Mossad kontra terroryści

Mossad kontra terroryści

Izraelczycy sięgają po coraz mniej wyrafinowane środki, by unicestwić bojowników Hamasu Cywilni obywatele Izraela nie będą ginąć tylko dlatego, że pozwoliliśmy żyć terrorystom – powiedział szef izraelskiej policji, kiedy usłyszał oskarżenie, że rząd w Tel Awiwie urządza „polowania” na działaczy takich organizacji jak Hamas czy Dżihad. Od czasu wybuchu tzw. drugiej intifady na terenach Autonomii Palestyńskiej już kilkadziesiąt razy ginęli w kolejnych zamachach arabscy radykałowie, którzy – jak twierdzą izraelskie służby specjalne – planowali terrorystyczne akcje przeciwko Żydom. Śmierć dopada ich we śnie, podczas kolacji w rodzinnym gronie, na ulicy w tłumie przechodniów. Lektura agencyjnych depeszy z ostatnich tygodni potwierdza tę sytuację. Mało! Widać, że Izraelczycy sięgają po coraz mniej wyrafinowane środki, mające unicestwić terrorystów. Specjalny oddział izraelskiego wywiadu, o kryptonimie „Włócznia”, odpowiedzialny za tajne operacje oraz egzekucje wrogów państwa izraelskiego, „odłożył na półkę skalpel chirurga”, jak napisał dziennikarz Reutera. Coraz częściej w użyciu jest ciężki sprzęt wojskowy. Przykłady? W ostatni wtorek lipca co najmniej osiem osób zginęło podczas izraelskiego ostrzału budynku biura Hamasu w Nablusie na Zachodnim Brzegu Jordanu. Głównym celem ataku byli dwaj przywódcy organizacji Hamas. Palestyńskie służby medyczne potwierdziły, że wśród zabitych jest lider tej organizacji, Dżamal Mansur, a drugim zabitym członkiem przywództwa Hamasu jest Dżamal Salim. Dzień wcześniej, 30 lipca, sześciu Palestyńczyków zginęło w wyniku eksplozji w metalowym baraku w wiosce Fara, około 25 km od palestyńskiego miasta Dżenin. Wszyscy zabici byli członkami organizacji Al Fatah, związanej z przywódcą Autonomii Palestyńskiej, Jaserem Arafatem i znajdowali się na liście osób najbardziej poszukiwanych przez władze izraelskie. Barak został ostrzelany laserowo namierzanymi pociskami przez izraelski czołg. Antyterrorystyczne ostrze miał także atak izraelskich śmigłowców, które ostrzelały w ten sam poniedziałek główną komendę policji palestyńskiej w Gazie. Na budynki komendy spadły co najmniej trzy pociski rakietowe. Siedmiu policjantów zostało rannych. Według oświadczenia armii izraelskiej, celem ataku był barak na terenie komendy, w którym Palestyńczycy produkowali „broń i pociski granatnikowe”. Rzecznik armii powiedział dziennikarzom: „Nie będziemy tolerować jakichkolwiek przygotowań do takich operacji palestyńskich, jak wybuch bomby w Jerozolimie” (co wydarzyło się kilka dni wcześniej – przyp. BG). Pozornie ta faza tajnej wojny Mossadu i innych izraelskich służb specjalnych przeciwko palestyńskim terrorystom może wyglądać na działania czynione rękami rzeźnika. „Gdzie podziały się niezwykle sprawnie zorganizowane operacje, których zwieńczeniem było… wstrzyknięcie odrobiny śmiertelnej trucizny skazańcowi do ucha”, zapytał jakiś czas temu amerykański „Washington Post”. Rzeczywiście, jeszcze kilka lat temu Mossad bardzo dbał, by przeprowadzane przez jego agentów egzekucje wywoływały jak najmniej szumu i politycznego zamętu. Kiedy po zamordowaniu przez palestyńskich terrorystów 11 izraelskich sportowców na olimpiadzie w Monachium w 1972 r. ówczesna premier Izraela, Golda Meir, wydała jednoznaczny rozkaz: „Używając wszelkich dostępnych środków, zlikwidować przywódców Czarnego Września”, Mossad wykonał to zlecenie nieomal w białych rękawiczkach. W ciągu niespełna roku w różnych częściach świata anonimowi zabójcy zlikwidowali 13 osób, które odpowiadały za masakrę w Monachium. Trzech spośród nich zabito w centrum Bejrutu. Także w następnych latach agenci Mossadu zabijali bez sądu tych, którzy, według władz w Tel Awiwie, mogli zagrażać życiu cywilnych obywateli Izraela. Uznano, że zagrożony przez fanatyczny terroryzm kraj ma prawo bronić się wszelkimi dostępnymi środkami. Opracowano równocześnie specjalne zasady przeprowadzania takich akcji. Po pierwsze, decyzje w sprawie egzekucji jakiegoś polityka odpowiedzialnego za działania terrorystyczne lub bojówkarza-terrorysty musiały (i muszą) być podejmowane przez specjalne kolegium szefów służb specjalnych, tzw. Komisję X, a następnie potwierdzana przez premiera lub jego zastępcę. Po drugie, agenci-zabójcy nie otrzymują za wykonanie egzekucji żadnych specjalnych premii, awansów itd. Po trzecie, operacje takie powinny odbywać się w jak najściślejszej tajemnicy. W książce „Szpiedzy z Tel Awiwu” ta ostatnia z zasad sformułowana jest wręcz słowami: „Żaden ślad nie mógł prowadzić do Izraela. Agenci musieli wyglądać w Paryżu jak Francuzi, w Londynie jak Brytyjczycy, w Damaszku jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 32/2001

Kategorie: Świat