Miasta zbudowane na złocie

Miasta zbudowane na złocie

W Ballarat czas zatrzymał się półtora wieku temu, w Kalgoorlie nadal wydobywa się cenny kruszec Krystyna Rożnowska Korespondencja z Australii Drewniany szyb kopalni złota, sadzawka, z której można czerpać łopatą błoto i w płaskim naczyniu wypłukiwać ziarenka złotego kruszcu, apteka zabudowana szafkami pełnymi słoików z kolorowego szkła i różnokształtnych flakoników, małe sklepiki z towarami kolonialnymi, zakład fotograficzny ze starym aparatem tkwiącym na stojaku i pożółkłymi zdjęciami na ścianach, drukarnia, w której ręcznie składa się czcionki, hotel z koronkową pościelą i nocnikiem pod łóżkiem, szkoła wyposażona w drewniane ławki z kredą i tablicą, mały kościół anglikański, kameralny teatr z jaskółką zdobiony złoceniami, warsztaty rzemieślnicze, drewniane domki i namioty, wyboiste ulice i jadące po nich z terkotem konne powozy na drewnianych kołach – tak wygląda współcześnie Ballarat, miasteczko w stanie Wiktoria, 120 km na północny zachód od Melbourne. Na jego obrzeżach zrekonstruowano osiedle z połowy XIX w., z czasów gorączki złota. Ponad 500 osób, aktorów i wolontariuszy, odgrywa role dawnych mieszkańców tego miasteczka: piekarzy, sprzedawców, rzemieślników, kopaczy złota, właścicieli dyliżansów, nauczycieli, uczniów, żandarmów. Skansen eksponuje więc nie tylko obiekty i przedmioty sprzed półtora wieku, ale też obrazuje ówczesne życie. A były to czasy niezwykłe. W połowie XIX w. Australia, poza południowo-wschodnim wybrzeżem, była jeszcze dzika i nieznana. Minęło ledwie 80 lat od jej odkrycia przez kapitana Jamesa Cooka, który ogłosił przyłączenie wschodniej części wyspy do Korony Brytyjskiej, a ponad 60 lat od przypłynięcia z Anglii pierwszej flotylli – 11 statków z 778 skazańcami i 250 żołnierzami na pokładzie, co uznano za początek cywilizacji na tym kontynencie. Sydney było jeszcze niewielkim miastem o kiepskiej reputacji, Melbourne dopiero powstawało. Kolejne ekspedycje naukowe, ryzykując życie, zapuszczały się w głąb kontynentu, gdzie umieli przetrwać tylko Aborygeni. Pierwszy odkrył złoto na tym kontynencie Polak, Paweł Edmund Strzelecki, w 1840 r. Badał Wielkie Góry Wododziałowe w południowo-wschodniej części wyspy. Zdobył najwyższy szczyt lądu i nazwał go Górą Kościuszki. Zataił jednak odkrycie cennego kruszcu na życzenie gubernatora, obawiającego się nadmiernego napływu ludności i anarchii. W 1851 r. na tych samych terenach odkrył złoto Edward Hargraves i wtedy już nie dało się powstrzymać napływu ludności. W ciągu kilku tygodni znaleziono też złoto w innych miejscach kontynentu – bajeczne jego pokłady odkryto właśnie na obszarze dzisiejszego Ballarat. Wieść o tym szybko się rozniosła, ściągając przybyszów z całego świata. Zaczęła się australijska gorączka złota. Ballarat – między kopalnią a teatrem W Ballart czas zatrzymał się półtora wieku temu. Ludzie, którzy na wieść o odkryciu złota na tych terenach porzucili gdzieś w odległych krajach swoje domy, rodziny i choć daleka podróż była wówczas wielkim, ryzykownym przedsięwzięciem, przybyli na niezbadany jeszcze kontynent, ujrzeli tu wzgórze zwane czerwonym i wypaloną słońcem ziemię zabarwioną minerałami, pokrytą mizerną roślinnością. Rozbijali namioty i zaczynali kopać, przesypywać grudki ziemi, upatrując błysku ukrytych między nimi drobin złota i samorodków. Oblepione błotem były prawie niewidoczne, więc wypłukiwali w wodzie ziemię i piasek. Dziś tak samo jak wtedy nad niewielkim bajorkiem turyści mogą poczuć się poszukiwaczami. Nabieram więc łopatą trochę błota, nakładam na płaskie naczynie. Zanurzam je, potrząsam, wylewam wodę. Wpatruję się w drobne kamyczki pozostałe na dnie naczynia. Nic nie błyszczy. Znów nabieram błota do naczynia, potrząsam nim. Złota nadal nie ma. Wylewam całą zawartość i kolejny raz sięgam po łopatę, zdziwiona narastającym we mnie oczekiwaniem na ujrzenie choćby najmniejszej złotej drobiny. Jakże oni musieli tego pragnąć, skoro przypłynęli w tym celu aż na drugą półkulę. Wreszcie, jeeest! Maleńka złota kruszyna, niemająca żadnej wartości, ale ile radości sprawia jej znalezienie! Tak chyba rodziła się ich pasja poszukiwaczy złota i uzależnienie jak od narkotyku. Podobne emocje przeżywają hazardziści. Poszukiwacze wierzyli ciągle, że kiedyś dopisze im szczęście, przecież niektórzy znajdowali mniejsze czy większe bryłki kruszcu i w jednej chwili stawali się bogaci. Największy samorodek, jaki kiedykolwiek tu znaleziono, ważył 69 kg! Codziennie przybywali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 32/2009

Kategorie: Świat