Między prawem a polityką

Między prawem a polityką

Proces Polańskiego obnaży stan naszego wymiaru sprawiedliwości Mec. Maciej Kliś – specjalizuje się w sprawach karnych i ekstradycyjnych. Od 2003 r. jego kancelaria adwokacka współpracuje z prawnikami w Nowym Jorku i Los Angeles. Był obrońcą pierwszych trzech Polaków, którzy po zmianie art. 55 konstytucji zostali wydani Amerykanom. Dotychczas tylko jeden z nich, Mirosław Z., trafił do USA. W środę, 25 lutego przed Sądem Okręgowym w Krakowie rozpocznie się proces o wydanie Romana Polańskiego amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Jaki wyrok pan przewiduje? – Jeżeli przyjmiemy, że orzecznictwo się ugruntowało i wszystkie sądy, które wydawały decyzje o ekstradycji Polaków do Stanów Zjednoczonych, miały rację – z czym się całkowicie nie zgadzam – to sąd okręgowy powinien stwierdzić dopuszczalność wydania. Gdyby miał zadecydować inaczej, oznaczałoby to przełamanie dotychczasowej linii orzeczniczej. Moim zdaniem, sąd tak właśnie powinien postąpić w tej sprawie. Dotychczasowe orzecznictwo nie jest trafne i nie oddaje tego, o czym pisał w uzasadnieniu swojego wyroku Trybunał Konstytucyjny w 2011 r. Problem polega na tym, że w Polsce sądy badają tylko formalne przesłanki możliwości wydania Polaka Stanom Zjednoczonym, nie wchodząc w ogóle w meritum sprawy. Wielokrotnie próbowałem przekonać sądy w moich dotychczasowych sprawach, aby zbadały podstawową choćby zasadność zarzutów stawianych Polakowi w USA, i za każdym razem uzyskiwałem odpowiedź, że w naszej praktyce wystarcza uprawdopodobnienie popełnienia zarzucanego przestępstwa, a tym uprawdopodobnieniem jest sam wniosek ekstradycyjny złożony przez inne państwo. W sprawie Romana Polańskiego nie może też wchodzić w grę kwestia przedawnienia, bo to przestępstwo nie przedawniło się w Stanach. A może sąd znajdzie inne argumenty, aby Polańskiego nie wydawać? – Bardzo bym chciał, ale opisana powyżej praktyka orzecznicza budzi obawy co do znalezienia takich argumentów, choć, jak cały czas twierdzę, przepisy polsko-amerykańskiej umowy ekstradycyjnej z 1996 r. nie stanowią samodzielnej podstawy do wydania Polaka. Zarówno Trybunał Konstytucyjny, jak i ja w dotychczasowych pismach wskazywaliśmy, że te przepisy jedynie odwołują się do prawa wewnętrznego obowiązującego w Polsce, a ono samo w sobie zabrania wydawania obywateli polskich do innego kraju. Z wielką uwagą będę śledził postępowanie przed krakowskim sądem, bo zobaczymy, gdzie kończy się wymiar sprawiedliwości, a zaczyna polityka. Moim zdaniem, ten proces obnaży stan naszego wymiaru sprawiedliwości. Sprawy ekstradycyjne są bardzo ważne. Kontrola sądowa nad obywatelem to jedna z zasad suwerenności. Wydanie kogoś innemu państwu powoduje, że kompletnie traci się jurysdykcję nad swoim obywatelem. Gdyby nie prawna ochrona własnych obywateli, każde państwo mogłoby zażądać przysłania kogoś. Polańskiego lepiej chroni obywatelstwo francuskie niż polskie. Francja nie wydaje innym państwom swoich obywateli, a umowa ekstradycyjna z USA pozwala wysłać do Ameryki Rosjanina czy Chińczyka, ale nie Francuza. – My też mamy umowę o ekstradycji ze Stanami Zjednoczonymi z 1996 r. i udowadniałem już przed Trybunałem Konstytucyjnym, że niektóre jej przepisy są sformułowane w sposób nieostry. Aby można było skorzystać z wyjątku i wydać obywatela polskiego, powinno być wyraźnie napisane, że państwa umawiające się wyrażają zgodę na wydawanie własnych obywateli. Stwierdzenie w tej umowie, że nie ma żadnego zobowiązania do wydawania obywateli, ale można to zrobić, jeżeli minister sprawiedliwości, czyli urzędnik, uzna to za możliwe i właściwe, jest skandalem. Jeżeli taka niepodlegająca zaskarżeniu decyzja ma przesądzać o dalszym życiu obywatela, mamy do czynienia z ewidentnym naruszeniem podstaw zasad konstytucyjnych państwa. Jak urzędnik ma decydować, co jest właściwe, i nie podlegać żadnej kontroli? Narusza to generalną zasadę stosowania prawa. Moim zdaniem, nie można powoływać się na tę umowę, bo faktycznie odsyła ona do prawa wewnętrznego, do polskiego systemu prawnego. Wielokrotnie pisałem w tej sprawie do rzecznika praw obywatelskich, który nie chce podjąć żadnych działań w tej sprawie. Co notabene uważam za bulwersujące, biorąc pod uwagę systemową pozycję rzecznika praw obywatelskich w Polsce, będącego przecież organem powołanym do pomocy i ochrony obywatela, a nie kreowania polityki. Co pan proponuje? – Należy zmienić linię orzecznictwa. Jak już powiedziałem, sądy u nas nie badają, czy ktoś za oceanem popełnił przestępstwo. Tymczasem sąd w Chicago, zajmując się sprawą Edwarda Mazura, którego wydania domagała się Polska, bardzo dokładnie badał, czy Mazur miał coś wspólnego z zabójstwem gen. Marka Papały. Po przesłuchaniu wielu świadków doszedł do wniosku, że Mazur

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2015, 2015

Kategorie: Kraj