Nadal królują Pavarotti z Domingiem, ale może zastąpi ich Beczała Głos artysty zaczął się łamać już w pierwszej popisowej arii dowódcy wojsk egipskich, Radamesa, zaczynającej się od słów: Celeste Aida (Boska Aido). Publiczność głośno pohukiwała i gwizdała, dały się też słyszeć okrzyki: Vergogna! (Wstyd!) oraz Questa e la Scala! (To jest La Scala!). Solista miał zakończyć swój śpiew wysokim „c”, które wymaga dobrej techniki i kondycji, ale tylko zamarkował ten dźwięk i schował się za kulisami. Zamiast niego pojawił się młody mężczyzna w adidasach i dżinsach, który czekał na „ławce rezerwowych”. Zastępstwo było potrzebne natychmiast i nie miał czasu na przebranie się w kostium sceniczny, bo krewka publiczność La Scali dawała upust swej wściekłości. Już następnego dnia (11 grudnia 2006 r.) cały świat muzyczny wiedział, że w mediolańskiej La Scali zdarzył się skandal. Roberto Alagna, czołowy obecnie tenor świata, typowany przez większość znawców na następcę legendarnego już Luciana Pavarottiego, musiał skapitulować i zejść ze sceny. Zastąpił go inny tenor – Antonello Palombi, którego nazwisko od razu zaczęło być wymawiane z wielkim uznaniem. Palombi otrzymał za występ zasłużoną owację. Czyżby zmiana na stanowisku króla tenorów? Umarł król? Nasz znakomity śpiewak, tenor Wiesław Ochman, który w latach 80. występował w La Scali, dobrze zna włoską publiczność i twierdzi, że takie wydarzenia mają niemal polityczny podtekst. Bywalcy operowi są bardzo przywiązani do swoich idoli, którym pozwalają na wszystko, są w stanie wybaczyć nawet fałszowanie, robienie „kogutów” i inne błędy. Są jednak śpiewacy, którzy czymś tej publiczności podpadli i dla nich nie ma taryfy ulgowej ani litości. W takiej sytuacji znalazł się francuski tenor Roberto Alagna, jeden z najlepszych obecnie na rynku, ale wcale nie król. – Bardzo go lubię – mówi Ochman. – Śpiewa kulturalnie, jakby malował głosem. Umie nie tylko imponować siłą brzmienia, ale też prowadzić głos piano, delikatnie i wrażliwie. Ta sztuka dostępna jest nielicznym. Niestety dzisiaj wielu młodym śpiewakom bardziej chodzi o kasę niż o tworzenie dzieł muzycznych. Inaczej wypadek komentuje Bogusław Kaczyński, znawca opery i jej niezawodny popularyzator. – Kiedy usłyszałem, że Alagna będzie śpiewał Radamesa w „Aidzie” – mówi – wzruszyłem tylko ramionami i powiedziałem do siebie: świat się kończy. Alagna to tenor liryczny, może lirico-spinto, czyli najwyżej waga średnia, natomiast rola Radamesa pisana jest dla artysty obdarzonego głosem bohaterskim, takiego jak del Monaco, Franco Corelli czy nasz Wacław Domieniecki. To dlatego w trakcie przedstawienia Alagna musiał zejść ze sceny. Na szczęście zdecydował się przerwać swój występ i postąpił słusznie, gdyż zrozumiał, że dalej już nie powinien nadwerężać głosu. Inny znakomity tenor, Ryszard Karczykowski, obecnie dyrektor artystyczny Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie, wymienia Roberta Alagnę jako jednego z najwybitniejszych śpiewaków w tej kategorii, jednak zwraca uwagę, że prawdziwymi wydarzeniami były wspólne występy śpiewającej pary małżeńskiej Alagna-Gheorghiu. Do obecnych solowych kreacji artysty przykłada już inną miarę. – Dobrych tenorów na świecie jest wielu – mówi. – Nam jednak powinno zależeć na wylansowaniu Polaka. Najwięcej erotyzmu – Tenorzy zawsze byli w cenie i zawsze byli szczególnie adorowani przez publiczność – twierdzi Bogusław Kaczyński. – Nie tylko z powodu piękna ich głosu, który często nazywany jest głosem erotycznym, głosem poruszającym najczulsze struny duszy, drapieżnym i dramatycznym, wyrażającym najskrytsze ludzkie tęsknoty. Być tenorem to spore obciążenie psychiczne. Śpiewacy obdarzeni takimi głosami są z reguły niezwykle kapryśni, drażliwi na swoim punkcie i zupełnie nie znają się na żartach. Tenor to etatowy amant na scenie, który swoją rolą wzbudza szczególny podziw. Wielu widzów identyfikuje się z jego osobą i najzwyczajniej się w nim podkochuje, nawet jeśli jest gruby jak beczka i łysy. Historia opery zdaje się potwierdzać te słowa. Pierwszym, który zdobył uwielbienie mas, był Enrico Caruso (1873-1921), słusznie nazywany śpiewakiem operowym wszech czasów. Wzorem urody nie był, ale dysponował fenomenalnym głosem, jakiego po nim nie miał już żaden śpiewak, był też pionierem w dziedzinie nagrywania płyt, czym
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









