Przewodniczący zrezygnował, a Partia Pracy milczy w najważniejszych sprawach Izraela Korespondencja z Tel Awiwu Izraelczycy starają się ujawnić okoliczności, które doprowadziły do bolesnej kraksy przewodniczącego izraelskiej Partii Pracy, Amrama Mitznę, i zadecydowały o jego sensacyjnym podaniu się do dymisji. Pod pręgierzem resztek opinii publicznej znalazła się Partia Pracy, która nie potrafiła podołać nagannym uczuciom zazdrości w obliczu bezprecedensowego powodzenia prawicowego Likudu, potwierdzanego cotygodniowymi son-dażami, i jeszcze przed wybraniem Mitzny na przewodniczącego pod kierunkiem Benjamina Ben Eliezera opuściła na dobre swoje okopy, usytuowane dotychczas po lewej stronie mapy politycznej Izraela. Byłe ugrupowanie polityczne Dawida Ben Guriona, Goldy Meir i Icchaka Rabina pociągnęło tak dalece w prawo, że o schedę po Amramie Mitznie może obecnie ubiegać się biznesmen i milioner Beni Gaon, brat tenora Jorama Gaona. Mitzna padł, bo nie uzyskał poparcia zamożnych rodzin rządzących miejscowym przemysłem, dyrygujących mediami i bankami. Nic zatem dziwnego, że czujne kierownictwo partyjne zareagowało odsunięciem się od Mitzny jak od osobnika dotkniętego śmiercionośnymi zarazkami SARS. Partia na uboczu Od dłuższego czasu nowa „centrolewicowa” Partia Pracy, zajęta własnymi wewnętrznymi intrygami i rozgrywkami politycznymi prowadzonymi w kuluarach partyjnych i jaczejkach, powstrzymuje się przed zabieraniem głosu w kluczowych kwestiach państwowych. Partia Pracy nie wyraża własnego zdania wobec wytycznych Mapy Drogowej, planu pokojowego dla Bliskiego Wschodu, przedstawionego Izraelowi i Palestyńczykom przez Departament Stanu USA, tudzież zachowuje symptomatyczną neutralność w obliczu antyspołecznego programu ekonomicznego ministra skarbu, Benjamina Netanjahu. Dzięki indolencji Partii Pracy nieogłaszającej własnego stanowiska (i nie nawołującej np. do rozpisania ogólnonarodowego referendum) nad przyjęciem bądź odrzuceniem Mapy Drogowej radzi jedynie gabinet rządowy premiera Ariela Szarona, w którym pierwsze skrzypce gra skrajna prawica, przeciwna jakimkolwiek ustępstwom terytorialnym, likwidacjom osiedli postulowanym przez Amerykanów i proklamacji niepodległej Palestyny. Podobnym brakiem zainteresowania popisuje się Partia Pracy w obliczu spektakularnego planu ekonomicznego ministra Benjamina Netanjahu, godzącego w najuboższych Żydów, zwiększającego nędzę i bezrobocie. Posunięcia opozycyjne wobec planów ministra Netanjahu, dbającego o interesy zamożnych warstw izraelskiego społeczeństwa kosztem miejscowej biedoty, pozostawiła Partia Pracy groteskowemu przywódcy związku zawodowego Histadrut, Aminowi Peretzowi, wzorującemu się bez powodzenia na Lechu Wałęsie. Tureckie kazanie Partia Pracy milczy także, kiedy na mocy wprawdzie nie pisanej, ale pilnie przestrzeganej umowy izraelsko-tureckiej Izrael nie uznaje i nie wspomina holokaustu półtora miliona Ormian, zastrzelonych, wyrżniętych i pogrzebanych przez Turków w masowych grobach w latach 1915-1918. Intensywny romans gospodarczy, polityczny i wojskowy kwitnący za rządów premiera Szarona między Izraelem i Turcją leży u podstaw porozumienia zapewniającego solenne milczenie Izraela i nieumieszczenie zagłady Ormian w izraelskich podręcznikach szkolnych oraz opracowaniach historycznych opisujących po hebrajsku okres I wojny światowej. Pragnąc zarezerwować dla narodu żydowskiego pojęcie „Szoah” Izrael bez oporu uległ życzeniom Ankary, trzyma się na uboczu i nie zajmuje nawet elementarnego stanowiska moralnego wobec masowych mordów Ormian dokonanych przez Turków. Tak było aż po skandal mający miejsce podczas przygotowań do izraelskiego Dnia Żałoby, obchodzonego 6 maja, w przeddzień 55. Święta Niepodległości Izraela. Pośród Izraelczyków delegowanych do zapalenia zniczy żałobnych na Górze Hertzla w Jerozolimie znalazła się Ormianka Noemi Nelbendian, wysoko oceniana pielęgniarka, zatrudniona w jerozolimskim szpitalu Hadassa. Nelbendian, należąca do trzeciego pokolenia Ormian ocalonych z tureckiej zagłady, zamierzała w porozumieniu z organizatorami Dnia Żałoby przywołać przed kamerami izraelskiej telewizji pamięć swoich krewnych poległych z tureckich rąk i dziadków, którzy zdołali salwować się ucieczką i osiąść w 1920 r. w dawnej Palestynie po tułaczce w Libanie i Syrii. Rząd turecki energicznie zaprotestował, grożąc Izraelowi podjęciem sankcji dyplomatycznych w wypadku wspomnienia przez panią Nelbendian holokaustu Ormian, chociaż oszczędne słowa przygotowane przez pielęgniarkę z Hadassy należały do gatunku zwyczajowych przemówień wygłaszanych przez Izraelczyków zapalających znicze i podkreślających swoje korzenie. Noemi Nelbendian, pouczona przez wysłanników ministra oświaty, pani Limor Liwnat, ograniczyła się podczas zapalania znicza do zdawkowego napomknięcia, że jej ormiańscy przodkowie znaleźli dom na ziemi Izraela, gdzie ona sama stara się śpieszyć z pomocą chorym i cierpiącym.
Tagi:
Edward Etler









