Nie damy się tak traktować

Nie damy się tak traktować

Strajki lekarzy trwają w ponad 250 szpitalach. W szpitalu przy ul. Barskiej w Warszawie lekarze protestują już od 21 maja Na korytarzach Wojewódzkiego Szpitala Chirurgii Urazowej św. Anny w Warszawie przy ul. Barskiej wiszą plakaty protestacyjne z hasłem „Dość tego wyzysku” utrzymane w socrealistycznej stylistyce. Pielęgniarka i dwóch lekarzy, obok czerwone sztandary. – Tak, to bardzo pasuje, bo jeśli chodzi o traktowanie personelu medycznego, to analogia do czasów PRL-owskich jest jak najbardziej na miejscu – mówi dr Jacek Kwarecki, szef I pododdziału na oddziale chirurgii urazowo-ortopedycznej. Szpital przy ul. Barskiej, jeden z ponad 250, które podjęły protest, stał się chyba najbardziej znaną placówką medyczną w Polsce od chwili, gdy z oddziału wewnętrznego trzeba było ewakuować 20 pacjentów, bo 11 lekarzy z wyjątkiem pani ordynator podjęło głodówkę i poszło na zwolnienia chorobowe. Kierownictwo wykonało dziesiątki telefonów, by ustalić, gdzie w Warszawie i okolicach są wolne miejsca. Chorych przewieziono do innych szpitali (w przypadku żadnej z tych osób nie było przeciwwskazań do transportu), łóżka na oddziale wewnętrznym wciąż stoją puste. Pacjenci i ich rodziny nie byli zachwyceni, ale przyjęli to jako konieczność. Tylko krewni jednego z chorych protestowali na szpitalnym dziedzińcu, gdy dowiedzieli się, że ich bliski trafi do Pruszkowa: – Ile czasu trzeba będzie teraz poświęcić, żeby dojechać na odwiedziny? A co się stanie, jeśli i tam zaczną głodować? – wołała córka pacjenta. Generalnie pacjenci na Barskiej raczej nie dostrzegają trwającego tu od 21 maja protestu. W tej chwili w szpitalu jest 160 chorych i 80 lekarzy. – Nie zauważyłem żadnych większych niedogodności, to, co mam dostać, dostaję. Oceniam, że stan, jaki mamy, wynika z tego, jak władza postępuje ze służbą zdrowia – mówi Andrzej Szkarłat, który trafił tu na ostry dyżur z przeciętym ścięgnem dłoni. Wszyscy byli za Lekarze przebywają w szpitalu, ale nie wykonują pracy, z wyjątkiem sytuacji stanowiących zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentów. O tym, czy jest to właśnie taka sytuacja, decyduje sam lekarz – i bardzo często swe obowiązki podejmuje, bo to przecież szpital urazowy, gdzie trafiają także ludzie poszkodowani w różnych wypadkach, potrzebujący pilnej pomocy. Zdarza się więc często, że przez pół dnia operują – przez pół dnia strajkują. – Decyzję o przyłączeniu się do protestu, z głodówką włącznie, podjął praktycznie jednomyślnie cały nasz związek. Lekarze, zwłaszcza ci pracujący od kilkunastu lat, byli już zmęczeni permanentnymi obietnicami bez pokrycia i całą sytuacją służby zdrowia. Młodsi też byli za, bo w proteście widzieli szansę na lepszą przyszłość dla siebie. Zarzuty, iż strajk jest polityczny, to zupełna paranoja i kompleks tej władzy wynikający z jej bezradności w rozwiązywaniu problemów – twierdzi dr Elżbieta Baum, zastępca ordynatora oddziału anestezjologii i intensywnej terapii, członek komitetu strajkowego w szpitalu św. Anny. Anestezjolodzy decydują o funkcjonowaniu szpitala, bez nich nie odbędzie się żadna operacja. Tu, na Barskiej, nie znieczulają do zabiegów planowych, które można nieco odroczyć bez szkody dla zdrowia pacjenta (np. wymiany protez czy operacje plastyczne w obrębie kości). Najczęstsze są jednak urazy osób, które przyjęto na ostry dyżur, zwłaszcza wszelkie złamania. Takie zabiegi odbywają się oczywiście bez żadnych opóźnień, tak jak zdejmowanie gipsów. Prawo nie odbiera lekarzom możliwości strajkowania. Dziś media podległe rządowi zarzucają lekarzom, że ich protest kłóci się z przysięgą Hipokratesa. Wprawdzie, o czym mało kto wie, lekarze w Polsce odbierając dyplom, składają nie przysięgę Hipokratesa, lecz przyrzeczenie lekarskie (ramka), jednak istota wypowiadanych przez nich słów jest dokładnie taka sama jak 2400 lat temu. I nie wynika z nich, iż lekarz nie może protestować ani strajkować – o ile chorzy otrzymują wszelką pomoc i opiekę, jakiej wymagają. – Tak właśnie jest w naszym szpitalu. Żaden z protestujących lekarzy nie naruszył przyrzeczenia, żaden pacjent nie ucierpiał ani nie został pozbawiony opieki – z przekonaniem twierdzi dr Baum. – Ci pacjenci, którzy nie mogli pozostać u nas, bo lekarze rozpoczęli głodówkę, zostali przewiezieni do innych placówek, ich leczenie nie jest w jakikolwiek sposób ograniczone. Pielęgniarki z Barskiej pracują normalnie, ale są w sporze zbiorowym, zmieniają koleżanki w białym miasteczku. – To nasza wspólna sprawa, wierzę, że nie będzie tak, iż jedna grupa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 28/2007

Kategorie: Kraj