Duże festiwale potrzebują takich dziwaków jak ja czy Lars von Trier, żeby szokować i zdobyć większy rozgłos. Przylgnęła do ciebie etykietka jednego z najbardziej szokujących reżyserów ostatnich lat. Nie przeszkadza ci takie zaszufladkowanie? – „Nieodwracalne” wzbudziło wiele kontrowersji, ale film stał się bardzo popularny na całym świecie. Miałem szczęście, bo Monica Bellucci i Vincent Cassel – prywatnie małżeństwo – nie mieli zahamowań i wystąpili w filmie, który nie był obrazem komercyjnym i miał wiele scen uważanych przez niektórych za drastyczne. Dziś, po dziewięciu latach od powstania filmu, „Nieodwracalne” zyskało status dzieła kultowego. Najnowszy film „Wkraczając w pustkę” chyba już tak nie szokuje. Pokazuje życie i śmierć młodego Amerykanina w Tokio, który ściągnął do siebie ze Stanów siostrę. Próbują ułożyć sobie życie we dwoje, bo poza sobą nie mają na świecie nikogo. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem. Dziecięca niewinność, radość i harmonia zostają brutalnie zburzone, wręcz zmasakrowane. Jednak główni bohaterowie muszą dalej żyć, więc próbują ułożyć sobie to życie, dokonując nieodwracalnych wyborów. O tym m.in. opowiada „Wkraczając w pustkę”. Na pokazie „Nieodwracalnego” w Cannes ludzie wychodzili w trakcie projekcji. Nie inaczej jest z „Wkraczając w pustkę”. – Dopóki wychodzi mniejszość, a większość zostaje, i wszyscy płacą za bilety, dopóty wszystko jest w porządku (śmiech). Ci, którzy przetrwają moje filmy, są później silniejsi psychicznie, o wiele bardziej doświadczeni życiowo. Doświadczają sytuacji, których później – po obejrzeniu moich filmów – nie będą chcieli przerabiać na własnej skórze. Pokazuję ciemną stronę wyborów życiowych. A jeśli chodzi o kontrowersje, które wzbudzają moje obrazy, to nie filmy są kontrowersyjne, tylko życie. Ja je obrazuję i pokazuję to, o czym inni chcieliby zapomnieć. Życie jest przepełnione seksem, przemocą, samotnością, narkotykami, więc dlaczego nie pokazywać, do czego one doprowadzają? Ludzie mówią o gwałcie analnym na Monice Bellucci z „Nieodwracalnego” i brutalności tej sceny, która trwa długo, bo ok. 3,5 minuty, a łącznie z szarpaniną przed i masakrowaniem twarzy bohaterki po gwałcie – ponad 13 minut jednego ujęcia. Ale takie jest życie! Do takich scen często dochodzi na co dzień z powodu naszych wyborów, zbiegu okoliczności czy niewłaściwej oceny sytuacji i skali ryzyka, a także zwyczajnej ludzkiej bezmyślności. Nasze położenie w dużej mierze zależy od nas samych, ale nie możemy zapominać o konsekwencjach, które ponosimy za swoje wybory. Kruchość życia Jesteś zapraszany na największe festiwale filmowe na świecie dzięki jakości swoich filmów czy ich obrazoburczości? – Prawda jest taka, że duże festiwale potrzebują takich dziwaków jak ja czy Lars von Trier z „Antychrystem”, żeby szokować i zdobyć większy rozgłos. Każdego roku w Cannes wyświetla się jeden czy dwa filmy, które mają wstrząsnąć publicznością. Cannes wie, że zawsze może liczyć na Gaspara Noégo, więc mnie zapraszają z premierą nowych obrazów. Lubisz szokować widza? Skąd ta potrzeba? – Większość widzów na świecie wie, czego się spodziewać po moich filmach. Nawet na plakacie „Wkraczając w pustkę” jest obrazek z parą uprawiającą seks, w dodatku w nietradycyjnej pozie. Mimo wszystko ludzie chodzą na to do kina, po czym zdegustowani nadmiarem seksu, przemocy, autodestrukcji, narkotyków, samotności itd. wychodzą. Przecież ja pokazuję życie takie, jakie ono jest naprawdę. Odzieram historie z romantycznej otoczki i pokazuję codzienność, która nas dotyka lub może dotknąć. Życie to nie Hollywood ani filmy Disneya z przelukrowanymi obrazkami i dialogami. Jeśli ludziom nie podobają się moje filmy, to lepiej niech na nie nie chodzą albo czym prędzej opuszczą kino, żeby nie przeszkadzać innym. Nie chodzi mi o to, żeby wzbudzić kontrowersje, ale żeby poruszyć czy raczej obudzić widza. Kiedy „Wkraczając w pustkę” było wyświetlane na festiwalu w Cannes, widzowie już nie wychodzili z sali, mimo że film wzbudził kontrowersje. Powody, dla których widzowie nie są w stanie wytrzymać do końca projekcji moich filmów, są różne. Niektórych dekoncentrują efekty specjalne, a inni nie mogą patrzeć na parę uprawiającą seks. Niektórzy ludzie są głupi. Codziennie oglądają w telewizji sceny pełne przemocy, seksu, gwałtów, które często nie mają większego uzasadnienia. Ludzi kręcą przemoc i seks, ale gdy widzą realistyczną historię, w której ginie młody człowiek lub na oczach dzieci rodzice umierają w wypadku samochodowym, to są zaszokowani i mówią, że reżyser epatuje przemocą. Przecież te sceny, ukazane w naturalistyczny sposób, służą pełnemu pokazaniu historii. Nie pokazuję seksu dla seksu
Tagi:
Jacek Nizinkiewicz









