Miłość nieszczęśliwa

Miłość nieszczęśliwa

Prezydent Andrzej Duda mówił w 50. rocznicę Marca ‘68: „Proszę tych, którzy zostali wypędzeni, wybaczcie Polakom”. Byłyby to ważne słowa, gdyby prezydent był ważny, ale Duda się unieważnił. W 1968 r. nie czułem, że kampania antysemicka mnie dotyczy, pewnie dlatego, że korzeń żydowski był u mnie płytki, a polski głęboki. Chodziłem na religię, był w domu kult dziadka legionisty, bohatera trzech wojen poległego w obronie Warszawy w 1939 r. Artur Sandauer napisał: „Do żydostwa swego nie można mieć stosunku obojętnego, dziedzictwo zbyt ciężkie, by można było nad nim przejść do porządku. Można tylko albo się go zaprzeć, albo je eksponować”. Otóż mój ojciec się zaparł. Mieli o to do niego żal zarówno antysemici, jak i semici. Był przesiąknięty do szpiku kości polską literaturą i mitologią, więc polskością. A tak Żydzi, jak i Polacy nie pozwalali mu do końca być po prostu Polakiem. Był w pułapce swojego pochodzenia i w niej się szamotał. Jego miłość do Polski była nieszczęśliwa. Jest coś magicznego w tym zainteresowaniu Żyd, nie-Żyd. Nikogo nie interesuje, że od strony matki jestem Austriakiem, a to, że być może Żydem, choćby w ćwierci, interesuje ogromnie wszystkich. Podobnie ludzie przekazują sobie informację, że ktoś jest gejem. Tu też się szepce za plecami: „On jest”. W Polsce

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 12/2018, 2018

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun