Z powodu rosnących cen wynajmu młodzi ludzie decydują się na mieszkanie nawet w ponad 20 osób Korespondencja z Berlina Mia ma 24 lata i wreszcie swoje własne mieszkanie w berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg. Niedawno dostała lepszą pracę, dzięki czemu mogła wyjść z piekiełka, jak określa dziś wspólnotę mieszkaniową, w której mieszkała przez dwa miesiące. – Właściwie miałam tam zostać dłużej, ale nie wytrzymałam – przyznaje. Jak opowiada, zbyt pochopnie i nieco naiwnie uwierzyła w sugestie właściciela mieszkania, który w ogłoszeniu w gazecie zapewniał, że wszyscy lokatorzy sumiennie trzymają się planu sprzątania. – Przecież mogłam przypuszczać, że trudno oczekiwać od 27 młodych osób, by każdy z nich był na 100% taktowny i sumienny – mówi Mia. Pofabryczny budynek, w którym mieszkała, prezentuje się okazale. Niedaleko Dworca Wschodniego, kiedyś głównego punktu najważniejszej magistrali kolejowej NRD, stoi ceglany loft, będący kolejnym udanym przykładem rewitalizacji starej budowli w pozjednoczeniowym Berlinie. Modę na lofty Europejczycy zawdzięczają Amerykanom, którzy pół wieku temu zaczynali zasiedlać wolno stojące fabryki, unikając płacenia czynszu. Stolica Niemiec doskonale nadaje się do podobnych architektonicznych metamorfoz. Tyle że w Niemczech tego rodzaju mieszkania straciły swój pierwotny charakter i z czasem stały się horrendalnie drogie. – Czynsz za pokój w tak luksusowym mieszkaniu jest jednak niższy niż za dwupokojowe mieszkanie w bloku, w którym mieszkam dziś sama – tłumaczy Mia. Czarna dziura Młodzi lokatorzy, którzy zamieszkują powierzchnię liczącą 300 m kw., przyjechali do Berlina z tak różnych powodów, jak różne są kraje ich pochodzenia. Wszyscy są w wieku między 21 a 30 lat. Wśród nich jest m.in. informatyk z Indii, który realizuje marzenie o nauce języka niemieckiego. Albo Irlandczyk, który po schyłku złotego gospodarczego okresu Zielonej Wyspy znalazł w Berlinie zatrudnienie w banku. Także Syryjczyk, który wozi turystów rikszą przy Bramie Brandenburskiej. Mia opowiada, że poznała w tym mieszkaniu kilku naprawdę ciekawych ludzi. Dlaczego w takim razie Niemka po dwóch miesiącach zwinęła żagle? – Po prostu miałam zupełnie inne wyobrażenia, kiedy wprowadzałam się do tego loftu. Przyjechałam do stolicy z Düsseldorfu, gdzie podczas studiów mieszkałam z dwiema koleżankami. Nie znałam ich wcześniej, a później okazało się, że mam z nimi więcej wspólnych tematów i zainteresowań niż z krewnymi. Ze sporą dozą idealizmu sądziłam, że tym razem może być podobnie – wspomina Mia. Jako menedżerka kultury niemal codziennie spotyka nowych ludzi i nie ma trudności w nawiązywaniu kontaktów. Dlatego zakładała, że z 27 osób przynajmniej pięć okaże się całkiem w porządku. – Nie musiałam przecież nawiązywać bliższego kontaktu ze wszystkimi, ale szybko stwierdziłam, że życie codzienne z tak liczną grupą to jednak inna bajka niż mieszkanie, które dzieliłam z dwoma osobami – dodaje. Codzienność z tyloma współlokatorami, mówiącymi ponadto różnymi językami, w istocie musi być ciekawa. Klimat w budynku przywodzi nieodparcie na myśl atmosferę hostelu – długie korytarze, wiele pokoi, kilka toalet i kabin prysznicowych. Przestronna kuchnia znajduje się na parterze i – jak zauważa Mia – mimo świetnej aranżacji jest nieustannie brudna. – Nasze produkty spożywcze były rozmieszczone w ośmiu lodówkach i opatrzone karteczkami z naszymi imionami – wyjaśnia. Dużą popularnością cieszyła się wprowadzona przez syryjskiego lokatora koncepcja „czarnej dziury”. Koło piekarnika leżała taca, gdzie lądowała żywność, którą zniechęcony konsument chciał już wyrzucić. Ktoś inny mógł wtedy zadecydować, czy chce z niej jeszcze skorzystać. – Jeśli coś znalazło się w „czarnej dziurze”, z reguły po pięciu minutach znikało. Prawdopodobnie gdyby na tacy spoczęła moja babcia, bezpowrotnie by zaginęła – śmieje się Mia. Kulinarne horyzonty Każdy, kto wpuszcza się na socjalne pole minowe, jakim jest wspólnota mieszkaniowa (w języku niemieckim karierę zrobił skrót WG – Wohngemeinschaft – przyp. aut.), zna niewątpliwie kojarzone z nią od zawsze klasyczne problemy. Jednym z nich jest niezadowolenie grupy, jeśli ktoś po sobie nie posprząta. – A teraz pomnóżmy to razy 28. Czasem odnosiłam wrażenie, że nasza kuchnia była wylęgarnią robaków. Kiedy jeszcze










