Nic bym w Wyspiańskim nie zmieniła

Nic bym w Wyspiańskim nie zmieniła

Miał skłonność albo słabość do rzeczy wielkich, monumentalnych, bo tylko te były dla niego wartościowe Monika Śliwińska – dziennikarka, redaktorka, związana z Ośrodkiem „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. Prowadzi stronę poświęconą Tadeuszowi Boyowi-Żeleńskiemu (boy-zelenski.pl). Wydała książkę o siostrach Pareńskich: „Muzy Młodej Polski” i niedawno biografię „Wyspiański. Dopóki starczy życia”. Odbyło się już tegoroczne narodowe czytanie – tym razem „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Jak pani myśli, jaką nam przyniosło (albo mogło przynieść) korzyść? Przypomniało, do czego prowadzą podziały? – Mogę powiedzieć, jaką korzyść przyniosło mnie. Przypadkiem – bo informacja o wyborze tytułu została podana w lutym tego roku – narodowe czytanie zbiegło się z ukazaniem się mojej książki o Wyspiańskim. Jeśli chodzi o „Wesele”, myślę, że jednoznacznych recept Wyspiański w nim nie formułuje. Jeśli o czymś przypomina, to o tym, że wewnętrzne starcia i rozdarcia towarzyszą nam od wieków. No, za narodową fanfaronadę i niemoc do działania chyba dobrze daje nam po głowie. I ten pozór pojednania: „Myśmy wszystko zapomnieli; / mego dziadka piłą rżnęli… (…) Mego ojca gdzieś zadźgali, / gdzieś zatłukli, spopychali; / (…) krwawiącego przez lód gnali… / Myśmy wszystko

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2017, 40/2017

Kategorie: Kultura