Nieznośny ciężar kuchni i tradycji

Nieznośny ciężar kuchni i tradycji

Słowacy budują swoją tożsamość nawet w sferze tak prozaicznej jak jedzenie

„Vinea już nie jest taka jak kiedyś” – tak zatytułowano artykuł opublikowany wiosną 2009 r. w „SME”, jednym z najpopularniejszych słowackich dzienników. Nasi sąsiedzi byli zaniepokojeni zmianą ich narodowej dumy – vinei. To produkowany z winogronowego moszczu bezalkoholowy napój, który przypomina w smaku gazowane wino, obecnie dostępny w wersji białej, czerwonej i różowej. Winnymi całego zamieszania byli rzecz jasna Czesi.

Produkcję napoju Vinea rozpoczęto jeszcze w Czechosłowacji. W 1973 r., na zlecenie Ministerstwa Rolnictwa, jego skład opracował słowacki enolog doc. inż. Ján Farkaš. Napój miał konkurować z imperialistyczną coca-colą. Produkcję rozpoczęto w miejscowości Pezinok leżącej na północ od Bratysławy, u podnóża Małych Karpat, kawałek od miasta Modra, uchodzącego za jedną ze stolic słowackiego winiarstwa. Sekretem receptury vinei był ponoć kwiat bzu. W czasach komunizmu gazowany napój z winogron z sukcesami eksportowano do USA, przez co w kraju produkcji był trudno dostępny. Vinea przetrwała upadek komunizmu oraz podział Czechosłowacji i nadal z powodzeniem gasiła pragnienie, stając się – obok piwa Zlatý Bažant czy wafelków Horalky (w Polsce sprzedawanych pod nazwą Góralki) – słowacką dumą narodową. Pod koniec pierwszej dekady XXI w. Vinea została sprzedana firmie, która swoją główną siedzibę ma w Czechach. Czesi przenieśli zaś fabrykę vinei z Małych Karpat do niewielkiej wsi Rajecká Lesná w północnej Słowacji, niedaleko granicy z Polską.

Dla fanów vinei tego było już za wiele. „Nowa vinea jest słodsza i bardziej sztuczna”, pisała na forum internetowym jedna z miłośniczek napoju po przejęciu marki przez Czechów. Słowaccy dziennikarze nie mogli pozostać obojętni. Rzeczniczka prasowa firmy, Lenka Koprivňanská tłumaczyła, że napój jest produkowany według dawnej receptury, wciąż nie zawiera sztucznych barwników, aromatów ani substancji słodzących. Zmieniła się jedynie woda, na bazie której powstaje vinea. Te zapewnienia nie przekonały jednak specjalistów, a zwłaszcza – miłośników gazowanego bezalkoholowego wina.

Nim Czesi przenieśli fabrykę, Gabriela Vojteková, była technolog odpowiedzialna za produkcję vinei, w rozmowie z dziennikarzem „SME” przekonywała, że zmieniono także technologię produkcji napoju. Zamiast świeżego kwiatu czarnego bzu Czesi wykorzystują ekstrakt, co może wpływać na smak. Głos zabrał także Jozef Kováč, zięć Jána Farkaša, wspomnianego już wynalazcy vinei.

Kováč jest technologiem produkcji wina i wieloletnim nauczycielem w średniej szkole winiarsko-owocowej w miejscowości Modra. Po godzinach zięć twórcy vinei prowadzi niewielką winnicę na zboczu Małych Karpat. Jozef również uważa, że vinea zmieniła się na gorsze: nie jest już tak świeża i winogronowa, a jej smak stracił naturalność. Kováč przekonuje, że nowy napój nie ma w sobie elegancji wina pozbawionego alkoholu. „Dawniej, gdy pijąc vineę, zamknąłeś oczy i zapomniałeś na chwilę o bąbelkach, zdawało ci się, że pijesz wino. Cudowne wino. Tego już nie ma”, tłumaczył Kováč na łamach „SME”. Jego zdaniem przyczyną różnic w smaku może być inna odmiana moszczu winogronowego, z którego powstaje napój.

Pierwotnie vinea była produkowana ze szczepu Müller-Thurgau, czyli, jak zapewne wiedzą koneserzy wina, jednej z pierwszych na świecie odmian winorośli wyhodowanych przez botanika, szwajcarskiego doktora Hermanna Müllera. Czesi – zdaniem niektórych ekspertów – nie trzymali się w tym zakresie tradycyjnej receptury. Słowaccy konsumenci byli pewni, że odkąd produkcja vinei przeszła w czeskie ręce, ich ukochany napój smakuje gorzej. Redakcja „SME” postanowiła sprawdzić, czy to prawda. Najpierw vinea z zakładów w miejscowości Pezinok i drugi napój, wyprodukowany już przez Kofolę, trafiły do Państwowego Urzędu ds. Weterynarii i Żywienia, gdzie zbadało je pięć specjalistek. Porównały smak, barwę i zapach. Szefowa laboratorium Jana Jančovičová stwierdziła, że nie znaleziono żadnych różnic w smaku.

Zupełnie innym wynikiem zakończył się test, w którym w redakcji „SME” wzięło udział dziesięcioro wielbicieli bezalkoholowego napoju winogronowego. Jak donosi dziennik, aż dziewięciu testujących poddanych ślepej próbie (nie wiedzieli, jaki napój piją) wskazało na różnicę między klasyczną i czeską vineą. Tylko dwie osoby były jednak w stanie poprawnie wskazać, w którym z kubków jest „stara” vinea.

Choć vinea szybko zyskała rangę dobra narodowego i, jak widać, wciąż wzbudza silne emocje, częścią słowackiej tradycji kulinarnej jest od niedawna. Sercem tej tradycji są natomiast bryndzowe haluszki (bryndzové halušky). To nieodłączny element słowackiej kultury, który odgrywa rolę tak istotną jak piwo i Szwejk w Czechach. Z tą różnicą, że Mariusz Szczygieł potrafi publicznie przyznać, że nad czeskie piwo przedkłada wino, co w oczach Czechów nie podważyło jego kompetencji, a popularny tłumacz z języka czeskiego i słowackiego, były dyplomata i dziennikarz Andrzej S. Jagodziński, nie lubi „Przygód dobrego wojaka Szwejka” i nie przeszkadza mu to uchodzić za znawcę kultury naszych południowych sąsiadów.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 2/2024, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Fragmenty książki Łukasza Grzesiczaka Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2023

Fot. Shutterstock

Wydanie: 02/2024, 2024

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy