Wyszedł Jerzym, wrócił Georgiem

Wyszedł Jerzym, wrócił Georgiem

Zaskakujące skutki kradzieży dowodu osobistego

Pan Jerzy z Wrocławia został okradziony. W zasadzie nic nadzwyczajnego, chwila nieuwagi i złodziej zabiera, co mu w ręce wpadnie. Tym razem nie tylko pieniądze, ale też dowód osobisty. Pan Jerzy westchnął: dopiero będą kłopoty… Nie spodziewał się jednak, jak wiele nerwów będzie go to kosztować.

Zgłosił sprawę na policji i złożył wniosek o wyrobienie nowego dokumentu tożsamości. Gdy po jakimś czasie poszedł go odebrać, z osłupieniem przeczytał, że jest już nie Jerzym, ale Georgiem. – Odmówiłem przyjęcia dokumentu – opowiada jeszcze dziś poruszony. – W mojej rodzinie hołdujemy tradycjom patriotycznym, a tu okazuje się, że mam niemieckie imię. Pradziadek żony Józef Chlebiński jest pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim, w kwaterze powstańców styczniowych, a miejsce jego wiecznego spoczynku wymieniają oficjalne publikacje. Zasłużył się ojczyźnie nie tylko udziałem w powstaniu, ale również działalnością społeczną. Razem z Marią Konopnicką zakładał szkoły dla wiejskich dzieci.

– Odkąd pamiętam, zawsze miałem na imię Jerzy. Dyplomy uczelni mam na Jerzego, wszystkie legitymacje, akt ślubu… Co teraz? – zastanawia się.

Żona Małgorzata gorzko żartuje, że czuje się wolna: – Ślub brałam przecież z Jerzym. I cieszy się, że ona dowodu wymieniać nie musi. Bo kto wie, z jakim imieniem by wróciła. Urodziła się przecież we Lwowie.

Problem wziął się bowiem stąd, że pan Jerzy urodził się w 1943 r. w Chorzowie, który wtedy należał do Rzeszy. W nowym dowodzie imię zmieniono mu na takie, jakie figuruje w dokumentach niemieckich. Stało się to teraz, po tylu latach, i tak nagle, bez żadnych wyjaśnień – starsi ludzie nie mogą się z tym pogodzić, zresztą nie tylko oni.

– Jeszcze trochę i sądząc po imionach rodziców, będę córką Niemca i Ukrainki – mówi ze złością córka pana Jerzego. – Tego nie zdzierżę. Na co mi w takiej sytuacji przodek powstaniec?

W gąszczu ustaw

Zdenerwowani wrocławianie zwrócili się z tą sprawą do naszej redakcji. Urząd Stanu Cywilnego we Wrocławiu od razu umył ręce – takie dane otrzymał z Górnego Śląska i takie umieścił w dokumencie.

Szukamy więc u źródła. Magdalena Szewczuk-Szturc, dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich Urzędu Wo­je­wódzkiego w Katowicach, na pisemnie zadane pytania, przede wszystkim o to, na jakiej podstawie zmieniono panu Jerzemu imię, powołuje się na ustawę z 28 listopada 2014 r., dokładnie na art. 124 tej ustawy, w którym jest zapis o rejestrze stanu cywilnego, prowadzonym w systemie teleinformatycznym. „Przeniesieniu do [teleinformatycznego] rejestru stanu cywilnego podlega treść aktu stanu cywilnego z chwili jego sporządzenia w zakresie wymaganym w ustawie oraz jego zmiany dodatkowe, przypisy i informacje”.

Niby wszystko jasne: system będzie nowoczesny, sprawny, dla upoważnionych dostępny z każdego miejsca. Nie wyjaśnia to jednak, dlaczego dotąd pan Jerzy nosił takie imię, a teraz ma je zniemczone. Jerzy stał się Georgiem, bez żadnych komentarzy. – Jak nie będzie innego wyjścia, zmienię sobie imię – stwierdza. Nawet mu to doradzano w urzędzie. Za 37 zł załatwia się sprawę niemal od ręki. – Tylko że nie o to chodzi.

We wrocławianinie obudził się rodzinny duch społecznikowski. Jest przecież wielu takich jak on, urodzonych na terenach należących w różnych okresach do innych państw. I w językach tych państw zostały spisane ich akty urodzenia.

– A co się dzieje w przypadku osób zmarłych? – zastanawia się pan Jerzy. – Może się zdarzyć, że różne imiona będą w dokumentach i na nagrobku. Kto się zajmie uporządkowaniem tego stanu? Żyjący krewni? Czy mają do tego prawo? A jeśli już ich nie ma? Ludzie starzy, schorowani, często już zagubieni nie mają pojęcia, co się dzieje w dokumentach. Nikt przecież ich o tym nie poinformował.

Choć pani dyrektor ze śląskiego urzędu odpowiedziała, że nie prowadzi się statystyk, jak często zdarzają się podobne historie, nie ma wątpliwości, że nie są to sprawy odosobnione. W internecie trafiłam na stronę Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego „Gniazdo”, gdzie m.in. toczyła się dyskusja nad przerabianiem Lorenza na Laurentego lub Wawrzyńca. Jednak przedstawione dalej przykłady zmian, tym razem chodziło o nazwiska, świadczyły o chęci powrotu do ich pierwotnej wersji. Najbardziej znane jest z pewnością nazwisko Kutza, który przez czas jakiś miał być Kucem.

Cień lat 50.

Spolszczanie nazwisk musiało być na tyle częste, że w internecie jest m.in. sprawozdanie z kontroli przeprowadzonej w latach 60. XX w. w Gogolinie na Opolszczyźnie. Tymczasem porządkowanie brzmienia imion i nazwisk obywateli Polski zaczęło się od rozporządzenia prezesa Rady Ministrów nr 72 z 7 kwietnia 1952 r., które zostało jeszcze wzmocnione ustawą z 1960 r. Rzecz dotyczyła wymogu dostosowania (raczej zastosowania) polskiej pisowni imion i nazwisk. Według Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego chodziło przede wszystkim o stosowanie polskich znaków zamiast skomplikowanej transkrypcji. Na przykład nazwisko Tchayka należało napisać po prostu Czajka. Czy wszystkim zainteresowanym to się podobało? Znając atmosferę tamtych lat, można przypuszczać, że urzędnicy nie za bardzo przejmowali się ich zdaniem. Trudno też po tylu latach ustalić, jak daleko sięgały te niby-językowe interwencje.

Pan Jerzy, podobnie jak wiele innych osób, używał polskiego imienia, nie zastanawiając się, co zapisano w dokumentach, w tym przypadku niemieckich. Można przypuszczać, że pisownię jego imienia dopasowano do tych ustaw i przez lata nikt nie sięgał do starych szpargałów ani nie zadbał o stosowne w nich adnotacje. Aż nastał system teleinformatyczny i wtedy, tak jak w 1952 r., zadziałał automat.

Pan Jerzy nie może pojąć, dlaczego spotkało go to w jesieni życia. Kiedyś uszczęśliwiano, czy ktoś chciał, czy nie, spolszczaniem imion i nazwisk. Obecnie dzieje się to w odwrotną stronę. Być może problem wymaga rozwiązania ogólnego, że np. imię używane od zakończenia wojny automatycznie pozostaje, a stosowna uwaga trafia do dokumentacji. W każdym razie nie można ludzi tak zaskakiwać.

Wydanie: 2016, 51/2016

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Juliusz Wnuk
    Juliusz Wnuk 25 grudnia, 2016, 07:17

    Typowy polski debilizm! „Nihil novi sub sole”…..

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy