokazała najbardziej irytujący problem wszelkich stacji ładowania – na prądzie wszyscy chcą zarobić, więc różne stacje mają swoje aplikacje do ich obsługi i systemy płatności. Za każdym razem trzeba więc ściągać na telefon komórkowy inny program i zostawiać swoje dane.

Problem z prądem

Nie pożary więc ani cena są największym problemem elektomobilności. Oprócz oczywistej korzyści, jaką są niższe koszty przejechania 100 km na prądzie, a nie na benzynie, widać też wiele minusów zasilania baterii ładowarką. Po pierwsze, wspomniana już niewielka liczba stacji ładujących. Po drugie, na drodze do elektryfikacji polskich dróg stoi przestarzała sieć przesyłowa. Obecnie ponad milion osób ma przydomową minielektrownię. Wszystko to głównie za sprawą rozpowszechnienia paneli fotowoltaicznych w gospodarstwach domowych. Według danych Polskich Sieci Energetycznych w czerwcu 2022 r. doprowadziło to do sytuacji, w której przez moment odnawialne źródła energii (głównie panele fotowoltaiczne i turbiny wiatrowe) dostarczały ponad 10 GW, więcej niż dwie trzecie całkowitego zapotrzebowania na energię elektryczną w całym kraju.  Ogólnie rzecz biorąc to bardzo dobra informacja. Jest jednak „ale”. Według ekspertów polska sieć przesyłowa jest przestarzała i została zaprojektowana jedynie do dostarczania energii, a nie również jej odbierania. Dopóki nie zaczniemy modernizacji polskiej energetyki, cała elektromobilność stoi pod znakiem zapytania.

Spójrzmy na liczby – jedna szybka ładowarka DC, czyli ta najbardziej pożądana, potrzebuje tyle energii, ile wynosi przeciętny pobór ok. 15 domów jednorodzinnych. Jeśli chcielibyśmy elektryfikować również cięższe maszyny, takie jak pojazdy obsługujące centra logistyczne, nasza już przeciążona sieć energetyczna tego nie udźwignie. Volvo szacuje, że ich ciągniki elektryczne wymagałyby ładowarek o mocy nawet 1400 kW. Zakładając, że centrum logistyczne wyposaży się tylko w kilka ładowarek, to i tak mowa o poborze mocy, jaki generuje niewielkie miasto.

Dlatego premiera Morawieckiego powinien martwić nie kolejny projektant zajmujący się zmianą wyglądu polskiego samochodu elektrycznego Izera, ale właśnie modernizacja sieci energetycznej w kraju. A może, skoro ponad milion gospodarstw domowych zaczyna wchodzić na drogę samowystarczalności energetycznej, państwo powinno pomyśleć o zaprojektowaniu ogólnodostępnych i darmowych ładowarek? Na razie wiemy jedno. Nawet gdyby milion elektryków powstał w terminie, to raczej nie pojedzie.

k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Wojciech Stróżyk/REPORTER

Wydanie: 2023, 25/2023

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy