Kukułki w mazurkach – Rozmowa z prof. Andrzejem Jasińskim

Kukułki w mazurkach – Rozmowa z prof. Andrzejem Jasińskim

Czasy współczesne nie sprzyjają muzyce Chopina, bo on wymaga podejścia romantycznego, a my już wszystko robimy inaczej – Aby być chopinistą, czyli muzykiem specjalizującym się w wykonawstwie Chopina, trzeba najpierw zostać pianistą. Kiedy należy zaczynać naukę gry na fortepianie, aby przyniosło to zadowalające rezultaty? Wiemy, że np. Martha Argerich, uważana za najlepszą chopinistkę na świecie, zaczęła się uczyć w wieku trzech lat, a jako ośmiolatka już koncertowała. – Wedle dzisiejszych standardów trzeba zacząć wcześnie. W wieku sześciu-siedmiu lat, czyli kiedy dziecko idzie do szkoły i nakłada się na nie pierwsze obowiązki dydaktyczne. W tym czasie jest z dzieckiem dobry kontakt i można sporo przekazać, a dopiero później się okazuje, jak daleko taki pianista zajdzie. Wiemy, że Zimerman zaczynał się uczyć już w wieku pięciu lat, na początku pod kierunkiem ojca. A w Japonii, która w dziedzinie chopinistyki dokonała ogromnego skoku, dzieci zaczynają się uczyć w wieku trzech lat. Na początku jest to tylko forma zabawy, instrumenty są też dostosowane do ich możliwości fizycznych, są leciutkie, pomniejszone. Spośród zwycięzców konkursów chopinowskich chyba tylko Garrick Ohlsson zaczął naukę względnie późno, bo w wieku 10 lat. 12 lat. Tego już dziś się nie spotyka. Ignacy Paderewski zaczął się uczyć późno, ale gdy chciał osiągnąć poziom profesjonalny, musiał – już jako prawie dorosły człowiek – uzupełniać naukę i poprawiać technikę u Teodora Leszetyckiego w Wiedniu. Ale to był jeszcze XIX w. – Czy można grać coś z Chopina już np. po pierwszym roku nauki? – Można. Np. polonezy g-moll i B-dur czy inne drobne utwory. Jeśli ktoś jest bardzo zdolny, może zagrać jakieś preludium. W wieku ośmiu czy dziewięciu lat niektórzy, jeśli mają wystarczająco dużo odwagi, grają już stosunkowo trudne utwory Chopina. Jednak nie uważam tego za całkiem słuszne, bo lepiej muzykę Chopina dawać dopiero trochę starszym uczącym się, gdyż wymaga ona pewnej dojrzałości. Między słuchaczem a kompozytorem – A co z mazurkami? Niektóre są całkiem proste technicznie. – Tak, ale jest w nich wiele niuansów wyrazowych, kolorystycznych i artykulacyjnych. Są proste i zarazem wyrafinowane, a więc trudne. Wymagają od wykonawcy sporej fantazji, która podpowiada, kiedy grać bardzo rytmicznie, a kiedy zrobić rubato, kiedy ściśle kontrolować rytm, a kiedy potraktować wszystko spontanicznie. Miejscami trzeba grać tanecznie, miejscami prowadzić melodię wokalnie. Najcenniejsze w nich jest to, że pod warstwą taneczności, rytmiki znajduje się warstwa uczuciowa zawierająca wszystkie ludzkie uczucia, od miłości, żalu, skargi, rozpaczy, rozczarowania i złości aż po różne nostalgiczne wspomnienia krajobrazu, przyrody. Znajdziemy tutaj np. wiele głosów ptaków, całkiem konkretnych, w jednym mazurku słychać wyraźnie kukułkę. Chopin pisał je przez całe życie – i gdy był jeszcze w kraju, i na obczyźnie, pisał jako dziecko i tuż przed śmiercią, bo ostatni przez niego skomponowany utwór też jest mazurkiem. Jest to więc jakby jego muzyczny pamiętnik obrazujący stan ducha, kiedy był wesoły i kiedy smutny. Gdy słucham muzyki Chopina, to wiem, że jest w niej zawarty test wrażliwości, zarówno dla wykonawcy, jak i dla słuchacza. Tyle od Chopina dostajemy, na ile zasługujemy pod względem naszej wrażliwości estetycznej i emocjonalnej. Tyle rozumiemy, na ile jesteśmy w stanie się zbliżyć do niego. Bez wątpienia przez tę muzykę nawiązujemy bezpośredni kontakt z Chopinem, z człowiekiem, który opowiadając o swoich uczuciach, staje się naszym przyjacielem. Grający tę muzykę pianista staje się pomostem między słuchaczem a kompozytorem, dlatego wykonawca musi w dużej mierze posługiwać się intuicją. – Po ilu latach nauki osiąga się taki poziom wirtuozowski, który pozwala zagrać wszystko, co Chopin skomponował? – Wszystko, co Chopin napisał? Dla wielu jest to niedostępne, chociaż dziś świat poszedł bardzo do przodu i pod względem sprawności palcowej nie ma już żadnych barier. Pamiętam, że we wczesnych konkursach chopinowskich, gdy ktoś wykonał sprawnie, biegle, lekko i zwiewnie etiudę tercjową, uważano to za wielkie osiągnięcie. Podobnie można było wzbudzić ogromny podziw, grając bezbłędnie etiudę chromatyczną. Dziś przestało to wywoływać takie emocje. Wysłuchałem niedawno 17-letniej Koreanki, która te najeżone technicznymi trudnościami utwory grała z ogromną łatwością. Technika

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2010, 2010

Kategorie: Kultura