Zdrada buduje

Zdrada buduje

Kaczyński wraca do polityki wojny z nowym przesłaniem Kto dał się złapać na nowy wizerunek Jarosława Kaczyńskiego, ten z kampanii prezydenckiej, dziś ma prawo czuć się nabrany. „Zła polityka, polityka napastowania konkurentów politycznych, odmawiania im godności i ich poniżania kończy się źle, kończy się tragicznie”, mówił prezes PiS podczas kampanii i apelował: „Musimy umieć się porozumieć, musimy zakończyć szkodliwą polsko-polską wojnę na slogany, epitety, miny i gesty, a przejść do odpowiedzialnej pracy dla kraju. Spierajmy się, ale w rzeczowej i spokojnej atmosferze”. Ten budowany, wydawało się, pieczołowicie wizerunek runął jak domek z kart. Stare wróciło Już w wieczór wyborczy, kiedy ogłoszono wstępne sondażowe wyniki, Jarosław Kaczyński wyraźnie dał do zrozumienia, że czas miłości się skończył. A potem wydarzenia zaczęły następować jedno po drugim. W Sejmie PiS powołało zespół do spraw wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Na jego czele stanął Antoni Macierewicz. Więc już wiemy, co wyjaśni i jak wyjaśni. Ruch 10 Kwietnia najpierw urządził manifestację przed Pałacem Prezydenckim, a następnie zażądał sprowadzenia szczątków rozbitego Tu-154 i powołania międzynarodowej komisji, która zbadałaby okoliczności katastrofy. Wybuchła też wojna o krzyż stojący przed Pałacem Prezydenckim. Krzyż w apogeum żałoby ustawili harcerze, pewnie w swej naiwności nie przypuszczając, co czynią i jakie będą konsekwencje ich czynu. Do prezydenta elekta list w obronie krzyża napisał eurodeputowany Zbigniew Ziobro. „Krzyż powstał w miejscu nieprzypadkowym i stał się miejscem spotkań tysięcy Polaków, którzy pod nim składają kwiaty i palą znicze. Proszę im go stamtąd nie zabierać”, pisał Ziobro, dodając, że to najwłaściwsze miejsce do upamiętnienia „narodowej tragedii”, która zdarzyła się pod Smoleńskiem. „Proszę więc nie wywoływać zupełnie niepotrzebnego i gorszącego konfliktu o krzyż. Nie ma powodu, by wstydzić się krzyża w miejscu publicznym, zwłaszcza tego krzyża i w tym miejscu”, apelował. Równocześnie zawiązały się samorzutnie (?) straże pilnujące krzyża. Nie tylko za dnia, ale i w nocy. Do tego nurtu energicznie włączył się sam Jarosław Kaczyński. „Jeśli Komorowski usunie krzyż sprzed pałacu, będzie jasne, kim jest”, mówił na konferencji prasowej w Sejmie. I dodał, że dopiero gdy przed Pałacem Prezydenckim stanie pomnik ofiar, będzie można zmienić jego miejsce. A każdy, kto twierdzi coś innego, dopuszcza się ciężkiego moralnego nadużycia. Wcześniej, w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” opowiadał, co powiedział ministrowi Sikorskiemu, gdy ten zatelefonował do niego, by poinformować go o katastrofie: „To jest wynik waszej zbrodniczej polityki – nie kupiliście nowych samolotów”. I zaatakował premiera Tuska za jego zachowanie w Smoleńsku. Że kolumna premiera wyprzedziła autobus z delegacją PiS: „To była zresztą jakaś kompletna paranoja. Bo jeśli premier polskiego rządu ścigał się ze mną, kto pierwszy dojedzie do miejsca katastrofy, to widocznie szczególnie zależało mu, by się tam pokazać. Państwo wybaczą, ale nie jestem w stanie nawet zrozumieć takiej mentalności”. Mówi też o odpowiedzialności „moralnej” i „politycznej” (możemy się domyślać czyjej) za smoleńską śmierć. Prezesowi partii sekundował Joachim Brudziński. „Tusk ściskał się z Putinem, a ciało polskiego prezydenta leżało w deszczu w ruskiej trumnie – wołał. – Dziś premier Tusk nie jest godny mojego szacunku. Pan premier powinien na stałe zniknąć z polskiego życia politycznego”. Czy tylko chciał się wyżalić? Jak to wszystko wytłumaczyć? Co takiego się stało z Kaczyńskim, że jednym ruchem zburzył wszystko, co tak uporczywie budował w czasie kampanii? Jest kilka teorii tłumaczących tę kolejną przemianę. Pierwsza ma charakter psychologiczny. Głosi, że Jarosław Kaczyński długo tłumił w sobie traumę katastrofy smoleńskiej i wreszcie teraz, kiedy polityczne boje zostały zakończone, wyrzucił z siebie wszystkie żale i pretensje. Wreszcie stał się sobą. Tak tłumaczą go niektórzy politolodzy, tak tłumaczy go jego admiratorka prof. Jadwiga Staniszkis. „Jarosław Kaczyński był na środkach uspokajających, potem był w kampanii wyborczej, a teraz to do niego wróciło – mówiła w TVN 24. – Powinniśmy dać Kaczyńskiemu wyżalić się”. Jakkolwiek by patrzeć, jest to teoria cząstkowa – bo obejmuje tylko samego szefa PiS, ale już żołnierzy tej partii nie dotyczy. Więc cóż im się stało, że tak nagle się zradykalizowali? No i nie pokazuje ona w dobrym świetle samego Jarosława Kaczyńskiego. Bo od lidera wielkiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 29/2010

Kategorie: Kraj