Naciągane raporty policji

Naciągane raporty policji

Białostocka policja przoduje w kraju w zwalczaniu przestępczości. Zdaniem szeregowych funkcjonariuszy, to nieprawdziwa statystyka Młodszy inspektor Stanisław Pawlik przyszedł na stanowisko komendanta policji w Białymstoku wprost z komendy w Hajnówce. Był rok 1999. Otoczony sławą najlepszego szefa policji na Podlasiu, ze względu na rewelacyjną statystykę wykrywalności, od pierwszych dni obiecywał zrobić porządek. W mieście zaroiło się od radiowozów. Na początku było nieźle, ale gwiazda Pawlika gasła, w miarę jak ubywało patroli na ulicach. Szybko skończyła się benzyna, a szeregowi policjanci coraz częściej skarżyli się na sposób traktowania ich przez szefa. W centrum miasta można było dostać po gębie w biały dzień i stracić złoty łańcuszek, wieczorami nikt nie potrafił sobie poradzić z małolatami szalejącymi w szybkich samochodach. W sukurs komendantowi przyszła Komenda Główna. 1 lutego 2001 r., kiedy notowania rządzącej AWS leciały już na łeb na szyję, ówczesny zastępca komendanta głównego policji, nadinsp. Ireneusz Wachowski, ogłosił start programu „17×5”, wzorowanego na doświadczeniach amerykańskich i hiszpańskich. Jego celem było monitorowanie, a następnie zmniejszenie w 17 miastach wojewódzkich i w Radomiu liczby najpowszechniejszych przestępstw: włamań, kradzieży, rozbojów, pobić i wymuszeń rozbójniczych. System zakładał lepsze działania patroli i służb operacyjnych, prewencji oraz zwiększenie odpowiedzialności komendantów jednostek za efekty pracy policjantów. Niestety, to, co miało zapobiegać rosnącej przestępczości, okazało się świetnym sposobem na zabawy ze statystyką. Jeden druk na wszystko – Do oceny wyników realizacji tego programu nie bierze się rzeczywistej liczby zdarzeń w tych kategoriach – mówią białostoccy policjanci – ale liczbę wszczętych postępowań przygotowawczych. Dlatego w komisariatach przyjęto, że dochodzenie w sprawie kilku podobnych przestępstw popełnionych mniej więcej w tym samym czasie – np. w ciągu jednej nocy – wszczyna się jako jedno i odnotowuje w Rejestrze Śledztw i Dochodzeń (RSD), a następnie kończy również jednym drukiem statystycznym, tzw. STP-3. Tymczasem do każdego przestępstwa powinien być wypełniony osobny druk. Oto przykłady. W rejonie działania komisariatu V w ciągu nocy skradziono osiem tablic rejestracyjnych. Zapisano je jako jedno działanie przestępcze, a następnie dochodzenie zakończono wypełnieniem również jednego STP-3 (wcześniej zanotowane w RSD-77/2002). Jeden druk (RSD-65/2002) wypełniono też po włamaniach do trzech mieszkań, chociaż nie było dowodów, że dokonał ich ten sam sprawca. – Pod groźbą kar musimy pisać takie bzdury jak połączenie włamania do mieszkania z kradzieżą samochodu. W statystyce zamiast pięciu przestępstw wykazujemy jedno – mówi szef jednego z komisariatów. – Co środę jesteśmy z tego rozliczani przez komendanta Pawlika i słyszymy, że mamy robić, co chcemy, byle spadała dynamika. Według dostępnych nam statystyk, w ciągu pięciu miesięcy 1999 r. w Białymstoku wszczęto 2738 postępowań, w 2000 r. – 2920. Kiedy jednak w 2001 r. zaczął obowiązywać program „17×5” liczba ta – w analogicznym okresie – zmniejszyła się do 2302, w tym roku zaś do 1820. – W następnych miesiącach będzie jeszcze mniej – twierdzą policjanci. Nie rozbój, tylko kradzież Kolejny sposób farbowania rzeczywistości to zmiana kategorii przestępstwa. – Funkcjonariusze przychodzą na skargę do NSZZ Policjantów – mówi Krzysztof Wierzbicki, przewodniczący Zarządu Terenowego Związku przy KMP – ale co my możemy, jesteśmy traktowani przez komendanta jak zepsute powietrze. Chodzi o to, że są oni zmuszani do wywierania presji na poszkodowanego, by zminimalizował poniesioną szkodę. – Najczęstszym sposobem poprawiania statystyk jest kwalifikowanie przestępstwa jako wykroczenia – dodaje inny policjant. – Na mieszkańcu Białegostoku, Janie Ł., zamieszkałym przy ul. Klepackiej, dokonano rozboju z użyciem paralizatora. Przestępca, Piotr K., zabrał poszkodowanemu pieniądze, jakieś kasety i inne przedmioty. W zeznaniu paralizator już zniknął, zaś wartość skradzionych rzeczy nie przekraczała – w papierach – 250 zł. Sprawa jako wykroczenie nie weszła do statystyki przestępczości. Według naszych rozmówców, poszkodowanym mówi się, że będą ciągani na przesłuchania, będą musieli – stając twarzą w twarz – rozpoznać podejrzanych bandziorów, często mieszkańców tej samej dzielnicy czy ulicy. Ludzie podpisują nieprawdę, byle tylko mieć święty spokój i nie narażać się na szykany. Wskutek tych działań w statystykach Komendy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 39/2002

Kategorie: Kraj
Tagi: Jacek Grün