Polacy tarczą Amerykanów

Polacy tarczą Amerykanów

W referendum powinniśmy zdecydować, czy chcemy bazy antyrakietowej, która ma chronić USA Na początku września powinna być znana amerykańska decyzja o lokalizacji bazy antyrakietowej w Europie Środkowo-Wschodniej. Amerykanie toczą rozmowy równolegle z Polską i Republiką Czeską. O ile środki masowego przekazu w Czechach bardzo szeroko informują o przebiegu rozmów, to w Polsce poza przeciekami brak jakiejkolwiek informacji. Prawie nikt nie wie, że na początku sierpnia gościł w naszym kraju podsekretarz stanu USA, M. Green, odpowiedzialny od strony politycznej za problem obrony antyrakietowej, a także że non stop kilkunastu amerykańskich ekspertów prowadzi konkretne rozmowy. Złośliwi co prawda twierdzą, że prezydent i premier zabronili udzielania jakichkolwiek informacji, a pani minister spraw zagranicznych nic na ten temat nie wie, ale to złośliwi. Prawda jest natomiast taka, że w 95% taka baza powstanie właśnie w Polsce, bo geopolityczne położenie naszego kraju jest znacznie dogodniejsze dla umieszczenia hipotetycznych antyrakiet. Pięć z ośmiu Począwszy od 2001 r., Stany Zjednoczone wydają po około 10 mld dol. rocznie na wdrożenie systemu antyrakietowego nowej generacji. Rezultaty operacyjne tego programu nie są jednak zachwycające. Z ośmiu dotychczas dokonanych prób nowego systemu tylko pięć wypadło pozytywnie i antyrakiety strąciły rakietę będącą celem. Tymczasem politycy partii republikańskiej, a także generałowie w Pentagonie już w roku 2003 zapewniali, że USA zbudowały superskuteczny i supermobilny system antyrakietowy. Te perturbacje operacyjne spowodowały, że kongres zagroził całkowitą redukcją budżetu przeznaczonego na antyrakiety właśnie na rok 2007. Administracji potrzebny byłby więc sukces polityczny, jeżeli nie udaje się uzyskać technicznego. Takim wielkim plusem byłoby ogłoszenie, że podpisano umowę z Polską na budowę bazy antyrakietowej. Trzeciej z kolei, bo dwie już funkcjonują. Na Alasce i w Kalifornii. Ta druga to znana baza Vandenberg, która ma chronić zachodnie wybrzeże USA przed nadlatującymi znad Pacyfiku rakietami. Plan ogólnoświatowego systemu antyrakietowego, który chroniłby USA i w znacznej części Kanadę przed uderzeniem rakietowym, zakłada budowę w pierwszej kolejności trzech baz lądowych. Są to owe bazy na Alasce i w Kalifornii, w znacznym stopniu czynne już operacyjnie. Dalszy rozwój systemu przewiduje wstępną budowę bazy w Polsce, przy rozbudowie dwóch wyżej wspomnianych. Ten etap trwałby do około połowy 2008 r. Później zaplanowano zupełne ukończenie baz na terytorium USA, rozbudowę bazy w Polsce i rozpoczęcie budowy kolejnych baz na Wyspach Hawajskich, w archipelagu Aleutów, na Wyspach Riukiu oraz na Grenlandii lub Ziemi Baffina. Do dyskusji pozostaje natomiast, czy bazy lądowe byłyby uzupełnione wielkimi obiektami pływającymi, które mogłyby krążyć w określonych rejonach mórz i oceanów, a w razie konieczności być przesuwane zależnie od potrzeb. To, że nie mówi się nawet o antyrakietowej obronie europejskich i azjatyckich sojuszników Ameryki, z punktu widzenia polityków znad Potomacu jest oczywiste. Są oni bowiem ewentualnie skłonni rozmawiać o tym problemie, żądają jednak olbrzymiego wkładu finansowego. Jest natomiast więcej niż możliwe, że do budowy globalnego systemu zostanie zaproszona Australia, o ile będzie skłonna wyłożyć wielką kasę. Kogo boi się Ameryka Pozostaje odpowiedzieć na pytanie, jakiego państwa czy grupy państw Stany Zjednoczone tak bardzo się boją, że instalują koszmarnie drogi globalny system antyrakietowy. O kosztach za chwilę, ale jako ewentualnych agresorów wymienia się – no, może nie na Kapitolu, bo tu akurat zdania są co najmniej podzielone, ale w Białym Domu – Koreę Północną, Iran i Syrię, dając do zrozumienia, że są jeszcze państwa, których nie chce się wspominać, ale też zagrażają… Od około czterech lat wśród grupy państw hultajskich nie ma już Libii, bo jej przywódca – charyzmatyczny i ponury płk Muammar Kadafi – „ustatkował się” politycznie. Natomiast z wyraźną obawą politycy amerykańscy spoglądają na obszar rozciągający się na południe od Rio Grande. Prezydent Wenezueli, trochę naśladujący młodego Fidela Castro Hugo Chavez, na razie kupuje od Rosji myśliwce SU-37. Chce nabyć również co najmniej dwie wielkie fregaty typu „Kresta” i cztery-pięć niszczycieli klasy „Sowriemiennyj”. Okręty te mają chronić wenezuelskie pola naftowe na wielkim jeziorze, a w zasadzie zatoce Maracaibo oraz w strefie ekonomicznej na pełnym morzu. Sen z powiek spędza politykom amerykańskim również bardzo antyjankeska postawa Brazylii i niektórych innych państw

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 34/2006

Kategorie: Kraj