A nam zostanie kurna chata

A nam zostanie kurna chata

W filozofii obecnego rządu nie mieści się wspieranie budownictwa mieszkaniowego Te liczby nie budzą niczyich wątpliwości, podają je GUS, NIK, resort pracy i polityki społecznej – 1,5 mln polskich rodzin nie ma samodzielnych mieszkań. Prawie 6 mln ludzi mieszka zaś w lokalach niespełniających standardów budowlanych, czyli, jak konkretyzuje rozporządzenie ministra budownictwa o warunkach technicznych mieszkań, bez „kuchni lub wnęki kuchennej, ustępu wydzielonego lub miski ustępowej w łazience”. Od czterech lat sytuacja się pogarsza – w 2008 r., po pięcioletnim okresie nieprzerwanego wzrostu, liczba mieszkań oddawanych do użytku zaczęła spadać. Co najmniej 200 tys. należy możliwie szybko wycofać z eksploatacji z powodu ich wieku i złego stanu. Rodzina na obcym O tym, jak obecnemu rządowi zależy na zaspokojeniu głodu mieszkaniowego Polaków, świadczą losy programu „Rodzina na swoim”. Przyjęto go w 2006 r., trzeba trafu akurat wtedy, gdy rządziło PiS, a premierem był Jarosław Kaczyński. Dzięki przewidzianym w programie dopłatom do kredytów zwiększyła się grupa ludzi, która mogła sobie pozwolić na uzyskanie kredytu. W wyniku tego oddawanych mieszkań wyraźnie przybyło już w 2007 r. (patrz: tabelka). Później jednak „Rodzina na swoim” nie zapobiegła kurczeniu się liczby budowanych mieszkań. Czynników regresu było wiele. Kryzys finansowy i rosnący zasięg ubóstwa wśród Polaków zmniejszyły ich zasoby pieniężne pozwalające ubiegać się o kredyt hipoteczny. Banki zaostrzyły kryteria, stopniowo odchodząc od kredytów z jak najniższym wkładem własnym, a na ten wkład stać było coraz mniej ludzi. Silny kurs franka dodatkowo ograniczył zdolność kredytową ludzi czekających na mieszkanie. Są to na ogół osoby młode i kiepsko zarabiające, często zatrudnione na umowach śmieciowych, co w ogóle uniemożliwia im wzięcie kredytu. Przez ostatnie lata rząd prowadzi politykę stopniowego ograniczania nakładów budżetowych na budownictwo – z ok. 0,45% wydatków budżetu państwa w 2006 r. do ok. 0,3% obecnie. Bardzo długo trwają w Polsce prace związane z przygotowaniem terenów pod budowę. Nasza tradycyjna biurokracja w połączeniu z niemożnością uzgodnienia wspólnych stanowisk sprawia, że tylko część terenów ma plany zagospodarowania przestrzennego, co utrudnia przekazanie ich pod budownictwo mieszkaniowe. W całym tym katalogu trudności program „Rodzina na swoim” jest jednak najmniej winien. Mimo rosnącej niewydolności naszej gospodarki mieszkaniowej Polacy przekonali się do systemu preferencji kredytowych. Wartość udzielanych kredytów rosła więc coraz szybciej – a razem z nimi wielkość dopłat ze strony państwa. W roku 2007 na zasadach programu „Rodzina na swoim” udzielono ok. 0,5 mld zł kredytów. W 2011 r. – już prawie 9 mld zł. Stopniowo zaczęła rosnąć też liczba pozwoleń na budowę – po załamaniu z 2009 r. (179 tys. pozwoleń) do 181 tys. w roku ubiegłym, co groziło tym, że w przyszłości będzie jeszcze więcej kredytów mieszkaniowych, a więc wzrośnie wielkość dopłat budżetowych do nich. Zmodyfikujemy grupę docelową Wielki sukces „Rodziny na swoim” oznaczał zarazem jej zgubę. Polacy brali coraz większe kredyty na coraz większe mieszkania. Rząd Donalda Tuska nie chciał zaś zaakceptować konieczności zwiększenia nakładów z budżetu na dopłaty do tych kredytów. Zareagował więc szybko. 31 sierpnia zeszłego roku weszła w życie, przyjęta przez Sejm i błyskawicznie podpisana przez prezydenta, ustawa zmieniająca program „Rodzina na swoim” i prowadząca do jego likwidacji. Grono osób mogących skorzystać z dopłat do kredytów ograniczono do tych, które nie przekroczyły 35 lat. Zmniejszono prawie o połowę tzw. współczynnik limitu cenowo-kosztowego, co ograniczyło liczbę mieszkań, na które można otrzymać dofinansowanie do kredytu. Najważniejsze jednak, że zdecydowano, iż przyjmowanie wniosków o kredyty preferencyjne kończy się 31 grudnia tego roku. To gwóźdź do trumny „Rodziny na swoim”, a zarazem powód jej łabędziego śpiewu. Raptownie wzrosła bowiem liczba osób pragnących zdążyć przed końcem roku i już od drugiej połowy ubiegłego roku napływa coraz więcej wniosków o kredyt preferencyjny. Sprawą zainteresowała się rzecznik praw obywatelskich, która stwierdziła, że „celem ustawodawcy było stopniowe ograniczanie programu »Rodzina na swoim« i wygaszenie akcji kredytowej”. Nie wpłynęło to jednak na kształt wspomnianego aktu prawnego. Rządowe uzasadnienie ustawy likwidującej „Rodzinę na swoim” dość szczerze podaje, że chodzi o „stopniowe

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2012, 2012

Kategorie: Kraj