Królowa Elżbieta II jest tytularną zwierzchniczką państwowego Kościoła Anglii, do którego należy zaledwie 14% Brytyjczyków Po raz pierwszy w ciągu 68-letnich rządów Elżbiety II jej urodzin nie uczczono 21 kwietnia salutem armatnim, który zwykle ma miejsce w Hyde Parku i w twierdzy Tower of London. Wcześniej odwołano czerwcową paradę z tej okazji. Monarchini uznała, że uroczyste świętowanie urodzin, gdy kraj zmaga się z pandemią, byłoby niestosowne. 94-letnia Elżbieta II jest nie tylko królową Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz głową 15 innych państw, ale też tytularną zwierzchniczką państwowego Kościoła Anglii, do którego należy zaledwie 14% Brytyjczyków, przy czym tylko 2% młodych. Co drugi mieszkaniec Wielkiej Brytanii nie wyznaje żadnej religii, a co trzeci jest chrześcijaninem. W badaniach Gallupa z 2015 r. wśród 65 państw Wielka Brytania pod względem religijności zajęła siódme miejsce od dołu, za nią są tylko Hongkong i Niderlandy, Czechy, Szwecja, Japonia i Chiny. Niewybieralni, niereprezentatywni, nieobecni Wyraźny spadek religijności trwa tutaj od stu lat. W 1933 r. chrzczono w wyznaniu anglikańskim 75% dzieci; mniej więcej taka sama część społeczeństwa deklarowała przynależność do Kościoła Anglii. Obecnie uczęszcza do niego regularnie mniej niż milion wiernych. O tradycjach religii państwowej najgłośniej mówił w ostatnich latach Nigel Farage. Przywódca „niepodległościowej” partii UKIP oskarżał inne partie o marginalizowanie chrześcijańskich wartości i nawoływał do ich obrony. W swoich publikacjach UKIP obiecywała zmiany legislacyjne umożliwiające ludziom wiary odmowę świadczenia usług osobom pozostającym w związkach jednopłciowych, jak również zakaz edukacji seksualnej w szkołach podstawowych. Nigel Farage, który nazywał Brytyjczyków narodem chrześcijańskim, zadałby bardzo bolesny cios hierarchii kościelnej, gdyby stworzona przez niego w 2019 r. Brexit Party nie poniosła klęski w wyborach. W jego planach figurowała bowiem reforma dwuizbowego parlamentu zakładająca całkowitą likwidację Izby Lordów, a wraz z nią 26 miejsc lordów duchownych. Tradycja lordów duchownych sięga XIV w. i wywodzi się ze średniowiecznego podziału na trzy stany: panów, kler i całą resztę. Obalona na krótko w XVII w., powróciła w 1660 r. i odtąd sutanny biskupów wydają się przyrośnięte do parlamentarnych foteli. W 2012 r. próbowano zredukować liczbę lordów duchownych do 12 – bezskutecznie. Naczelnym argumentem zwolenników zachowania status quo jest przekonanie, że ponadpolityczni biskupi nadają debatom parlamentarnym wymiar boski. Stałe miejsca w Izbie Lordów przysługują arcybiskupom Canterbury i Yorku, a także biskupom Londynu, Winchesteru oraz Durham. Reszta 21 lordowskich foteli jest zarezerwowanych dla najbardziej zaawansowanych stażem członków episkopatu, bez względu na kwalifikacje (o wyjątku za chwilę). Nie tylko wieloreligijność nie znajduje tu odzwierciedlenia, również geograficznie dochodzi do nierówności. Najliczniej reprezentowane są południowo-wschodnie tereny Anglii, bez reprezentacji pozostają zaś Szkocja (prezbiteriański Kościół Szkocji nie ma urzędu biskupiego) i Walia (Kościół Walii jest niepaństwowy). Bizantyjskie rozmiary Izby Lordów – 760 członków – to argument za znikomym znaczeniem obecności w niej biskupów. Gdyby wszyscy oni zagłosowali po linii konserwatywnej, i tak nie wpłynęliby na wynik. Gorąco robi się dopiero wtedy, gdy procedowane są zagadnienia bliższe sercu Kościoła, np. ustawa edukacyjna z 2000 r. (Learning and Skills Bill), obejmująca edukację seksualną w szkołach podstawowych, bądź ustawa o związkach partnerskich (Civil Partnerships Bill). Dostęp do władzy ustawodawczej to przywilej i obowiązek. Gdy w 2012 r. toczył się wewnątrzkościelny spór o dopuszczenie kobiet do ordynacji biskupiej, krytycy Kościoła Anglii zarzucali mu wprost: jesteście organizacją seksistowską, działacie wbrew prawu, które sami stanowicie (chodziło o Equality Act z 2010 r., ustawę zakazującą dyskryminacji na tle płci, orientacji seksualnej, religii, niepełnosprawności, wieku, narodowości). Burza wokół ordynacji kobiet mogła kosztować Kościół Anglii utratę gwarantowanych miejsc w Izbie Lordów – takiej „kary” za jednopłciowość lordów kościelnych chciał liberalny demokrata Alistair Carmichael. Chrześcijański poseł Partii Pracy Chris Bryant proponował zmiany legislacyjne zmuszające episkopat do przestrzegania zasad równouprawnienia płci. Gabinet premiera Davida Camerona wyraził rozczarowanie wynikiem głosowania synodu nad ordynacją kobiet, zapewniając jednocześnie, że nie zamierza ingerować w wewnętrzne sprawy Kościoła. Pierwsze kobiety księża pracują w Kościele Anglii od połowy lat 90. Ruch równouprawnienia sięga końca lat 70. i jego










