Nagroda i odprawa

Nagroda i odprawa

– Byłem katorżnikiem – twierdzi dyrektor ZOZ w Przeworsku i żąda 270 tys. zł odszkodowania Gdy dyrektor Mariusz Kocój, nie pytając nikogo o zdanie i zgodę, wypłacił sobie 50 tys. zł premii z tytułu zysku, wypracowanego w ub.r. przez przeworski Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej, politycy AWS z Rzeszowa i Przeworska, którzy wcześniej forowali go jako swojego człowieka, gwałtownie zmienili front. Wysokość sumy poruszyła nie tylko osoby związane ze służbą zdrowia, ale i władze powiatu. Czołowi działacze RS AWS na Podkarpaciu zażądali od dyrektora zwrotu nagrody, stawiając jednocześnie ultimatum, że jeżeli pieniędzy nie odda, pożegna się z posadą. – Przyznawanie sobie takiej sumy w sytuacji, gdy pielęgniarki zarabiają po kilkaset złotych, uważam za draństwo, a ja draństwa nie toleruję, grzmiał Leszek Kisiel – ostatni wojewoda przemyski, który półtora roku wcześniej podpisał z Mariuszem Kocójem kontrakt menedżerski, obecnie zaś piastuje funkcję przewodniczącego Podkarpackiej Kasy Chorych. Dyrektor premii nie zamierzał zwracać; uważał, że pieniądze dostał zgodnie z obowiązującym prawem. – Tantiemy nie wypłaciłem sobie sam, przyznał mi ją starosta w zawartym za obopólnym porozumieniem kontrakcie. To nie ja ustalałem jej wysokość, ale – po renegocjacji i obniżce – starosta Pieniążek. To posłowie wychodzili Kontrakty menedżerskie z dyrektorami ZOZ zawierali pod koniec 1998 r., tuż przed reformą administracyjną kraju, wojewodowie. W myśl obowiązujących wówczas przepisów dyrektorzy mogli otrzymywać wynagrodzenie w wysokości od 10 do 16 średnich krajowych w gospodarce narodowej (M. Kocój wynegocjował 13-krotne), ostatecznie wysokość najwyższych kontraktów obniżono do 10 średnich, pozostawiając jednak w umowach dodatkowe przywileje, m.in. wysokie odprawy, prowizje od dodatkowo pozyskanych środków finansowych i tzw. tantiemę roczną. Gdy w czerwcu weszła w życie ustawa ograniczająca zarobki samorządowców i menedżerów w państwowych przedsiębiorstwach, do maksymalnych – czterech przeciętnych wynagrodzeń, starosta powiatu przeworskiego, Henryk Pieniążek, zaproponował dyrektorowi miejscowego szpitala nowe warunki płacy, znacznie gorsze od zapisanych we wcześniejszym kontrakcie: stanowić teraz miały ledwie dwukrotność średnich. Kocój ich nie przyjął, odmownie odpowiedział też na propozycję spisania nowego kontraktu. I zaraz potem przyznał sobie 50 tys. zł nagrody. Zdaniem starosty zysk, jaki wypracował szpital, w Przeworsku – 900 tys. zł – nie był zasługą Kocója, ale miejscowych polityków AWS. – W ostatnich dwóch latach, przy moim udziale zarówno co do środków z rezerw centralnych, jak i wojewody podkarpackiego, szpital ten otrzymał kilkadziesiąt miliardów starych zł, twierdzi pos. Krzysztof Kłak, szef podkarpackiego RS AWS. Szpital był dobrze wyposażony, mógł więc świadczyć usługi w pełnym zakresie. Oto cała tajemnica zysku. W szachu W kilka tygodni po wpłynięciu nagrody na konto Kocója, starosta przeworski wypowiedział dyrektorowi kontrakt menedżerski. Nie upłynęła doba, gdy Kocój dementował tę decyzję. – Pan Pieniążek przysłał mi pismo o jednostronnym zerwaniu kontraktu, równoważne z wypowiedzeniem z pracy. Tego samego dnia po południu zadzwonił do mnie, że je wycofuje. Zorientował się, że zrobił błąd. Doszliśmy do wniosku, że władnym wypowiedzenia kontraktu jest zarząd powiatu. – Rzeczywistą przyczyną zmiany decyzji starosty, mówi jeden z działaczy przeworskiej AWS, była zapisana w kontrakcie konieczność wypłacenia zwalnianemu dyrektorowi odszkodowania w wysokości 12-miesięcznego wynagrodzenia. Dla jednego z biedniejszych powiatów Podkarpacia byłaby to suma niebagatelna – 270 tys. zł brutto. Gwarantował ją Kocójowi podpisany wiosną br. przez H. Pieniążka kontrakt. Sam bohater tego wydarzenia obnosił się po mieście ze swą wspaniałomyślnością: – Gdybym przyjął wypowiedzenie, a za nim należną odprawę, w szpitalu nie byłoby pieniędzy na podwyżki dla pracowników. Dla mnie nie ma większego znaczenia, czy nadal będę dyrektorem; mam zawód, jestem lekarzem. Najważniejsze jest dobro szpitala, pracujących w nim ludzi oraz pacjentów, którzy nie mogą ponieść szwanku z powodu personalnych przepychanek. Po całej aferze Mariusz Kocój nie widział możliwości dalszej współpracy z przeworskim starostwem. Pod koniec sierpnia złożył wypowiedzenie o zarządzanie zakładem z przyczyn leżących po stronie pracodawcy. (“Dotychczasowe działania starostwa naruszają interes szpitala”), z zachowaniem 12-miesięcznego okresu wypowiedzenia. – Chciał nas zmusić do wręczenia mu wypowiedzenia o pracę i wypłacenie odprawy – twierdzi wicestarosta przeworski, Bogusław Urban. Zarząd powiatu podjął więc decyzję o zerwaniu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 47/2000

Kategorie: Kraj