Żeby wyjechać na międzynarodową misję, trzeba mieć wysoko postawionych protektorów „System ONZ”, na który składa się Sekretariat oraz kilkadziesiąt organizacji i agencji, co roku dysponuje około 10 mld dolarów. Amerykańscy eksperci wyliczyli, że 75 centów z każdego przyznanego dolara ONZ wydaje na utrzymanie swego personelu. Nie ma się jednak co dziwić – zatrudnia ponad 53 tys. osób na całym świecie, z czego 8 tys. w Sekretariacie Generalnym. Mimo prób reform biurokracja ONZ-etowska ma się dobrze: dostarczaniem żywności do państw najbiedniejszych nadal zajmuje się sześć różnych agencji, a nad rozwojem państw afrykańskich czuwa ich co najmniej siedem. Krytycy ONZ-etu często wypominają, że czasem miesiącami zwleka się z wypłatami np. dla pracujących w Afryce lekarzy, ale nie brak pieniędzy na opłacanie przeszło stu urzędników z kadry kierowniczej Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Genewie – każdy z nich inkasuje co roku nie mniej niż 75 tys. dolarów pensji. Dlaczego aż tyle zarabiają? Bo w ONZ-ecie obowiązuje zasada, że jego pracownicy na wysokich stanowiskach muszą mieć pensję porównywalną do najwyższych na świecie zarobków w służbie publicznej. Choćby dlatego chętnych do pracy nie brakuje. Prawie nie z klucza Wakaty w ONZ-ecie dzielą się na tzw. wewnętrzne – mogą się o nie ubiegać tylko osoby pracujące w organizacji, i zewnętrzne – o nie może się teoretycznie ubiegać każdy, kto posiada odpowiednie wykształcenie i doświadczenie zawodowe. Warunki, jakie musi spełniać kandydat, określa specjalny departament w Sekretariacie. To jednak tylko teoria. W praktyce pole do popisu mają dyplomaci oraz politycy. Podobno mistrzem w wysuwaniu Polaków na wysokie stanowiska był poprzedni szef MSZ-etu, prof. Bronisław Geremek. Na rozmowy z wysokimi rangą przedstawicielami ONZ-etu zawsze miał przygotowane dwa, trzy nazwiska kandydatów. – To zabieg powszechnie stosowany nie tylko przez Polaków. Prezydenci, premierzy, ministrowie podczas rozmów z Kofi Annanem czy jego zastępcami wymieniają nazwiska kandydatów, często przedstawiając ich jako swych przyjaciół, mimo że nigdy ich nie widzieli – opowiada jeden z dyplomatów MSZ-etu. – Bój o najwyższe stanowiska rozgrywa się na sesjach Zgromadzenia Ogólnego. Do Nowego Jorku jedzie wtedy od nas 10-15 osób. Zadaniem niektórych jest negocjowanie stanowisk dla Polaków. (Z USA takich osób na sesję jedzie kilka razy więcej). Rozgrywki o obsadę większości stanowisk odbywają się w ciągu całego roku – czasem to z Sekretariatu wypływa nieoficjalna informacja, że kandydat mógłby pochodzić na przykład z Europy Wschodniej albo z któregoś z państw skandynawskich. Innym razem wiadomość, że wysoko postawiony urzędnik odchodzi na emeryturę i ONZ wkrótce zacznie się rozglądać za następcą, rozchodzi się pocztą pantoflową. Wielka międzynarodowa pomyłka W ONZ-ecie przyjęło się, że stanowiska może obsadzić swymi obywatelami każde państwo proporcjonalnie do znaczenia politycznego oraz wysokości opłacanej składki. Nie jest to jednak żaden wymóg, a jedynie praktyka (Polska wpłaciła w 2001 r. 0,269% kwoty budżetu ogólnego ONZ-etu, co daje najwyżej kilkanaście stanowisk.) Jednakże bardzo trudno określić, ilu dokładnie Polaków pracuje w ONZ-ecie. Nie bardzo wiadomo nawet, ilu ich jest w Sekretariacie. Rekomendację władz w Warszawie otrzymało około 10 osób, ale pewne jest, że to nie wszyscy… Całkiem niedawno okazało się, że w Sekretariacie pracuje Pakistanka, która wyszła za Polaka, więc ma polski paszport. Dzięki temu uznawana jest za Polkę. Takich osób z polskimi paszportami jest kilka. Wysokie stanowiska w ONZ-ecie zajmują też Polacy, których delegowano do pracy jeszcze w latach 80. W 1990 r., gdy okazało się, że nowe władze chcą ich odwołać, osoby te – używając znajomości (oraz zapisów z ustawy o związkach zawodowych w ONZ-ecie) – postarały się, by ich kilkuletnie kontrakty pozamieniać na etaty bezterminowe. Jednak Polska ma problemy nie tylko z obsadzaniem stanowisk w Nowym Jorku. – W ciągu ostatnich lat przeszły nam koło nosa propozycje, by Polacy szefowali międzynarodowym misjom pokojowym w Kuwejcie i na Wzgórzach Golan. ONZ wymagał od kandydatów odpowiedniego wykształcenia, doświadczenia w swoich misjach, doskonałej znajomości języka angielskiego oraz, by byli to generałowie „dwugwiazdkowi”. Udało się znaleźć oficerów z wieloletnim doświadczeniem w misjach pokojowych, znali angielski, ale… zabrakło im gwiazdki na pagonach. Na świecie powszechnie stosowana jest czasowa nominacja: generał „jednogwiazdkowy”, a czasem nawet major,
Tagi:
Agata Jabłońska