Fundacja Habitat pomaga w wybudowaniu mieszkań niezamożnym rodzinom, które nie mają szans na kredyt bankowy Będziemy mieszkali na parterze w czteropokojowym mieszkaniu na 67 m kw. – mówi z dumą Małgorzata Gałenska z podpoznańskich Sadów. Czasem, gdy zamknie oczy, wyobraża sobie, że już tam się przenieśli. Niestety, w końcu musi podnieść powieki. I wtedy widzi swoje ciasne, jednopokojowe mieszkanie, w którym z mężem mieszka od 17 lat. Dostali je z kombinatu, w którym pracowali. Mały pokój i mała kuchnia. Wszystkiego 27 m kw. Gdy dzieci były małe, dało się wytrzymać. Ale teraz, gdy 16-letnie bliźniaki Daria i Damian wyrosły, a 14-letniego Dawida też nie można położyć do małego łóżeczka, tłok w mieszkaniu jest nie do wytrzymania. W niewielkiej przechodniej kuchni oprócz kuchenki i zlewozmywaka mieści się tylko piętrowe łóżko dociśnięte do lodówki. U góry śpi najmłodszy Damian. Na dole Daria, która świetnie radzi sobie w przełajach i biegach na 300 m. Sportowe trofea dziewczyna przeniesie do swojego pokoju w nowym domu. Ale łóżka i inne meble Gałenscy zostawią. – Są zbyt zawilgocone – tłumaczy pani Małgosia i pokazuje grzyb na ścianie, który zajmuje rogi kuchni od podłogi aż po sufit. A potem demonstruje, jak w przejściu kuchni rozkładają na noc łóżko dla Dawida. Uciec, ale dokąd? Od grzyba i ciasnoty wynajmowanego mieszkania chcieli uciec już dawno, ale nie było jak. Obecny właściciel domu do remontów nie chciał się dokładać. A bez odbijania tynków i ocieplenia ścian grzyba wyplenić się nie da. Z kolei na kupno nawet najskromniejszego mieszkania ich nie stać. Choć ona legalnie sprząta w dwóch instytucjach, a mąż – 42-letni Arkadiusz Gałenski – też pracuje na pełen etat jako ślusarz, zarabiają zbyt mało, żeby dostać kredyt mieszkaniowy. a gminny lokal mieli niewielkie szanse, bo takich potrzebujących jak oni jest wielu. I gdy wydawało się, że są do końca życia skazani na grzyba i ciasnotę, gminny radny, znający ich trudną sytuację mieszkaniową, powiedział im o fundacji Habitat for Humanity, która właśnie w Sadach zamierzała wybudować dom dla niezamożnych rodzin. Arkadiuszowi Gałenskiemu sprawa wydała się bardzo podejrzana. – Sfinansują budowę mieszkania dla takich biedaków jak my i nie wezmą procentu? I możemy spłacać taką nieoprocentowaną pożyczkę 20 lat? To niemożliwe – przekonywał żonę. Ale ona go nie słuchała. I wypełniła wniosek. Gdy poznański Habitat wpisał ich na listę lokatorów pierwszego budynku, który fundacja będzie budowała w Wielkopolsce, mąż w końcu uwierzył, że los się do nich uśmiechnął. Sprzedali opla astrę kombi, dołożyli z oszczędności i w końcu uzbierali te 15 tys. zł – 10% wartości mieszkania – i wpłacili na konto fundacji. Ale wtedy wątpić zaczęli krewni i znajomi. – Wyrzuciliście pieniądze w błoto – prorokowali. – Jak można wpłacać tyle tysięcy na konto fundacji, o której nikt nie słyszał? – pytali. I pukali się wymownie w czoło. Wiarygodny jak Habitat Rzeczywiście w Polsce o dobroczynnej, pozarządowej organizacji Habitat for Humanity (w wolnym tłumaczeniu: Mieszkanie dla Ludzkości) ciągle wiemy niewiele. – Odwrotnie jest na Zachodzie. W Stanach Zjednoczonych Habitat cieszy się nawet większym społecznym zaufaniem niż Czerwony Krzyż – twierdzi Piotr Kowalski, dyr. poznańskiej fundacji Habitat for Humanity. Amerykanie przyglądają się swojemu Habitatowi już 30 lat, bo organizacja została założona w połowie lat 70. w USA i tam nadal ma swoją główną siedzibę. Powołało ją do życia bogate małżeństwo, Linda i Millard Fuller, żeby pomagać niezamożnym ludziom w budowaniu własnych mieszkań. ajpierw o dach nad głową najbiedniejszych walczyli w amerykańskim stanie Georgia, potem w Zairze. Dziś Habitat działa w ponad stu krajach. Od 14 lat także w Polsce, w Gliwicach. Z czasem powstały siostrzane i niezależne od siebie Habitaty w Gdańsku, Wrocławiu, Warszawie i w Poznaniu. Przed nimi ogromna praca. Wedle ich ostrożnych szacunków w Polsce brakuje ok. 1,5 mln tanich mieszkań. 600 godzin pracy Gdy półtora roku temu ruszyła budowa sześciorodzinnego budynku w Sadach, w czyste intencje poznańskiego Habitatu uwierzyli najwięksi niedowiarkowie. A przyszli lokatorzy na budowie zaczęli spędzać całe dnie. Dziś stoją mury, jest już dach. A w mieszkaniu









