Wracają z wojskowymi honorami, pośmiertnie dostają odznaczenia. W ich rodzinach pozostaje pustka. Niebo nad afgańską prowincją Wardak 9 października 2009 r. było czyste, a temperatury znośne. Żołnierze VI zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego jechali drogą Highway 1. Wieźli z Ghazni do Bagram uszkodzony sprzęt; mieli go tam zostawić i pobrać zaopatrzenie. Na czele konwoju jechali saperzy w transporterze opancerzonym MRAP. Cougary, wypożyczone od Amerykanów, służyły polskiej armii już rok. Dawały żołnierzom poczucie bezpieczeństwa. 40 km od bazy zatrzymali się przed zwężeniem drogi, aby sprawdzić, czy nie ma tam ukrytych ładunków wybuchowych. Eksplozja nastąpiła, kiedy wsiadali z powrotem do pojazdu. Na miejscu zginęło dwóch saperów ze Szczecina, dwóch następnych zostało ciężko rannych. W tym kpr. Paweł Staniaszek z Mazowieckiej Brygady Saperów w Kazuniu. Żołnierza przetransportowano do szpitala w Bagram, stamtąd do bazy w Ramstein w Niemczech. Do Wojskowego Instytutu Medycznego na Szaserów w Warszawie trafił w kwietniu 2010 r. Na misji spędził parę dni, w szpitalach – w sumie półtora roku. – Odwiedzałam syna raz w tygodniu, a jeżeli mogłam, to częściej – mówi Wiesława Staniaszek, matka kaprala. Do Warszawy musiała dojeżdżać. Kiedy trafiało się jej wolne poza weekendami, nocowała u rodziny w stolicy. – Świąt nigdy nie spędził sam. Ani w Ramstein, ani w Polsce. Wojskowi mówili, że był to najciężej ranny polski żołnierz. Lekarze ze szpitala na Szaserów walczyli o jego życie przez rok. Musieli mu amputować obie nogi. Poruszał się na wózku. – Te półtora roku było dla mnie bardzo ciężkie – wspomina pani Staniaszek. Razem mieli się wprowadzić do mieszkania w Nowym Dworze Mazowieckim, przystosowanego do potrzeb osób niepełnosprawnych. Kpr. Paweł Staniaszek nie wyszedł ze szpitala. Zmarł na zapalenie płuc 20 kwietnia 2011 r. Pośmiertnie został odznaczony Gwiazdą Afganistanu oraz Krzyżem Wojskowym za męstwo i odwagę na polu walki. Klienci zgłosili się sami Paweł Staniaszek był 26. ofiarą pobytu naszych wojskowych w Afganistanie. Do ubiegłego czwartku bilans ten wzrósł do 27 zabitych. Łącznie w wojnach, w których bierzemy udział dłużej niż w jakimkolwiek konflikcie zbrojnym od niepamiętnych czasów, straciliśmy 49 żołnierzy – 22 w Iraku i 27 w Afganistanie. Rodzinom poległych wypłacono wszystkie przysługujące im świadczenia. Wojsko otoczyło je wszechstronną opieką; w niektórych jednostkach mogą w każdej sprawie kontaktować się z wyznaczonym do tego oficerem, gdy trzeba, przyjmie je także dowódca. Mazowieccy saperzy groby poległych kolegów odwiedzają raz na kwartał. Nie wszyscy jednak uważają, że rachunek krzywd został wyrównany. 34 członków rodzin 14 poległych żołnierzy domaga się od Ministerstwa Obrony Narodowej po milionie złotych zadośćuczynienia za śmierć mężów, ojców i synów na zagranicznych misjach. Reprezentują ich radcy prawni z gdyńskiej kancelarii Nowakowski&Sławek. Wybór nie był przypadkowy. Radcy właśnie dopinają ostatnie ugody z MON w sprawie wypłaty zadośćuczynień rodzinom wojskowych, którzy zginęli w katastrofie samolotu CASA. Nowakowski i Sławek reprezentowali wszystkie rodziny ofiar – razem 72 osoby, z których każda otrzymała po 250 tys. zł. – Mówię szczerze: nie szukaliśmy tych klientów – zarzeka się mec. Nowakowski. – Sami się do nas zgłosili, podobnie było w przypadku casy. Do gdyńskiej kancelarii mirosławskie rodziny trafiły w grudniu ub.r. za pośrednictwem jednej z wdów, która znała mec. Nowakowskiego. Zwróciła się do niego po odwiedzeniu kilku adwokatów, którzy nie zdecydowali się wystąpić w jej imieniu. 28 stycznia br., po trzech latach od katastrofy, „szkoda niematerialna” najbliższych tragicznie zmarłych żołnierzy miała się przedawnić. Radcy, mając to na uwadze, podjęli się zadania. „Szkoda niematerialna” zaszła w wyniku rozbicia się na lotnisku 12. bazy lotniczej w Mirosławcu samolotu transportowego CASA C-295 M. W katastrofie zginęło 20 żołnierzy Sił Powietrznych: czterech pilotów i 16 pasażerów, w tym dowódca 1. Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie, gen. dyw. Andrzej Andrzejewski. Kiedy zginęli pasażerowie casy, nie było mowy o zadośćuczynieniach. Sytuacja się zmieniła po katastrofie smoleńskiej. Wyjątkowość ofiar wypadku sprawiła, że ta kwestia pojawiła się dość szybko. W reprezentującej skarb państwa Prokuratorii Generalnej zaczęto się zastanawiać nad tym już w lipcu ub.r.









