Rekordowe upały zabiły we Francji ponad 10 tysięcy osób „Chirac liczy zmarłych”, oskarża dziennik „Liberation”. „To narodowa katastrofa o bezprzykładnych rozmiarach”, mówi lekarz Patrick Pelloux. „Lato 2003 r. zostanie zapamiętane jako holokaust francuskich seniorów”, pisze brytyjski dziennik „The Independent”. Popularny dziennik „Le Parisien” donosi o kryzysie państwa. Komentatorzy zastanawiają się, jak mogło do tego dojść. Dlaczego w rozwiniętym i zamożnym kraju europejskim, prowadzącym globalną politykę, podczas trzech tygodni sierpniowych upałów zmarło aż 10 tys. osób? Taką liczbę zmarłych uznał 21 sierpnia za możliwą minister ds. osób starszych, Hubert Falco. Dyrektorzy przedsiębiorstwa pogrzebowego Pompes Funebres Générales, które organizuje jedną czwartą pochówków we Francji, oceniają jednak, że w sierpniu 2003 r. w kraju nastąpiło o 13.632 zgony więcej niż w tym samym okresie „normalnego” lata. 80% ofiar morderczego skwaru to osoby powyżej 75. roku życia. Wszystkie zmarły w pomieszczeniach bez klimatyzacji. W Hiszpanii, we Włoszech, w Portugalii, które również nawiedziły rekordowe upały, było znacznie mniej ofiar. Sierpień nad Sekwaną to szczególny miesiąc – cały kraj ogłasza przerwę w pracy. Politycy, lekarze, pracownicy służb komunalnych i firm prywatnych masowo wyjeżdżają na urlopy. Wiele instytucji zamyka swe podwoje, w szpitalach i klinikach nieczynne są całe działy, inne pracują tylko z minimalną obsadą. Pacjent, który w tym czasie zachoruje, musi często czekać wiele godzin na pomoc. W tym właśnie czasie kraj nawiedziła fala potwornych upałów. Temperatura sięgnęła 40 stopni. Morderczy skwar, który zaczął się 7 sierpnia, nie zelżał przez dziesięć dni. Osoby starsze najpierw odczuwały coraz większe trudności w oddychaniu, potem zaczęły umierać. Premier Jean-Pierre Raffarin i minister Mattei początkowo nie pojęli powagi sytuacji. Wyjechali na urlopy, aczkolwiek media informowały już o 2 tys. zmarłych. Za murami domów i hoteli rozgrywały się dramaty. Seniorzy cierpieli męki w mieszkaniach, które zamieniły się w piece. Osoby starsze, samotne lub pozostawione przez bliskich, którzy wyjechali na wakacje, konały w upale i nie było nikogo, kto mógłby im pomóc. Nawet w szpitalach często było za późno na ratunek. Lekarz Michel Desmaizieres powiedział na łamach dziennika „Liberation”: „Niedopuszczalna jest sytuacja, gdy całe oddziały kliniczne są zamknięte, a ludzie leżą na korytarzach”. Claude Guerin opowiada, jak zawiozła swą ciotkę do szpitala na Lazurowym Wybrzeżu: „Ciocia miała 96 lat, lecz przed letnimi upałami czuła się znakomicie. W skwarze jednak nie mogła oddychać. W szpitalu umieszczono ją najpierw w klimatyzowanej sali reanimacyjnej. Potem jednak została przeniesiona do pomieszczenia, w którym temperatura sięgała 50 stopni. Poskarżyłam się pielęgniarce, ona jednak odburknęła: „Nie mam czasu”. Trzy dni później ciotka umarła”. Zazwyczaj w letni dzień w paryskich szpitalach umiera 39 osób. Fala gorąca spowodowała w stolicy prawdziwą epidemię – dochodziło do 180 zgonów dziennie. Nieliczne ekipy służb miejskich nie nadążały z usuwaniem zmarłych z mieszkań. Duchowni i grabarze nie nadążali z pochówkami. Kostnice zapełniły się w mgnieniu oka. Przedsiębiorstwa pogrzebowe stawiały klimatyzowane namioty, w których składano zwłoki. Szpitale rekwirowały kuchenne chłodnie i lodówki, pilnie potrzebne do przechowywania ciał. 165 zwłok leżało w ogromnej chłodzonej hali na warzywa na targu w Rungis pod Paryżem, oczekując na pochówek. Po tygodniu premier i minister zdrowia zrozumieli wreszcie grozę sytuacji i przerwali wakacyjny wypoczynek. Raffarin ogłosił stan wyjątkowy, wezwał lekarzy i urzędników z urlopów, otworzył szpitale wojskowe. Początkowo szef rządu twierdził, że władze nie ponoszą winy za tragedię – najdotkliwsze w historii Francji upały były jak klęska żywiołowa, jak trzęsienie ziemi, którego nikt nie mógł przewidzieć. Premier Raffarin podkreślił, że połowa ofiar zmarła w domach, a nie w szpitalach, a wielu ludzi trafiło do placówek opieki zdrowotnej już w stanie krytycznym. Odpowiedzialność spada więc także na sąsiadów i rodziny, które wyjechały na urlopy, zostawiając bliskich na pastwę afrykańskiego gorąca. Francuzi nie mogą jednak wybaczyć swym przywódcom, że się bawili na wakacjach, w czasie gdy uderzenie upału gasiło setki ludzkich istnień. Dlaczego od razu nie zorganizowano rozdawnictwa wody, nie urządzono klimatyzowanych pomieszczeń dla seniorów? Gniewu opinii publicznej nie złagodziła dymisja Luciena
Tagi:
Marek Karolkiewicz








