Na własnym

Na własnym

Unijne dotacje na rozpoczęcie działalności gospodarczej przez bezrobotnych przeznaczyli na realizację biznesowych pomysłów. Jak im się powiedzie? Kalendarz był pomysłem Beaty Dawidziuk, dyrektor Urzędu Pracy w Bielsku Podlaskim. 12 do niedawna bezrobotnych osób na 12 miesięcy. Fotografia Adama Steca widnieje pod grudniem 2009 r. Adam siedzi na tle mebli, które sam wykonał dzięki maszynom zakupionym z unijnej dotacji. Pod spodem podpis: „Stolarstwo artystyczne”. Panie z urzędu pracy musiały przyjeżdżać dwa razy, bo pierwsze zdjęcia się nie udały. Wyszły za ciemne. – Prawie wszyscy, którzy wzięli unijne pieniądze na rozpoczęcie działalności gospodarczej przez bezrobotnych, zgodzili się pozować – mówi Alina Kalinowska, koordynatorka projektów unijnych i współtwórczyni kalendarza. Użyczyli swojego wizerunku, bo skoro coś dostali, sami czują się zobowiązani, by dawać. Poza tym to dla nich reklama. A na nią już zwykle funduszy brak. Choć przecież suma dotacji jest niemała. Od tego roku to aż 18 tys. zł, sześciokrotność przeciętnego wynagrodzenia. Dla Adama Steca pieniądze z Unii oznaczały, że może się zająć stolarstwem na serio. Brat siedem lat temu zrobił szafkę do kuchni. Adam drugą. Tak się zaczęło. – Może dobrze, że nie jestem po stolarskiej szkole, wszystko do kantów bym robił – śmieje się. A tak ludzie, którzy widzą jego meble, mówią: O, jak u Flintstonów. – Pamięta pani tych Flintstonów z kreskówki? Mieli takie łóżko o dziwnych kształtach, tylko że z kamienia. Meble Adama Steca są z drewna. Czasem jeden jest z kilku gatunków. Sosna, czeremcha, dąb, buk. Długo szuka, żeby uzyskać odpowiedni efekt. W przeciwieństwie do zwykłej stolarki najlepsze są te sękate. Sęki i narośla tworzą naturalne krzywizny. Dzięki temu każda sztuka jest niepowtarzalna. Ostatnio ludzie z wioski sami zaczęli przychodzić i pytać, czy Adam nie chce od nich kupić. Tu, w Szeszyłach, prawie każdy ma prywatny las. Teraz może w końcu drewno od podstaw obrabiać. Całe pieniądze z dotacji poszły na trak taśmowy i szlifierkę. – Używane, ale wciąż na chodzie – uśmiecha się. Sam by tego nie kupił, a tak może w końcu poszaleć. Pomysłów jest w nieskończoność. Wystarczy spojrzeć na meble, które stoją w domu, stodole czy komórce. Coraz trudniej to wszystko pomieścić. Ktokolwiek tu wejdzie, od razu zwraca uwagę na zapach. Fotografia nie odda atmosfery, jaką tworzą meble z litego drewna. Szkoda jedynie, że na razie były tylko dwa pojedyncze zamówienia. Każde na 5 tys. Wydaje się, że to dużo, ale sam materiał jest drogi. Trzeba też liczyć czas przygotowania. Od cięcia do wysuszenia drewna to przynajmniej dwa miesiące. Zimą prawie nic nie robił, bo stodoła nieocieplana. A jeszcze trzeba odprowadzać za nią spory podatek. Dobrze chociaż, że ci, którzy wzięli dotacje, płacą przez dwa lata dużo niższy ZUS, miesięcznie 300 zł z kawałkiem. To niedużo, kiedy są zamówienia. Ostatnio jednak cisza. Choć jak wozi meble do Białegostoku na giełdę samochodową, zainteresowanie jest duże. Największy problem ma z transportem, trzeba się porządnie nagłówkować, żeby załadować komplet sypialniany na starego pickupa. Dlatego bierze tylko kilka sztuk. – Do Warszawy bym nim nie dojechał – wzdycha. Na razie liczy więc na lokalny rynek. I rzeczywiście, wielu przystaje, ogląda. Najwięcej komentarzy zbiera łóżko. Żony obijają wtedy mężów po głowach, bo im się z jednym kojarzy. Przychodzi do rozmowy o cenie. Adam chce za nie 3 tys. Dwa razy mniej niż w normalnym sklepie. Kto się zna, wie, że tanio. Ale ludzie biorą tylko wizytówki i na razie tyle. Fakt, że takie meble trudno do bloku wstawić. Samo sosnowe łóżko waży 120 kg. Adam coraz bardziej dostrzega, jak ważna jest reklama. Brakuje ciągle strony internetowej z ofertą i dobrych zdjęć. Można by z nimi pojechać, choćby do Białowieży, pochodzić po hotelach i pensjonatach. Ostatnie pół roku nauczyło go, że giełda samochodowa to jednak nie ta klientela. Trzeba samemu docierać do kupców. Starosta bielski, doktor nauk ekonomicznych, Sławomir Jerzy Snarski, uważa, że w przypadku początkujących przedsiębiorców dobra byłaby pomoc jakiegoś mentora. Mogłaby być to firma, która w ramach środków zewnętrznych, choćby innych projektów unijnych, pomoże rozwiązać problemy, przed którymi stają. – Trzeba by zdiagnozować,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 25/2009

Kategorie: Reportaż