Życie, tak jak polityka, to sztuka kompromisu Amos Oz, pisarz – Mieszka pan w kraju, gdzie od lat toczy się wojna, ludzie żyją w poczuciu stałego zagrożenia. A pana ostatnie książki, zwłaszcza „To tylko morze”, tchną spokojem, afirmacją świata. – Chciałem napisać hymn na cześć życia powszedniego, codzienności. Dojrzewania do pojednania i pokoju nie między politykami, lecz zwyczajnymi ludźmi. Chciałem pokazać, że życie, tak jak polityka, to sztuka kompromisu. Zrozumiałem to bardzo późno, w młodości słowo kompromis wywoływało we mnie obrzydzenie, było dla mnie synonimem tchórzostwa, słabości charakteru, nieuczciwości. – A dzisiaj? – Jestem jego wielkim zwolennikiem, rzecznikiem i propagatorem. We wszystkim, co robię – jako pisarz i jako działacz społeczny – propaguję ideę, że kompromis to synonim życia i pokoju. – Brał pan udział w wojnie sześciodniowej w 1967 r., a w 1973 r. w walkach na wzgórzach Golan. Czy to się nie kłóci z wizerunkiem rzecznika pokoju? – Kłóci się. Kiedy otrzymałem powołanie do wojska, wypełniłem obowiązek obywatelski – bez entuzjazmu. Wtedy jeszcze nie dojrzałem do dzisiejszego rozumienia pojęcia kompromis. Przypominałem dzisiejszych młodych idealistów izraelskich, którzy twierdzą, że kompromis to ustępliwość i brak zasad. Dlatego muszę cierpliwie, wciąż od nowa tłumaczyć, że brak kompromisu to fanatyzm. A fanatyzm to coś,
Tagi:
Ewa Likowska