Takich ran nigdzie nie zobaczysz

Takich ran nigdzie nie zobaczysz

Warszawa 30.11.2020 r. Fundacja Fortior - pomoc - ratownicy medyczni dla bezdomnych. fot.Krzysztof Zuczkowski

Bezdomni im ufają, bo wiedzą, że Medycy na Ulicy traktują ich z uwagą i szacunkiem W centrum Warszawy przed Dworcem Centralnym w każdy poniedziałek i piątek wieczorem zbierają się bezdomni. Nie tylko ci, którzy od lat, od miesięcy czy dni mieszkają na dworcu. Przyjeżdżają z całego miasta, bo tu mogą znaleźć pomoc lekarską. Inicjatywa Medycy na Ulicy funkcjonuje już dziesięć lat. W czasach pandemii, kiedy ochrona zdrowia skupiła się na walce z covidem, jest tym bardziej potrzebna. Poniedziałek, ostatni dzień listopada, a zimno jak zimą. Dochodzi godz. 19. Na parkingu jeszcze nie ma ambulansu. Pojawi się przed godz. 20 i zatrzyma jak zawsze na rogu. Ale nieopodal już stoi uformowana w długą kolejkę przeszło stuosobowa grupa bezdomnych. Nie wszyscy mają problemy zdrowotne. Po prostu przyszli na kolację. Można ją zjeść raz w tygodniu. Wolontariusze z Fundacji Daj Herbatę już rozstawili na murku kilkanaście termosów z gorącą herbatą i kawą. Teraz szykują się do rozdawania paczek. Oceniają liczbę oczekujących i szacują, że z powodu zimna, jest mniej ludzi niż w ostatnich tygodniach, kiedy na posiłek przychodziło nawet 230 osób. Dlatego ci najbardziej wygłodzeni będą mogli stanąć po raz drugi w kolejce po dodatkową porcję. To dwie kanapki z wędliną i sałatą, pasztet w puszce, banan i pojemnik z gorącą zupą – kremem jarzynowo-pomidorowym. Ambulans z emblematem Fortior – Fundacja dla Wielu właśnie przyjechał. Fortior po łacinie znaczy silniejszy, bo fundacja chce dawać siłę osobom w kryzysie. Kilkudziesięciu bezdomnych zamieniło fundację karmiącą na leczącą. W kolejce nie wiadomo, kto jest kim. Po pomoc przychodzą ludzie z dyplomami uczelni, byli żołnierze z misji zagranicznych czy ubodzy emeryci. Ostatnio do bezdomności przyznał się znany muzyczny dziennikarz radiowy. Agresja nie przejdzie, zwłaszcza wobec kobiet W karetce jest tylko tyle miejsca, by zmieścili się pacjent leżący na łóżku i dwoje medyków. Michał „Walter” Chełstowski kończy przygotowania do przyjęcia pacjentów – dezynfekuje co potrzeba. Niebawem zjawia się Daria „Dusia” Kaźmierczak. Oboje są ratownikami kwalifikowanymi – ukończyli kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy, a potem szkolenia podnoszące umiejętności. Będą się zajmować pacjentami jednocześnie, by zminimalizować czas wizyty. Przy ambulansie głównie mężczyźni, zaledwie kilka kobiet. Szefem zespołu jest dziś Marcin, ratownik medyczny z wykształceniem kierunkowym, może podawać leki i wykonywać samodzielnie czynności medyczne. Marcin jest w grupie Medycy na Ulicy od dwóch lat. – Jeśli ktoś wytrzymał sześć miesięcy, mówimy, że jest weteranem – śmieje się. – Albo ktoś przychodzi i wsiąka w tę działalność, albo pojawi się raz czy dwa i znika. Może inaczej sobie wyobrażał tę pracę, może nie wytrzymuje tego, co się tu dzieje? Ale czasem to my rezygnujemy z takiego człowieka. Przede wszystkim musi zostać zaakceptowany przez nasz zespół i podopiecznych. To ważne. My traktujemy naszych podopiecznych jak równorzędnych partnerów. Są osoby, które pracują w fundacji pięć lat, siedem, a nawet dziesięć. Marcin zawiadamia oczekujących, że jako pierwsze zostaną przyjęte kobiety i przeprowadza wstępne wywiady: cały na czarno w firmowej odzieży fundacji, podchodzi do każdej osoby w kolejce, pyta, jakiej pomocy oczekuje, robi notatki. Są tacy, którzy przyszli po pierwszą pomoc, inni potrzebują wsparcia w wykupieniu leków na receptę, kolejni tylko po skarpetki, rękawiczki czy majtki, bo medycy przywożą je ze sobą. Pierwsi podopieczni – tak Marcin zawsze mówi o bezdomnych – już dostali, co chcieli, więc mogą się udać na nocleg do noclegowni, pustostanów czy zacisznych zaułków. Albo położyć się spać gdziekolwiek i przykryć kocem, jak ten bezdomny, który zwykle nocuje na chodniku w sąsiedztwie Dworca Centralnego. Starsza kobieta opiera się na dwóch kulach. Podobnie stojący obok mężczyzna. Rozmawiają i nagle mężczyzna kulą uderza w plecy kobietę. Nie wiadomo, o co chodzi. Ale Marcin, który to widzi, nie docieka przyczyny. – Dziś nie zostaniesz przyjęty. Przeproś tę panią i przemyśl swoje zachowanie – informuje agresora. Mężczyzna zabiera plecak i wielką walizę na kółkach, odgraża się, że więcej tu się nie pojawi. Jeden z bezdomnych mówi spokojnie: – Przecież wiesz, że tu wrócisz, bo potrzebujesz ich pomocy. Jak nie w piątek, to w następny poniedziałek tu przyjedziesz. – Nasi podopieczni dobrze wiedzą, że nie toleruję przemocy, a przemocy mężczyzny w stosunku do kobiety szczególnie – wyjaśnia Marcin. – Wiedzą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 52/2020

Kategorie: Kraj