Nie igrać z „Ogniem”

Nie igrać z „Ogniem”

20-12-1944---Jozef-Kuras-kolo-ziemianki-w-Gorcach ZRODLO Fot. ZakLad Historii Ruchu Ludowego

Jeżeli IPN nie przestanie z bandytów robić świętych, to my ujawnimy, co o nich wiemy – mówią mieszkańcy Waksmundu Im więcej czasu mijało od ostatniej wojny, tym normalniej żyli ludzie w Waksmundzie, rodzinnej miejscowości Józefa Kurasia „Ognia”. Zaczynali nawiązywać kontakty sąsiedzkie, rozmawiać ze sobą. – Jezus kochany, przez lata w naszej wsi nie chciano nic mówić o „Ogniu” – wspomina 84-letnia dzisiaj Maria Mroszczakowa. – Tu ludzie panicznie się bali tego tematu i dla bezpieczeństwa nikt nie chciał powiedzieć, czy jest za Kurasiem, czy przeciw. Ile ja wycierpiałam, wyzywali mnie od zdrajców. To były czasy terroru i już myśleliśmy, że wszystko się skończyło. Władysław Mroszczak, mąż pani Marii, mówi, że ten koszmar powrócił wraz z ustawą o „żołnierzach wyklętych”. – Już wszyscy myśleli, że będzie koniec przypominania o tamtych okropnych czasach, a tu z roku na rok nasila się propaganda. Z „Ognia” robią bohatera. Do tego dołącza Kościół – organizuje msze nie za ofiary, ale za dusze tych, którzy strzelali. – Chciałam tu wystąpić w obronie naszego proboszcza, ks. Tadeusza Kozaka – prostuje Maria Mroszczakowa. – To jest ksiądz, który nie opowiada się po żadnej stronie, ani za ogniowcami, ani przeciw. Dlatego nie bierze udziału w mszach z okazji rocznic śmierci „Ognia”, organizowanych w Waksmundzie każdego roku pod koniec lutego. IPN przywozi własnych księży, którzy z ambony wychwalają Kurasia i swoje książki. Zamordowanie kupców. Luty 1946. Zabrzeż Rok temu Władysław Mroszczak z odległości kilkuset metrów obserwował uroczystości 69. rocznicy śmierci „Ognia”. Widział kolumnę rządową z ministrem Antonim Macierewiczem, samochody posłów i senatorów, autobus z wojskiem. Kościół parafialny był obstawiony borowcami. Teoretycznie każdy mógł wejść, ale tylko kilkoro mieszkańców Waksmundu wzięło udział w tej uroczystości. – W tym roku już nie poszedłem zobaczyć, co się działo, ale mówiono mi, że w kościele było tylko pięć osób z Waksmundu, wszyscy inni to przyjezdni – opowiada pan Władysław. – W czasie kazania ksiądz polecił do poczytania książkę dr. Korkucia. Mieszkańcy Waksmundu dysponują dowodem. Przebieg całej mszy był rejestrowany i mają nagranie. Ksiądz celebrujący mszę powiedział: – Jesteśmy dzisiaj w tej świątyni po to, aby potomkowie funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa nie pisali i nie kształtowali w dalszym ciągu zakłamanej historii Polski. Trwa proces przywracania dobrego imienia żołnierzom wyklętym, dla nas niezłomnym. Majora i jego żołnierzy upamiętniono wspaniałym pomnikiem w centrum Zakopanego, pięknym pomnikiem na Turbaczu, tablicami w Warszawie i w sanktuarium w Licheniu. Upamiętnił „Ognia” pan Maciej Korkuć z krakowskiego IPN swoją wspaniałą, niezwykle rzetelną książką. Czekamy na drugi tom o dalszych losach majora i jego żołnierzy. Mroszczakowie przypuszczają, że gdy IPN nadal będzie robił z „Ognia” świętego, ludzie staną się odważniejsi. Mogą mi opowiedzieć, jak dzień przed śmiercią „Ogień” w Waksmundzie pił na umór i strzelał do ludzi. W książkach IPN nie ma o tym ani słowa. Pijany jak bela Tamtego dnia, 20 lutego 1947 r., gdy kompletnie pijany „Ogień” wycelował w nią pistolet, Maria Mroszczakowa nigdy nie zapomni. Miała wtedy 13 lat. Została w domu z 10-letnim bratem. Koło południa pod dom podjechał samochodem funkcjonariusz UB i powiedział, że jedzie do ich cioci Rozalii Waksmundzkiej. Nie znał drogi i zapytał, czy może prosić o podprowadzenie. Maria, nie mając zupełnie pojęcia, o co chodzi, poszła z tym mężczyzną pod dom ciotki. Dopiero później zrozumiała, co zrobiła. W domu Rozalii Waksmundzkiej ubowiec zastał Jana Srala „Potrzaska”, zastępcę „Ognia”, jej narzeczonego. „Potrzask” nie stawiał oporu, dał się aresztować, oddał pistolet, pokazał nawet miejsce, gdzie ukrył karabin. Maria Mroszczakowa do dzisiaj nie może zrozumieć, dlaczego „Potrzask”, potężny chłop, tak łatwo dał się aresztować kulejącemu trochę ubowcowi. Może był tak pijany? Tego dnia „Ogień” i jego partyzanci byli od samego rana w Waksmundzie. Pili w kilku domach, najwięcej u rodziny Ligęzów. Po południu 20 lutego pijany „Ogień” dowiedział się, że Urząd Bezpieczeństwa w domu Rozalii Waksmundzkiej aresztował „Potrzaska”. Natychmiast kazał zawieźć się tam saniami. Przypuszczał, że to narzeczona zdradziła jego zastępcę w oddziale, i postanowił dać jej nauczkę. Tymczasem Rozalia Waksmundzka powiedziała mu, że jest

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2017, 2017

Kategorie: Kraj