Nie chcę być reżyserem do wynajęcia

Nie chcę być reżyserem do wynajęcia

Zrobiłam film o naszych współczesnych lękach, ale też o tym, czy coś jest po śmierci. I o tym, że nie ma na to odpowiedzi Małgorzata Szumowska – reżyserka takich filmów jak „Ono”, „33 sceny z życia”, „Sponsoring”, „W imię…”. 6 marca na ekrany wchodzi jej najnowszy film „Body/Ciało” nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem Berlinale za reżyserię. Niewyspana? Oglądała pani transmisję z rozdania Oscarów? – Jasne, a potem oczywiście nie mogłam zasnąć. Byłam zaskoczona, bo nie do końca wierzyłam, że uda się z „Idą”. Z Pawłem (Pawlikowskim – przyp. red.) znamy się od lat, więc mam do sprawy osobisty stosunek. Super, że ma tego Oscara! Super i dla Polski. – No tak, Polacy kochają takie wielkie medialne wydarzenia, ale przede wszystkim to dobrze dla Pawła, bo to jego sukces. Widać, że coś dobrego zaczęło się dziać w polskim kinie. – Jest jakaś fala, dobrze nam idzie, zaczynamy się przebijać poza granice kraju. To nie bierze się z kosmosu. Sumuje się i wiąże, tak jak było kiedyś w kinie rumuńskim. Oscar Pawła i mój Srebrny Niedźwiedź w Berlinie – fajna kombinacja. Ale ja wiem, jaki jest stosunek Pawła do Oscarów. Jaki? – Paweł czuje się bardziej związany z Europą. Oscar wiele dla niego znaczy, ale ma do niego zdrowe podejście. Przede wszystkim chce robić filmy w Europie. Oboje do Oscarów podchodzimy z dużym dystansem, bo rozmaite są wybory Akademii. W Hollywood często nagradza się słabe filmy. Oscary to wielka medialna feta, straszliwie komercyjna. Ale przecież „Ida” to film piękny, kompletnie niekomercyjny. – To jak najbardziej słuszny wybór Akademii, ale przecież nie dzieje się tak zawsze. Słyszałam, że Paweł Pawlikowski pomagał pani w „Body/Ciało”. – Czytał mój scenariusz. Scena z wisielcem była ostatnia – Paweł zasugerował mi, żeby przesunąć ją na początek, że w ten sposób będzie lepsze otwarcie. Ale ja też oglądałam różne wersje „Idy”. I znalazłam Agatę Trzebuchowską. Z Pawłem często wymieniamy się opiniami. Pytał, czy nie znam kogoś, kto by pasował do tej roli, a ja zobaczyłam tę dziewczynę w kawiarni… W kawiarni? – …do której często chodzę. Poprosiłam o zdjęcia, ona mi te zdjęcia przesłała, ja je wysłałam Pawłowi. Zaprosił ją na casting i dostała rolę. Dobra ręka! Nie szukała pani pośród studentów, absolwentów szkoły aktorskiej? – Zawsze wolę wziąć naturszczyka niż bardzo młodego aktora. Śmieję się, że gdybym nie była reżyserem, zostałabym reżyserem castingu. Skąd państwo się znają? – Z festiwalu w Salonikach. W 2000 r. debiutowaliśmy tam równocześnie. On pokazywał debiutancki „Last resort”, a ja „Szczęśliwego człowieka”. Oboje dostaliśmy nagrody, Paweł główną, a ja specjalną. A jak to było ostatnio na Berlinale? Co oznacza dla pani tak prestiżowa nagroda jak Srebrny Niedźwiedź? – Na taką nagrodę czeka się całe życie. Niedźwiedź przypieczętowuje moją pozycję w kinie europejskim, na czym mi bardzo zależało. Przecież do tej pory niewielu Polaków dostało to top wyróżnienie. Nigdy kobieta. A ja wciąż jestem kobietą, w dodatku wciąż dość młodą. Więc ten Berlin stanowi przełomowy dla mnie moment. Na pewno będzie mi teraz łatwiej osiągać to, co chcę, łatwiej wymagać. Będę jeszcze bardziej zdecydowana w tym, co robię. Staję się coraz pewniejsza siebie. Uważam, że po to właśnie są nagrody. Berlińska nagroda nie ma żadnego wymiaru finansowego? – A skąd! Za prestiżowe nagrody w Cannes czy Berlinie nie ma złotówki. Przeliczają się wyłącznie na prestiż i markę, dzięki którym możesz kiedyś zarobić pieniądze, mieć lepsze stawki itd. Ale Berlinale daje kontakty w środowisku. – Jasne! I ugruntowuje te, które już się ma. Od czasu Niedźwiedzia dostałam trzy konkretne zagraniczne propozycje, ale nie przyjmuję ich, bo nie chcę być reżyserem do wynajęcia – to mnie nie interesuje. W planach pomaga mi mój agent sprzedaży światowej, francuskie Memento – są doświadczeni i dobrze doradzają. Dlaczego pani najnowszy film ma tytuł dwuczłonowy: „Body/Ciało”? – „Ciało” już istnieje w polskim kinie, to po pierwsze. Po drugie, ludzie z Memento (agent sprzedaży filmu – przyp. red.) bardzo chcieli, żeby było „Body”, to dobry międzynarodowy tytuł. Jest zatem dwa w jednym. Chyba dziś każdy rozumie takie dwuczłonowe nazwy? Poza tym to wyraz zdominowanego przez internet współczesnego języka. Film dedykuje pani Baumiemu. Domyślam się, że chodzi o Karla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2015, 2015

Kategorie: Kultura