Symbol armii zaginionych

Symbol armii zaginionych

Korespondencja z Włoch Włoska prokuratura ponownie wszczęła śledztwo w sprawie zniknięcia Emanueli Orlandi, córki watykańskiego urzędnika Liczba ludzi, którzy wyszli z domu i wszelki ślad po nich przepadł, dzieci, które w jednej chwili ulotniły się niczym kamfora, jest we Włoszech zatrważająca – ponad 23,5 tys. To więcej niż w jakimkolwiek innym kraju w Europie. Wśród zaginionych, których losy pozostają nieznane, jest Emanuela Orlandi. Mimo że 15-letnia obywatelka Watykanu po raz ostatni była widziana 27 lat temu, jej zagadkowe zaginięcie ciągle budzi ogromne emocje. Emanuela stała się w pewnym sensie symbolem armii zaginionych. Media i opinia publiczna tak naprawdę nigdy nie przestały się interesować tą sprawą. W związku z pojawieniem się nowych faktów dwa lata temu włoscy detektywi ponownie wszczęli śledztwo. Pod koniec ubiegłego roku został aresztowany mężczyzna, który zadzwonił do małżonków Orlandi tuż po zniknięciu ich córki. Czy uda się po latach wyjaśnić kulisy tej niezwykle zawiłej i mrocznej historii? Przystojniak z bmw Ostatnie przelotne spojrzenie w wiszące w korytarzu lustro i była gotowa do wyjścia. 15-letnia córka watykańskiego urzędnika, Emanuela, wybiegła na ulicę. Szła do szkoły muzycznej. Dokładnie o tej samej porze 22 czerwca 1983 r. młody, elegancko ubrany mężczyzna zaparkował przed budynkiem Senatu na ulicy Corso Rinascimento luksusowe bmw touring. Rzadko spotykany w owych czasach samochód w interesującym odcieniu złotej zieleni nie uszedł uwagi pełniącego służbę policjanta z rzymskiej drogówki. Ten sam mężczyzna kilka minut później zagadnął spieszącą na lekcję gry na flecie nastolatkę, czy nie byłaby zainteresowana dorywczą pracą, a ściślej mówiąc, dystrybucją kosmetyków firmy Avon. Emanuela spojrzała na nieznajomego nieufnie, nie miała zwyczaju rozmawiać z obcymi, zresztą do szkoły zawsze odprowadzało ją któreś z rodziców, tego dnia wyjątkowo szła sama, ale szarmanckie maniery mężczyzny sprawiły, że wdała się w rozmowę. – Wyobraź sobie, mogę zarobić 375 tys. lirów miesięcznie, sprzedając kosmetyki podczas pokazów mody sióstr Fontana w pałacu Borromini – opowiedziała z wypiekami na twarzy przyjaciółce tuż po wejściu do klasy. Po lekcji miała się spotkać z młodym nieznajomym ponownie, aby omówić szczegóły. Rzeczywiście, dwie godziny później, jak opowiedział naoczny świadek, dziewczyna z uśmiechem wsiadła do luksusowego samochodu. Od tej pory ślad po niej zaginął. Tuż po podaniu informacji o zaginięciu Emanueli w domu jej rodziców zaczęły się urywać telefony. Mario zadzwonił szóstego dnia od zaginięcia. Ponieważ narzeczony siostry porwanej dziewczyny za namową kolegi, będącego agentem służb specjalnych, zainstalował przy aparacie telefonicznym magnetofon, rozmowa została zarejestrowana. Już po pierwszym przesłuchaniu nie ulegało wątpliwości, że Mario jest rzymianinem od pokoleń – nie tylko wypowiadał się w dialekcie, ale posłużył się dwoma bardzo specyficznymi wyrażeniami używanymi jedynie w dzielnicach leżących za Tybrem. Anonimowy informator powiedział, że dziewczyna uciekła z domu znudzona codziennością, starał się też uspokoić rodziców, twierdząc, że młody blondyn, z którym wsiadła do bmw, wywodzi się z dobrej rodziny, jest zamożny i dobrze wychowany. Kim był ów blondyn? W 2005 r. wyszło na jaw, że to Enrico De Pedis, znany pod pseudonimem Renatino. W 1983 r., kiedy uprowadzono Emanuelę, miał 29 lat. Właśnie sięgał po przywództwo w bandzie Magliana. Nazwana od ulicy, z której pochodzili jej główni członkowie, organizacja kryminalna powstała w połowie lat 70. Jej założyciel, Franco Giusepucci, zjednoczył przywódców kilku lokalnych grup i szajek przestępczych, aby, jak to określił, wspólnie przejąć miasto. Zamiar się powiódł. Banda trzęsła Rzymem ponad 15 lat. Jak mocno wrosła w podłoże i jak dalece oplotła wiele istotnych dziedzin życia społecznego, tego nigdy nie udało się do końca zbadać. Z całą pewnością nawiązała kontakty z sycylijską mafią i organizacjami terrorystycznymi, w tym przede wszystkim z Czerwonymi Brygadami, miała swoich ludzi wśród służb specjalnych i w partiach politycznych. Sabrina Minardi, była narzeczona szefa bandy De Pedisa, zeznała, że gościł on dwa razy na kolacji u Giulia Andreottiego. Bankierzy Boga Od powiązań z bandą nie był wolny również Watykan. Kluczową rolę odegrał kard. Paul Marcinkus. Ten zmarły cztery lata temu dostojnik kościelny, w latach

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2010, 2010

Kategorie: Świat