Trudne czasy dla rzemieślników

Trudne czasy dla rzemieślników

Nieustające kryzysy i inflacja pogrążają rzemieślników. Zamknięcie grozi jednej z najstarszych drukarni w Polsce

Wrocławskie Nadodrze to dzielnica rzemieślników. Znajdziemy tu ponad 70 lokali, w których dzięki pasji i pracy ludzkich rąk powstają nowe, oryginalne produkty, a stare zyskują nowe życie. W XXI w., w dobie automatyzacji, rzemiosło nie jest już niezbędne, ale oferując niezwykłe, oryginalne doświadczenie, rzemieślnicy wciąż gromadzą wokół siebie społeczności. W czasach kryzysu klimatycznego wiele osób zatroskanych o dobro naszej planety zaczęło rezygnować z zakupów w sieciówkach, wybierając jedną, ale porządną sukienkę u lokalnej projektantki, przeprowadzenie renowacji starego fotela lub zakup pieczywa w piekarni po sąsiedzku. Popyt na produkty i usługi od lokalnych wytwórców jest jednak coraz mniejszy. Galopująca inflacja sprawia, że ludzi nie stać już na kupowanie bardziej wartościowych, ale droższych rzeczy, przez co część rzemieślników funkcjonuje dziś na granicy upadku.

Taka sytuacja dotyczy m.in. drukarni przy ulicy Otwartej 12 – ośrodka tradycyjnej, odchodzącej do lamusa sztuki typograficznej. Ta jedna z najstarszych w Polsce drukarni, aby móc kultywować druk czcionkami i wciąż stanowić gniazdo nadodrzańskiej kultury i edukacji, otworzyła społeczną zrzutkę pieniędzy.

To nie pierwszy raz, gdy miejsce to wymaga ratunku. Założony w pierwszej połowie lat 80. zakład poligraficzny Typodruk prowadzony był przez zecera Zenona Rembikowskiego do 2016 r. Gdy rzemieślnik zmarł, wydawało się, że drukarnia na zawsze zakończy działalność, ale na horyzoncie pojawił się Maciej Zarański – założyciel Fundacji Klub Innowatora. – Początkowo planowałem zakup jednej maszyny, ale na drugi dzień kupiłem je wszystkie. Szybko stwierdziłem też, że warto uratować całą drukarnię, dać jej drugie życie, przy zachowaniu całego dziedzictwa technicznego – wspomina obecny właściciel.

Drukarnia przypomina muzeum druku. Frapują wielkie, wiekowe maszyny, a ze ścian spoglądają malunki, oddające barwną historię tego miejsca – wcześniej była tu knajpa Cyranka, a przed wojną lokal stanowił prawdopodobnie część masarni.

Fascynująca „czarna sztuka”

Prezes Klubu Innowatora nieprzypadkowo poszukiwał maszyn drukarskich. Z zawodu jest maszynistą typograficznym, a „czarna sztuka” to jego pasja, która zaczęła się od czytania książek. – Byłem molem książkowym, choć nie prymusem. W drugiej klasie szkoły gastronomicznej nowa nauczycielka języka polskiego ze zdziwieniem zapytała, dlaczego nie jestem w liceum, tylko w szkole zawodowej. Zadeklarowała nawet, że przygotuje mnie do egzaminów do liceum. Ale moje ambicje tak się rozhulały, że szybciej rzuciłem fartuch. Chciałem robić coś więcej. Wiedziałem, że do liceum się nie dostanę, ale trafiłem na technikum poligraficzne. Kiedy dyrektor tej szkoły otworzył przede mną wielkie drzwi do hali maszyn i buchnął na mnie znajomy zapach książek – papieru i farby drukarskiej – czułem, że jestem w dobrym miejscu. Tam powstało moje marzenie, żeby taką maszynę mieć u siebie w domu. Spełniło się z nawiązką, dziś mam całą drukarnię – opowiada Maciej Zarański.

W 1991 r. ukończył ostatnią zorganizowaną w Polsce klasę o profilu zecersko-drukarskim. W tamtych latach „czarna sztuka” umierała. Pojawiała się już tylko w muzeach i szkolnych podręcznikach. Dlatego zajął się czymś innym – innowacją. Przez lata pracował na Uniwersytecie Przyrodniczym. Teraz jest szczęśliwy, że wrócił do swojej pierwotnej pasji, którą stale rozwija. Obecnie uczy się obsługiwać maszynę do odlewania czcionek. Gdy ukończy kurs, Wrocław będzie jednym z ok. 30 miejsc na świecie, w których w ten sposób tworzy się czcionki.

– W druku fascynuje mnie to, że ze zwykłej kartki papieru można zrobić coś bardzo ładnego albo użytkowego lub zamienić ją w dobrą historię. Drukarstwo typograficzne to nieustanne wyzwania. Przy doborze papieru, oprawy, druku trzeba myśleć o bardzo wielu aspektach. Druk składany jest litera po literze, wyraz po wyrazie. Takim sposobem robimy obecnie przedruk bajek Juliana Ejsmonda. Cały proces wygląda tak jak w 1927 r. U nas nie ma nudy, nawet jak nie mamy zamówień, to pracujemy przy porządkowaniu czcionek w kasztach, czyli takich „klawiaturach” zecera. Nazywam tę czynność typoterapią, bo wymaga skupienia i cierpliwości, a przy tym ma właściwości relaksacyjne i skłania do refleksji – tłumaczy Maciej.

Fundacja Klub Innowatora wspiera młodych artystów, autorów, ilustratorów, redaktorów i typografów – innymi słowy wszystkich związanych z drukiem. Odbywają się tu Targi Książki Niezależnej i Artystycznej NISZA, spotkania autorskie z self-publisherami, slamy poetyckie czy Storygeddony – autorskie wydarzenie, podczas którego w trakcie jednego weekendu powstaje książka z cyklu „Nadodrzańskie opowieści”. Drukarnia publikuje również pro bono. W pierwszych miesiącach pandemii oferowała darmowe wydruki plakatów oraz naklejek informujących o koronawirusie. Podejmowała też działania na rzecz uchodźców z Ukrainy – stworzyła notesy dla dzieci z Ukrainy, książkę do nauki języka polskiego i ukraińskiego oraz zorganizowała zbiórkę zabawek i kredek.

Problemy finansowe

Podstawowe źródło utrzymania drukarni stanowią akcydensy – drobne druki poligraficzne o charakterze użytkowym lub okolicznościowym, m.in. wizytówki, ulotki, vouchery czy plakaty. Tym, co wyróżnia drukarniane akcydensy, jest ich nietuzinkowość. Niektóre wizytówki prezentują się jak płaskorzeźby, inne pachną jak skoszona trawa.

– Chcę podkreślić, że nie jest to miejsce, które ma wygenerować maksymalnie dużo pieniędzy. Wystarczy, że będę miał środki na to, aby je utrzymać. Dla mnie od zarobku ważniejsza jest wartość edukacyjna, że mogę dzielić się wiedzą. Dlatego prowadzę tu praktyki zawodowe. Do tej pory swoją przygodę z typografią przeżyło u mnie ok. 250 studentów i studentek z różnych uczelni – mówi Zarański.

Jego założeniem od początku działania drukarni było samofinansowanie. Dziś źle się czuje z tym, że prosi o pomoc, ale żeby przetrwać, potrzebuje 15 tys. zł. – Stanąłem przed dylematem: żeby uratować to miejsce, musiałbym wziąć kredyt (a niejeden już zaciągnąłem, próbując utrzymać drukarnię przy życiu) albo po prostu się stąd wynieść, co wcale nie jest takie proste, bo sam demontaż i transport maszyn kosztuje ok. 10 tys. zł. Tak łatwo się nie poddam – przekonuje – choć jestem tą sytuacją bardzo zmęczony. W tym roku miałem urlop tylko w trakcie choroby.

Problemy Macieja zaczęły się rok temu. Wtedy musiał podjąć decyzję: albo opłaca wszystkie media, które pozwalają na funkcjonowanie drukarni, albo płaci czynsz i przychodzi do miejsca bez prądu. – Postawiłem na to pierwsze, starając się dalej pokryć zadłużenie. Ale trwała pandemia, zamówień nie było, pierwsze zaczęły się pojawiać dopiero na początku kwietnia. Niechętnie biorę dotacje, staram się sam rozwiązywać swoje problemy. Ale w tamtym czasie było tak kiepsko, że zgłosiłem się nawet do miejskiego programu lokal za złotówkę, choć jak tylko zaczęły się zamówienia, to z niego zrezygnowałem. Stwierdziłem, że być może ktoś będzie bardziej potrzebował tych pieniędzy niż ja. Okazało się później, że to był falstart. Dwa lata pandemii spowodowały, że wielu klientów przestało do nas przychodzić. Rozumiem to, teraz ludzie mają większe zmartwienia niż wydrukowanie sobie ekskluzywnej wizytówki.

Moda z Zachodu

Maciej Zarański wierzy, że wkrótce dotrze do nas moda na druk typograficzny, który na Zachodzie przeżywa właśnie renesans: – Tam jest to hołubione. Każdy, kto chce zrobić na kimś wrażenie, drukuje czcionkami. W Polsce to jeszcze raczkuje, a rzemieślnik ma w naszym kraju kiepsko. Na Zachodzie tacy twórcy są promowani, wynajmują lokale za 1 euro, a urzędy miast zamawiają u nich gadżety. Na wrocławskim podwórku sytuacja nie wygląda ciekawie. Ostatnio miasto chciało zrobić przedruk Kaspera Elyana – pierwszych drukowanych słów w języku polskim, które były drukowane na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu. My, we współpracy z Biblioteką Uniwersytecką, odtworzyliśmy je rok wcześniej. Nad tym projektem pracowało trzech rzemieślników i studenci, którzy im pomagali. Ja, jako drukarz i zecer, mój kolega z Gliwic, który przygotował papier czerpany ręcznie, a całość oprawił ramiarz z Nadodrza. Ale ostatecznie biuro promocji miasta zdecydowało się na faksymile tego, czyli takie lepsze ksero. Mimo wiedzy, że ja się tym zajmowałem. Dla mnie to przykre. Na Zachodzie jest moda na wytwory rzemieślnicze. Znajomi, którzy wracają z zagranicy, przywożą jakieś dywaniki, kapelusze, czasami nawet prace związane z drukiem. I narzekają, że w Polsce tego nie ma, że u nas o to się nie dba. Ale ja odbijam piłeczkę i pytam:

kiedy ty byłeś u polskiego rzemieślnika i coś zamówiłeś? Wsparcie odgórne to jedno, ale ważne są także indywidualne działania. Mimo że znajdujemy się 10 minut pieszo od Rynku, turyści rzadko tu zaglądają, bo ruch turystyczny funkcjonuje do dwóch ulic od ścisłego centrum. Dlatego w złej sytuacji są zwłaszcza starsi nadodrzańscy rzemieślnicy, którzy nie potrafią się promować.

– Co musiałoby się stać, żeby Polacy zaczęli masowo interesować się wyrobami rzemieślników? – pytam.

– To nigdy się nie przebije do większych mas, bo masy nie mają pieniędzy, a to są jednak często nietanie rzeczy. Ale dotarcie do szerokiego grona odbiorców jest możliwe. Tylko trzeba by było wypromować na to modę. Gdyby np. moimi wizytówkami posługiwał się Robert Lewandowski, różni celebryci robili sobie tutaj zaproszenia na ślub, a zastawa na wesele była kupiona od jakiegoś garncarza, gdyby chwalili się tym, że to było robione ręcznie, z duszą i pasją, to promowaliby w ten sposób miłość do rzemiosła. Wierzę, że da się to zrobić, ale nie wierzę, że influencerzy zrobią to za darmo. Z drugiej strony wiem, że żadnego rzemieślnika nie stać na zapłacenie influencerowi. Bo jeżeli mamy książkę drukowaną cyfrowo i ona kosztuje w druku od 5 do 10 zł, a mamy książkę, która kosztuje kilkaset złotych i jej autor nie jest w stanie zapłacić za promocję, to ma ogromny problem. Tak samo jest z każdym innym produktem. Promocja jest bardzo istotna. Co prawda, w miastach odbywają się targi rzemiosła, ale trzeba zapłacić mnóstwo pieniędzy, żeby tam się wystawić, a to nie jest promocyjna sprawa. Dlatego szalenie potrzebne są dziś fundusze na ogólną akcję promowania rzemieślników.

Link do zrzutki: zrzutka.pl/cf6kx5

Fot. Dominika Tworek

Wydanie: 2022, 32/2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy