Nie mów, że masz HIV

Światowy Dzień AIDS przypomina, że Polacy nie mają zwyczaju sprawdzania, czy są zakażeni Nosiciele wirusa HIV uważają, że obnoszenie się z chorobą, tak charakterystyczne dla początku lat 90., było słuszne. Takie były czasy. – Nie było organizacji, struktur ani wiedzy – wylicza Wojciech Tomczyński ze Stowarzyszenia Wolontariuszy wobec AIDS „Bądź z nami”. – Pamiętam jedno z pierwszych szkoleń dla pracowników socjalnych. Wystąpiłem tam i „tłumaczyłem chorobę”. Dopiero na końcu powiedziałem, że jestem zakażony. Młoda dziewczyna zbladła, myślałem, że spadnie z krzesła. Widocznie sądziła, że powinienem mieć na czole krzyż, jakiś znak, że jestem strasznie chory. Witold Liwski z Fundacji Pomocy Humanitarnej „Res Humanae” dodaje: – Na początku zerowa była także świadomość decydentów. Pierwszy przypadek zakażenia wirusem HIV odnotowano w Polsce w 1985 r. trzy lata później kilkanaście osób było już chorych na AIDS. W 1992 r. parlament w ogóle nie chciał dyskutować o profilaktyce, co w prasie opatrzono komentarzem: „Posłowie odporni na AIDS”, zaś poseł Stefan Niesiołowski grzmiał, że „AIDS to jadowita postać nieuleczalnej choroby wenerycznej”. Pomóż sobie sam Obnoszenie się z chorobą, demonstracje, bunt – to wszystko było dobre dziesięć lat temu, gdy ludzie oswajali się z AIDS. Dziś zakażonym radzi się, by o problemie powiedzieli tylko partnerowi seksualnemu i najbliższej osobie w rodzinie. Nikt inny nie musi wiedzieć. W pracy nie powinno to interesować nikogo. Nosiciele porównują się do chorych na cukrzycę. Też nie mówią, jeśli nie muszą. I dlatego radzą, by osoby seropozytywne z małych miejscowości jeździły na leczenie do dużych miast. Tylko to zapewnia anonimowość. – Mam swoją filozofię – opowiada Wojciech Tomczyński. – Uważam, że moja infekcja jest chorobą przewlekłą, ale pozostającą pod kontrolą. I że nie mam zamiaru umierać. Poza tym nie trzęsę się nad swoim zdrowiem. W końcu mam 55 lat i pewne dolegliwości związane są z wiekiem, nie z wirusem. O tym, że jest zakażony, dowiedział się w 1986 r. Synom wykrzyczała to, w gniewie, matka. Córce powiedział sam, jak uważa, w odpowiednim momencie, gdy nie zdała do następnej klasy. Jego choroba była drugim nieszczęściem, które na nią spadło. Filozoficznie uznała, że akurat ma w życiu „zły ciąg”. Dziś, już jako osiemnastolatka, znakomicie porozumiewa się z ojcem. Ale nie wszyscy muszą wiedzieć. Dzwoni 70-latek. Pyta, czy powiedzieć wnuczce, że właśnie się dowiedział o wirusie. „Po co?”, pada odpowiedź. Dziś, częściej niż przed laty, dalsza rodzina nigdy nie dowie się, na co umarł krewny. Zdarza się, że przed tą prawdą chroni się dzieci. – Ale najczęściej powtarzające się pytanie to: „Co ja powiem żonie?” – przyznaje Witold Liwski. Dziś nie obnoszą się z chorobą, nie przeprowadzają też referendum wśród mieszkańców, gdy chcą otworzyć dom dla „swoich”. Ksiądz Arkadiusz Nowak zapewnia, że już nie spotykają się z agresją. A oni chcą żyć spokojnie, normalnie. Wojciech Tomczyński był parę razy na krawędzi. Nie planował dalej niż na miesiąc. Wirus zmienił w jego życiu wszystko. Rozwód, odejście z urzędniczej pracy, oddanie się działalności społecznej – to nowe etapy jego życia. Cechą ostatnich lat jest także przekonanie, że sami mogą sobie najwięcej pomóc. Siła tkwi w ich organizacjach. Jest Stowarzyszenie „Bądź z nami”, jest Fundacja „Res Humanae”, skupiająca osoby zajmujące się społecznie i zawodowo opieką nad ludźmi z HIV. Nietolerancja to epidemia 1 grudnia obchodzimy Światowy Dzień AIDS. 20 lat temu wykryto wirusa HIV, 15 lat temu w Polsce powołano pełnomocnika ds. AIDS, rok temu ksiądz Arkadiusz Nowak, kamilianin, otrzymał nagrodę ONZ za pomoc chorym na AIDS. Od kilku lat Polacy zaczynają rozumieć, że prezerwatywa to nie tylko antykoncepcja, ale i ochrona przed wirusem. Wolontariusze, zakażeni, lekarze – wszyscy przyznają, że Polska znakomicie zorganizowała profilaktykę i opiekę nad chorymi. Ale początki były trudne, ponieważ trzeba było poradzić sobie ze społecznym, panicznym lękiem. – Byłem w Rembertowie – wspomina Wojciech Tomczyński – z oporami, ale zdecydowałem się wesprzeć akcję Marka Kotańskiego. Mur ludzi stanął przeciwko murowi tych, którzy nie chcieli mieć w pobliżu swojego domu ośrodka dla nosicieli wirusa. Marek Kotański, ks. Arkadiusz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 48/2001

Kategorie: Społeczeństwo