Listy otwarte, wykłady okupacyjne i czarne marsze na razie niewiele dały. Ministerstwo Nauki twardo obstaje przy swoim – Rozumiemy, że do 35.-40. roku życia będziemy biedni. Nasi znajomi, którzy wybrali standardową karierę zawodową, będą zakładali rodziny, kupowali nowe samochody, a my do wszystkiego będziemy dochodzili powolutku. Ale teraz sytuacja wygląda tak, że nawet powolutku nie dajemy rady – mówi Hanna, która doktoryzuje się z filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dlatego – jak tłumaczy – naukowcy protestują. Miecz nad humanistyką Środowisko naukowe buntuje się nieprzerwanie od grudnia 2013 r., kiedy rozeszła się wieść, że Uniwersytet w Białymstoku zamierza zamknąć jako nierentowny kierunek filozoficzny. Rada naukowa Instytutu Socjologii stwierdziła bowiem, że o przyjęcie na filozofię ubiega się niezadowalająca liczba studentów. W obronie likwidowanego kierunku wystąpili czołowi polscy intelektualiści (m.in. profesorowie Bronisław Łagowski i Andrzej Walicki). Nic jednak nie wskórali. W trwającej właśnie rekrutacji filozofia została zastąpiona przez „kognitywistykę i komunikację”. Władze UwB tłumaczyły, że taką decyzję wymusiły na nich zmiany wprowadzone przez poprzednią minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbarę Kudrycką, która oparła finansowanie szkół wyższych na liczbie studentów. Tych, którzy chcieli studiować filozofię, było coraz mniej, dlatego los większości wydziałów filozoficznych stanął pod znakiem zapytania. Intelektualiści zwracający się do obecnej minister Leny Kolarskiej-Bobińskiej zaznaczyli, że „w całej Polsce – z wyjątkiem Krakowa, Poznania i Warszawy – sytuacja finansowa studiów filozoficznych jest tragiczna. (…) Inne kierunki humanistyczne wcale nie mają się lepiej. Z podobnymi trudnościami zmagają się historia, filologia klasyczna, historia sztuki, czasem nawet socjologia”. Krytycy tzw. reformy minister Kudryckiej zwracali uwagę, że uzależnienie finansowania od liczby studentów kładzie zbyt duży nacisk na dydaktykę, przez co zaniedbywane są badania, będące przecież solą uprawiania nauki. Postawienie na liczbę studentów obniża również poziom nauczania, bo grupy zajęciowe są większe i trudniej nawiązać uniwersytecką relację mistrz-uczeń. – Niestety, nawet na studiach doktoranckich poziom jest bardzo niski. Na zajęciach z „nowoczesnych technologii w dydaktyce” kazano mi przygotować w PowerPoincie prezentację o wymarzonej wycieczce – mówi Hanna z UJ. Ministerstwo wskazuje jednak, że szansą na poprawę jakości kształcenia może być obecny niż demograficzny. „Studenci będą mogli pracować w mniejszych grupach. Wykładowcy będą mieli więcej czasu na przygotowanie się do zajęć”, czytamy na stronach MNiSW. Przeciwnicy zmian wskazują także, że zaproponowane mechanizmy oceny jednostek naukowych i kadry sprawdzają się w naukach techniczno-przyrodniczych, ale zupełnie nie przystają do nauk społecznych. Negatywnie oceniany jest też system grantowy, na co zwrócili uwagę socjolodzy z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. W liście do minister Kolarskiej-Bobińskiej pisali: „Obecnie mniej więcej co szósty projekt zdobywa grant, co nie może pełnić funkcji bodźca do rozwoju nauki. Umocnienie systemu grantowego nie może oznaczać, że kadry uniwersyteckie będą się formowały niemal wyłącznie dzięki zatrudnieniom w grantach badawczych. Jest to prosta droga do załamania się nauki, a nie jej rozwoju”. Akademicy terroryści O wszystkich tych problemach głośno mówił Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej, powołany niejako w odpowiedzi na plany likwidacji białostockiej filozofii. Jego członkowie pisali listy otwarte, organizowali panele dyskusyjne, aż doprowadzili do spotkania z minister Kolarską-Bobińską przy „okrągłym stole humanistów” 26 lutego 2015 r. Pani minister zobowiązała się wówczas m.in. do podjęcia rozmów z Komitetem Ewaluacji Jednostek Naukowych o zmianie kryteriów ocen, tak by uwzględniały one specyfikę humanistyki, oraz zapowiedziała kontynuację Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. Zdaniem przedstawicieli KKHP, rozwiązania proponowane przez ministerstwo okazały się symboliczne. Do kolejnego spotkania doszło 17 marca. Protestujący domagali się wzrostu nakładów na naukę o 800 mln zł. W odpowiedzi usłyszeli od wiceministra prof. Marka Ratajczaka, że to niemożliwe, ponieważ budżet jest już realizowany. Ministerstwo obiecało jednak, że będzie zabiegało o zwiększenie nakładów na naukę w budżecie przyszłorocznym. Prof. Ratajczak chwalił się, że w tym roku nakłady na naukę zwiększono o 10%, a na szkolnictwo wyższe o 6%. – To było spotkanie czysto kurtuazyjne. Ministerstwo odrzuciło nasze propozycje, używając różnych wymówek. Co więcej, dowiedzieliśmy się, że popierające nas instytuty były wcześniej straszone przez urzędników,