Naloty po błędach ojca

Naloty po błędach ojca

Saddam Husajn zaczął wracać na bliskowschodnie salony. Ekipa Busha nie chce się z tym pogodzić Operacja bez oklasków. Tak wielu międzynarodowych komentatorów określało w minionym tygodniu amerykańsko-brytyjskie bombardowania stanowisk irackiej obrony przeciwlotniczej, usytuowanych na południe od Bagdadu. Jak poinformował na konferencji prasowej w Pentagonie generał Gregory Newbold, 24 samoloty typu F 15, F 16 i F 18, które wystartowały z lotnisk w Kuwejcie i Arabii Saudyjskiej, a także z pokładu amerykańskiego lotniskowca “USS Truman”, zaatakowały pięć centrów łączności dowodzenia i kontroli armii Iraku. Celem specjalnych bomb sterowanych nowego typu były przede wszystkim stacje radarowe. “Zniszczyliśmy prawie wszystko”, ogłosił triumfalnie gen. Newbold tuż po lotniczym rajdzie 16 lutego. Tydzień po pierwszej operacji samoloty amerykańskie w ostatni czwartek znowu ostrzelały irackie radary. Bagdad instaluje nowe światłowody, łączące te urządzenia z komputerami, co usprawnia ich działanie i stwarza dodatkowe zagrożenie dla samolotów USA patrolujących południe Iraku, gdzie od wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku istnieje tzw. strefa zakazana dla lotnictwa Saddama Husajna, wyjaśniali dziennikarzom powody bombardowania wojskowi z Pentagonu. Półoficjalnie mowa była jednak o wojskowym fiasku poprzedniej akcji. Jak wykazały zdjęcia satelitarne, superdrogie bomby typu AMG, których Amerykanie użyli 16 lutego w warunkach bojowych po raz pierwszy, spadły w promieniu 90 i więcej metrów od celu. “Zrobiliśmy dużo kurzu, przetestowaliśmy nową broń, bo tak chcieli generałowie i zirytowaliśmy potencjalnych sojuszników”, podsumował nowy etap konfrontacji Białego Domu z Saddamem Husajnem jeden z ekspertów wojskowych. Amerykańsko-brytyjska akcja nie zyskała bowiem powszechnego poparcia w świecie. Poza USA i Wielką Brytanią akcję poparły jedynie dwa kraje: Kanada i Polska (o zawirowaniach wokół stanowiska Warszawy w tekście poniżej). W rzeczywistości podział na zwolenników i przeciwników amerykańsko-brytyjskiej operacji wyglądał nieco inaczej, ale pozostaje faktem, że krytycznie wobec bombardowań wypowiedziały się praktycznie wszystkie kraje Bliskiego Wschodu (poza Izraelem i Kuwejtem), w tym Arabia Saudyjska, jeszcze kilka lat temu tzw. pancerny sojusznik Ameryki w regionie. Negatywnie zareagowały nawet Damaszek i Teheran, które jeszcze kilka lat temu cieszyły się z każdej klęski Iraku. Nie poparły akcji europejskie kraje NATO, a niektóre – jak Francja – wyraźnie dały do zrozumienia, że uważają bombardowania za niepotrzebne. Międzynarodowa koalicja, która wygrała wojnę o Kuwejt w 1991 roku, po raz kolejny pokazała, że została wyraźnie osłabiona. Rządy państw Bliskiego Wschodu muszą brać pod uwagę rosnącą niechęć swoich społeczeństw wobec ambicji Ameryki, by pełnić w ich regionie rolę międzynarodowego żandarma. Nie jest też tajemnicą, że w Europie i Azji wiele krajów czeka coraz bardziej niecierpliwie na możliwość pełnego gospodarczego powrotu do Iraku. Potrzeby inwestycyjne tego kraju szacowane są na minimum 30 mld dolarów. Gniewnie reagująca na amerykańskie ataki Moskwa chce np. zaangażowania się naftowego giganta Łukoilu na irackich terenach roponośnych. Rosja czeka także na zwrot 10 mld dolarów długu. W wyścigu po ewentualne profity z irackiego rynku chcą wziąć udział Francuzi, Hiszpanie, Włosi, Japończycy. Saddam Husajn może też liczyć na wsparcie Chin budujących sobie powoli pozycję obrońcy Trzeciego Świata przed postrzeganym jako arogancki Zachodem, a oskarżanych ostatnio przez USA o wyposażanie irackich radarów w węzły światłowodowe. Eksperci pytają, dlaczego Stany Zjednoczone zareagowały tak ostro wobec Bagdadu raptem w miesiąc po objęciu prezydentury przez George’a Busha Juniora. “Bush Junior chce naprawić błąd swojego ojca”, zasugerował “The Washington Post”. Podczas operacji “Pustynna Burza” ówczesny prezydent USA, George Bush Senior, nie zdecydował się na obalenie irackiego dyktatora. Wojska sprzymierzonych przeciw Saddamowi Husajnowi państw zatrzymały się niemal u bram Bagdadu. Ówczesne rachuby Waszyngtonu, że osłabiony klęską w kuwejckiej wojnie Saddam Husajn pozbawiony zostanie po prostu władzy w wyniku wewnętrznych rozgrywek, okazały się jednak pozbawione podstaw. Nie doceniono ani talentów politycznych irackiego dyktatora, ani słabości opozycji. Saddam Husajn nie tylko umocnił kontrolę nad krajem, ale doprowadził do stopniowej też erozji gotowości świata do wpływania na losy dyktatury. Na scenie wewnętrznej wyeliminował praktycznie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2001, 2001

Kategorie: Świat