Struśburgery zdobędą wiosnę

Struśburgery zdobędą wiosnę

Coraz więcej osób chce mieć pisankę ze strusiego jaja Struś jaki jest, każdy widzi. A zobaczyć można je w Polsce coraz częściej. Przybywa gospodarstw, gdzie miast krów, na pastwiskach hasają strusie afrykańskie czy australijskie emu. Jajecznica z jaj strusich smakuje podobnie jak z kurzych, ale jest zdrowsza, strusie jaja zawierają mniej cholesterolu. Należy mieć jednak wiertarkę, bo szkoda tłuc cenną skorupę. Przed Wielkanocą bardzo rośnie popyt na strusie pisanki. Zawartość półtorakilogramowego jaja z powodzeniem nakarmi zaś 10-12 osób, konieczna jest tylko odrobina cierpliwości, gdyż jajecznicę trzeba smażyć prawie godzinę. Strusinę na razie najłatwiej dostać w restauracjach i zajazdach położonych niedaleko strusich farm. Przedstawiciele ambasady australijskiej jeszcze nie zetknęli się ze strusimi daniami w stołecznych lokalach. W Koszalinie, Rzeszowie, Krakowie, ba, nawet w Katowicach, nie są one jednak czymś niezwykłym. Mięso strusia uchodzi za przysmak, w smaku przypomina delikatną wołowinę, ale zawiera pięć razy mniej tłuszczu, doskonale nadaje się do struśburgerów. Nie samą strusiną Najważniejsze, że strusi nie da się szprycować różnymi chemikaliami i szkodliwymi preparatami, by szybciej rosły, tak jak się to robi ze zwierzętami hodowlanymi w Europie Zachodniej. Smakuje im lucerna, koniczyna, warzywa. Konsumentom strusiny nie grozi choroba wściekłych strusi, zatrucie dioksynami, hormonami, antybiotykami, stymulatorami i wszystkim tym, co za sprawą nowoczesnego przemysłu mięsnego trafia na nasze stoły. Do przemysłowego tuczu strusie zupełnie się więc nie nadają. – Chamy jedne, tylko paszę naturalną chcą jeść. Żadnego świństwa do dzioba nie wezmą – mówi Grażyna Niewęgłowska z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, która wylicza, jak kalkuluje się ta hodowla w przypadku strusi afrykańskich, których w Polsce jest znacznie więcej niż ich australijskich kolegów. Otóż jedna samica znosi średnio 40 jaj rocznie. Pisklęta, statystycznie, wykluwają się z 20 jaj, pozostałe idą na jajecznicę i pisanki. Strusięta sprzedawane są do dalszej hodowli (cena – ok. 800 zł za sztukę), dorosłe samce – na rzeź. Strusie, podobnie jak ludzie, mnożą się do czterdziestki, żyją 60-70 lat, ważą do 120 kilogramów. Ze sprzedaży dorosłego ptaka ważącego 90-100 kg można uzyskać 1000 zł czystego dochodu. Strusie to nie tylko mięso i jaja, ale także elastyczna, wodoodporna skóra, z której wytwarza się paski, torebki, rękawiczki oraz buty kowbojskie najwyższej klasy, popularne w USA. – Skóra strusia pod wieloma względami przewyższa luksusowe skóry krokodyli. Najdroższa jest skóra z grzbietu i piersi z charakterystycznym, pęcherzykowatym wzorkiem – twierdzi dr Jarosław Horbańczuk z Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN, autor książek “Chów strusi” i “Podstawy chowu strusi”. Pióra używane są przez tancerki rewiowe i rycerzy, robi się z nich wachlarze, boa, ozdoby różnych ubiorów. Rzęsy strusia służą do produkcji delikatnych pędzli; tłuszcz – do kremów kosmetycznych wysokiej klasy; ze sproszkowanych pazurów produkuje się materiał ścierny do szlifowania kamieni szlachetnych. Lepsze niż trusie Na razie hodowla strusi w Polsce rozwija się trochę na zasadzie piramidy finansowej. Hodowcy osiągają wysokie zyski, bo cały czas są chętni, którzy kupują od nich młode ptaki do dalszej hodowli. Stanisław Pateryk, prezes firmy “StruśPol”, chce w tym roku sprzedać w Polsce prawie 20 tys. strusi hodowlanych. Dr Horbańczuk, niekwestionowany autorytet w tej dziedzinie, który już jako student interesował się chowem strusi i różnych innych egzotycznych w naszym zwierząt kraju, uważa, że struś w Polsce i Europie ma przed sobą świetną przyszłość. – Niedawno na ogólnopolskim sympozjum, zorganizowanym przez Polski Związek Hodowców Strusi, można było spróbować wielu bardzo smacznych dań, takich jak struś po ukraińsku – gulasz z czosnkiem, struś po argentyńsku – brizol z serem, czy struś po polsku, czyli klasyczny stek. Mięso strusia stanowi znakomite uzupełnienie rynku. Tą hodowlą raczej jednak nie zainteresują się rolnicy – tradycjonaliści, przywiązani do świń, którzy nawet na perlice nie chcą patrzeć – mówi dr Horbańczuk. Hodowla strusi zaczęła się w Polsce siedem lat temu, kiedy to do Stanisława Armatowskiego z Kaszub zadzwonił brat z Niemiec, proponując dobry interes. Pan Armatowski zrozumiał, że chodzi o hodowlę trusi, czyli po kaszubsku, królików, co zresztą nie wzbudziło

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2000, 2000

Kategorie: Kraj