Nie chcę być reżyserem do wynajęcia

Nie chcę być reżyserem do wynajęcia

A śni się?

– No pewnie. I zawsze wtedy coś miłego się przytrafia.

Jak to jest z pani wiarą? Podobno w pani rodzinnym domu bywał ks. Tischner.

– Tak, ale on nigdy nie miał wobec mnie żadnych roszczeń, nakazów, że mam w coś wierzyć. Pytał, w co wierzę, a ja mówiłam, że w bogów greckich (śmiech). Był ostatnią osobą, która kogokolwiek nakłaniałaby do wiary! Kompletnie wyluzowany gość. Ja nie lubię religii, choć lubię rytuały religijne. Ale religia mnie nie przekonuje. Czy w Boga wierzę? W coś wierzę. Ale są trudne chwile, kiedy mi się wydaje, że nie ma nic. Sądzę, że ludzie wymyślają sobie wiarę, żeby coś dla siebie ugrać. Niestety, tak uważam, jednocześnie mając poczucie, że coś tam jest, tylko nie mam pojęcia co. Nie jestem osobą wierzącą, ale nie jestem też ateistką, jestem sceptyczką.

Ale przecież nie zawsze tak było, chociażby w czasach liceum.

– Młoda byłam bardzo, miałam inne podejście.

Lubi pani jednak krążyć wokół takich spraw. W pani filmach są gorące tematy: prostytucja studentek w „Sponsoringu”, miłość księdza we „W imię…”, w „Body/Ciele” – protekcja, wóda, frustracja samotności, moda na dziwną psychoterapię. I aborcja. Rozumiem, że pani jest absolutnie za aborcją? Usunęłaby pani ciążę?

– Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale uważam, że każda kobieta powinna mieć do tego prawo. Nie mam jakichś generalnych zasad. W życiu po prostu trzeba myśleć. Na pewno jednak mam poglądy lewicowe.

Pójdzie pani na Manifę? Kolejna się zbliża.

– Parokrotnie byłam. Jeśli będę w Warszawie, pewnie pójdę. Te tematy są mi bliskie, tylko że ja nie jestem społecznicą, nie mam energii, żeby angażować się w działania grup. Niemniej jednak wspieram feministki, czuję się feministką, ale nie jestem w stanie być bardzo aktywna w tej dziedzinie. Robię swoją robotę na boku. Jestem kobietą, matką dwójki dzieci, reżyserem z sukcesem, na planie dowodzę grupą 50 mężczyzn – moim zdaniem, to wystarczy, żeby określić moją feministyczną postawę. Czyli udowadniam innym kobietom, że można w ten sposób funkcjonować.

Wkurza panią, że świetnie wykształcone, ambitne dziewczyny, kobiety ciągle wiszą nad dziećmi? Zamykają swój świat tylko wokół macierzyństwa?

– Wkurza mnie niestety. Choć nie powinno, bo to uwarunkowanie kulturowe. Jednostki, które temu się wymykają, stanowią jeszcze bardzo małą grupę. W głowach, zwłaszcza w Polsce, tkwi coś takiego, że dla dziecka trzeba się poświęcać. Ja się nie poświęcam dla moich dzieci, po prostu je kocham. Zawsze robiłam przy nich to, na co miałam ochotę. I mam uczucie, że one są zadowolone. A jeśli nie są szczęśliwe, dają temu jaskrawy wyraz. Płaczą, wrzeszczą, mówiąc, że nie są. Wszystko odbywa się na zasadach otwartości. Ja też przed nimi nie ukrywam, że mam swoje potrzeby. Gdy chcę iść spać, mówię, żeby mnie nie męczyć. I żeby mnie nie budzić rano. Moja dwuipółletnia córka rano dostaje bułkę, włączony zostaje jej telewizor i śpię dalej. Żadnych wyrzutów sumienia. Ona zadowolona i ja zadowolona.

Pani dzieci, Maciek i Alina, będą filmowcami?

– Nie życzę im tego, bo trudno się przebić w tym zawodzie. Ja miałam dużo samozaparcia, ale też szczęścia. I talentu. Kurde, nie życzę dzieciom, żeby musiały tak się przebijać. A co, jeśli się nie przebiją? Raczej życzyłabym synowi, żeby się zajął czymś innym.

Najlepiej, żeby był inżynierem?

– Nie żartuję, coś w tym stylu.

Pani ojciec narzekał przed laty, że filmy, które pani robi, są bez kontekstu, a za kontekst uważał tematy społeczne.

– I wyszło na to, że robię tak, jak chciał. Najpierw mocno się przed tym broniłam, o czym najlepiej świadczą moje pierwsze filmy. Najwyraźniej czym w dzieciństwie się nasiąknie, to potem działa. Pewnie właśnie po ojcu mam dryg do osadzania historii w konkretnym świecie, a nie nigdzie, w jakiejś rozpoetyzowanej przestrzeni.

Strony: 1 2 3 4 5

Wydanie: 10/2015, 2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy