Przez dwa lata „Bitwa pod Grunwaldem” będzie w rękach konserwatorów W Sali Matejkowskiej porozstawiano wielkie lampy służące lekarzom podczas operacji. Panie w białych kitlach pochylają się ze skalpelami nad pacjentem i delikatnie zeskrobują z niego warstwę skamieniałej masy woskowej. To już środkowa część wielkiej kuracji „Bitwy pod Grunwaldem”, która kosztuje ponad milion złotych i w sumie ma trwać dwa lata. Obraz spoczywa na specjalnym drewnianym podeście licem do dołu. Zwiedzający mogą tylko zajrzeć do sali i popatrzeć na pracujących, a „Bitwę pod Grunwaldem” obejrzeć sobie na monitorze, w trzech wymiarach, przez okulary. Wielka operacja lecznicza Zapewne sam Jan Matejko, malując najsłynniejszy ze swoich obrazów, nie miał pojęcia, ile pracy dostarczy w przyszłości konserwatorom. Nie mógł też przewidzieć, jak dramatyczne losy czekają jego dzieło w latach hitlerowskiej niewoli, że zdjęte z ramy, zwinięte w rulon i prowizorycznie zabezpieczone spoczywać będzie przez trzy lata zakopane w ziemi pod Lublinem. „Bitwa pod Grunwaldem” powstała w latach 1872-1878 w Krakowie, we względnie liberalnym w stosunku do Polaków zaborze austriackim. Celem ideowym Matejki było krzepienie serc, budzenie i umacnianie patriotyzmu, dumy z polskiej przeszłości, jej najbardziej znaczących zwycięstw. Podobną misję założył sobie też wielki pisarz Henryk Sienkiewicz, który stworzył „Krzyżaków” (1900) i Trylogię (1884-1888). Za 45 tysięcy reńskich złotych Matejko do namalowania „Bitwy” użył najlepszego i najmocniejszego grubego płótna lnianego, jakie mógł w tym czasie zakupić we Francji. Malował partiami, odwijając je stopniowo z wielkiej beli, bo w jego pracowni nie było wystarczająco dużo miejsca, by rozłożyć całość. Dopiero gdy przeniósł się do ratusza, rozpiął płótno na olbrzymich drewnianych krosnach malarskich – blejtramie i przybił gwoździami. Te gwoździe wielokrotnie później wyrywano podczas przeprowadzek obrazu do różnych sal wystawowych, by na miejscu znów przybić płótno do ramy. To już wówczas, w XIX w., skutkowało różnymi mniejszymi lub większymi uszkodzeniami tkaniny i samego obrazu. Pierwszy raz pokazano obraz publicznie 28 września 1878 r. w sali krakowskiego urzędu miasta, ale jeszcze w lutym 1878 r. Matejko sprzedał go za kwotę 45 tys. złotych reńskich warszawskiemu bankierowi Dawidowi Rosenblumowi. W tym samym roku płótno zostało przewiezione z Krakowa na wystawę do Wiednia, a w 1880 r. zaprezentowane w Warszawie. Następnie obraz był pokazywany kolejno na wystawach malarstwa w Petersburgu, Berlinie, Lwowie i Bukareszcie. W kwietniu 1880 r. znalazł się w Paryżu, potem powrócił do Warszawy, gdzie był na stałe eksponowany w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta. W okresie I wojny światowej został ze względów bezpieczeństwa wywieziony do Moskwy. Do Polski wrócił w 1922 r. Narodowy skarb Po tych męczących podróżach próbowano jakoś poprawić stan obrazu. W latach 20. podklejono masą klajstrową łaty płócienne, zasłaniając w ten sposób uszkodzenia płótna wzdłuż pionowych boków ok. 10 cm od krawędzi. Całą odwrotną stronę obrazu dodatkowo zamalowano farbą olejną (bielą cynkową) w celu wzmocnienia i zakonserwowania. To na jakiś czas wystarczyło, ale pierwszej gruntownej renowacji poddano „Bitwę pod Grunwaldem” zaraz po wojnie. Pracami pokierował największy ówczesny autorytet w dziedzinie konserwacji, prof. Bohdan Marconi, który z początku przeprowadził gruntowne badania fizykochemiczne dzieła. To on podjął decyzję, aby na odwrotnej stronie obrazu nakleić drugie płótno – dublażowe. Jako kleju użyto masy woskowej z dodatkiem kalafonii. Dopiero w takiej pogrubionej postaci ponownie rozpięto obraz na drewnianym blejtramie, oczyszczono i zregenerowano warstwę malarską. Uzupełniono też ubytki gruntu i odpryski farby. Prace trwały od 1946 do 1949 r., ale okazały się niezwykle skuteczne. Obraz po naklejeniu drugiej warstwy płótna pozostał w takim stanie praktycznie aż do 2010 r. Poważniejszej naprawy dokonano jeszcze w 1974 r. z okazji 30-lecia PRL, kiedy wielkie płótno zawieziono na wystawę do Moskwy. Po powrocie jeszcze bardziej wzmocniono brzegi „Bitwy” poprzez doklejenie masą woskową pasów szerokości 75 cm, których część wychodzącą poza krawędź malowidła zawinięto podwójnie dla wzmocnienia oryginalnych marginesów. Całe dzieło po przywiezieniu z powrotem do Warszawy naciągnięto już bez gwoździ, tylko z użyciem zszywek, na nowy, sztywny, aluminiowy blejtram wykonany w gdańskiej stoczni, który służył do dnia dzisiejszego. Za milion złotych Obecne prace są najkosztowniejszym i najszerzej zakrojonym projektem badawczym i konserwatorsko-restauratorskim w historii Muzeum Narodowego. Tym razem nie tylko zdjęto obraz
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









