Mistrzowie padali jak muchy

Mistrzowie padali jak muchy

Raport z mundialu Anglia, Hiszpania, Portugalia, Włochy – reprezentacje piłkarskie także tych krajów już zakończyły udział w jubileuszowym 20. mundialu. Po fazie grupowej pozostało 16 zespołów. Jest faktem, że od pierwszego dnia imprezy „raduje się serce, raduje się dusza” – mamy bowiem to wszystko, co w futbolu najpiękniejsze, łącznie… z wołającymi o pomstę do nieba pomyłkami arbitrów, o czym poniżej. Już po meczach grupowych mistrzowie padali jak muchy, co przewidzieli eksperci – byli selekcjonerzy w naszej mundialowej sondzie (PRZEGLĄD nr 24). Jako największe rozczarowanie Hiszpanię wskazał Wojciech Łazarek, Anglię zaś – Jerzy Engel i Antoni Piechniczek. Rozwój wydarzeń na boiskach, przebogata, różnobarwna, fantastyczna atmosfera na trybunach stadionów i ulicach miast (kibice wszystkich krajów łączą się) sprawiają, że już teraz możemy mówić o czymś wyjątkowym. Tempo i dynamika zaskakują, postanowiliśmy zatem wychwycić chociaż w części to, co naszym zdaniem najciekawsze, z 48 pojedynków w meczach fazy grupowej i sporządzić swego rodzaju skrócony raport. Przyczajona Brazylia (grupa A) Najpoważniejszy (a zdaniem miejscowych kibiców jedyny) kandydat do mistrzowskiego tytułu, czyli reprezentacja Brazylii, co prawda wygrał swoją grupę, ale z takim samym dorobkiem siedmiu punktów jak drugi w tabeli Meksyk. Spotkanie tych zespołów zakończyło się bezbramkowym remisem, co odebraliśmy jako sygnał, że w tych mistrzostwach naprawdę wszystko jest możliwe. Plus dla Meksykanów, którzy potrafili pokonać Kamerun 1:0, mimo że wcześniej kolumbijski sędzia Wilmar Roldán nie uznał dwóch goli prawidłowo zdobytych przez Giovaniego Dos Santosa. Był to, niestety, dopiero początek serii sędziowskich wpadek… Minus dla Chorwatów, których część ekspertów stanowczo przedwcześnie obwołała Brazylią Europy. Wysoka wygrana 4:0 z najsłabszym Kamerunem to zdecydowanie za mało jak na wygórowane aspiracje. No i jeszcze dość aroganckie wypowiedzi, jak chociażby ta kapitana zespołu Darija Srny: „Po Brazylii spodziewałem się czegoś lepszego”. Uznał, że przegrana na inaugurację 1:3 to za mało?! Inna sprawa, że musimy przyjąć, iż gospodarze mistrzostw nie zaprezentowali pełnej gamy możliwości. Co najlepsze w swojej pięknej grze zachowali na kolejne fazy turnieju, tacy nieco przyczajeni? Popisowa Holandia (grupa B) Już w drugim dniu mundialu miliony kibiców wpadły w osłupienie. Wychwalana i faworyzowana hiszpańska królewska armada została nie tylko trafiona, ale i zatopiona. Spotkanie Holandii z Hiszpanią zakończone wynikiem 5:1 przeszło z wielu powodów do historii futbolu i jeszcze długo będzie przedmiotem analiz, komentarzy i kibicowskich pogwarek. W 44. minucie, przy stanie 1:0 dla Hiszpanii (problematyczny rzut karny po faulu na Diegu Coście), klasycznym szczupakiem popisał się Robin van Persie. Taka bramka z kategorii „stadiony świata”. Druga połowa okazała się futbolową demolką. To przede wszystkim popisowa gra (dwa gole) Arjena Robbena i zawstydzające błędy hiszpańskiego bramkarza Ikera Casillasa. Konfrontacja Hiszpanów z Chile 0:2 okazała się jedynie dobijaniem pokonanego. Holendrzy z trzema zwycięstwami, 10 zdobytymi golami i kompletem punktów są na pierwszej pozycji w grupie. Rzecz jasna w gronie faworytów. W naszej redakcyjnej przedmundialowej sondzie znalazło się pytanie o „czarnego konia turnieju”. Jako jedyny z grona ekspertów na Chile postawił były reprezentacyjny obrońca Władysław Żmuda. Trener Jorge Sampaoli poprowadził swoją drużynę do dwóch pewnych wygranych. Po meczu z Hiszpanią (2:0) powiedział: „Nigdy nie zapomnę tego dnia i tej wiktorii. To dla mnie zaszczyt prowadzić zespół złożony z tak wspaniałych i walecznych piłkarzy”. Dominująca Kolumbia (grupa C) W piątej minucie pierwszego występu przeciwko Grecji reprezentanci Kolumbii pokazali, że będą niepodzielnie (trzy wygrane) dominowali w grupie. Po strzale Pabla Armera objęli prowadzenie 1:0, by ostatecznie zwyciężyć 3:0. Trzecią bramkę podopieczni trenera José Pékermana strzelili w doliczonym czasie gry, co – jak się rychło okazało – podczas brazylijskiego turnieju nie jest niczym dziwnym. Grecy trzeci raz z rzędu przegrali swój pierwszy mundialowy mecz – ich udział w jednej ósmej finału stał pod dużym znakiem zapytania, który zniknął dopiero w… 93. minucie konfrontacji z Wybrzeżem Kości Słoniowej, po rzucie karnym. Remis 1:1 dawał awans ekipie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 27/2014

Kategorie: Sport