Gumowa rewolucja

W Polsce sprzedaje się rocznie kilkadziesiąt milionów prezerwatyw – dziesięć razy więcej niż kilka lat temu. Ten rok zapowiada się rekordowo

Przebojem lata są prezerwatywy zapachowe. Ananas, banan, malinka – seks w takiej feerii doznań to jak rodzinne spożywanie konfitur. Za to słabo sprzedają się prezerwatywy czarne. Powód w zasadzie jest jeden – kolor czarny wyszczupla. Umiarkowanie schodzą również te z wypustkami i rozmaitymi frędzelkami. Panowie twierdzą, że uzbrojeni w taki instrument czują się głupio. Trudno też napisać coś o sukcesie prezerwatyw z seksometrem. Ów seksometr to ciekły kryształ, umieszczony na pudełku, służący do mierzenia temperatury ciała – w zależności od niej urządzenie zaświeci odpowiednim kolorem, sygnalizując, czy jest się wystarczająco rozgrzanym do miłosnych igraszek. Ale Polacy nie pałają ochotą do seksometrowania – kto myśli o mierzeniu temperatury w takich sytuacjach!
Inaczej przedstawia się sprawa z prezerwatywami prążkowanymi, mającymi zwiększać doznania seksualne. Dlaczego? Bo tu do końca nie wiadomo – zwiększają czy nie. Zdania na ten temat są podzielone. Można zresztą zapoznać się z nimi na stronach internetowych albo w kolorowych magazynach. O prezerwatywach, ich rodzajach, wadach i zaletach toczą się dyskusje jak o modelach sprzętu grającego. Młode pary opowiadają o wynikach swoich „testów” skrupulatnie, tak jak degustuje się wina, czy ocenia pralki. 97% Polaków wie, czym jest prezerwatywa, połowa z nich kiedyś ją kupowała. Ale prawdziwi entuzjaści popularnych gumek to ludzie młodzi w wieku 16-25 lat. Starsi – według seksuologów – dla prezerwatywy są już straceni.

Jak na Zachodzie
Prezerwatywa, jeszcze dziesięć lat temu traktowana jako coś mrocznego i niepożądanego, stała się wręcz towarem codziennego użytku. Ta rewolucja stanowi efekt zmiany pokoleniowej. Z badań wynika, że 10 lat temu tylko 8% nastolatków używało prezerwatywy podczas inicjacji seksualnej, a teraz czyni to już ponad 60%. Kilka lat temu firmy dystrybucyjne mówiły, że w Polsce sprzedaż kondomów z automatów nie chwyciła i wycofywały po cichu te już zainstalowane. Dziś automaty znów wracają do toalet, pubów i dyskotek. I zaczynają zarabiać na siebie. Cóż w tym dziwnego? Jeżeli 10 lat temu sprzedawano w Polsce kilka milionów prezerwatyw rocznie, to dziś sprzedaje się 50-100 milionów sztuk (różne analizy podają różne liczby).
Ten gumowy bum zawdzięczamy ludziom młodym, do 25. roku życia. – Im młodszy wiek badanych, tym większa akceptacja dla prezerwatyw – mówi dr Zbigniew Izdebski, seksuolog badający kwestie stosowania prezerwatyw w Polsce. – W ogóle teraz młodzież chętniej rozmawia o seksie i prezerwatywach. Jest bardziej otwarta na rozmowy o tych sprawach. Często pytania zadają bardzo młode dzieciaki i nie czują się skrępowane… Młodzież podchodzi do tego w sposób bardziej odpowiedzialny i dojrzały. Również w kategoriach promocji zdrowia.
Zdaniem seksuologów, złożyły się na to dwie rzeczy. Po pierwsze – świadomość zagrożenia wirusem HIV. To prawidłowość ogólnoświatowa. Po drugie – w ostatnich latach nastąpiły zmiany w obyczajowości, czego ilustracją są m.in. pisma młodzieżowe, śmiało mówiące o seksie i prezerwatywach.
Efekt: nie ma już w tej chwili wielkich różnic, jeśli chodzi o używanie prezerwatyw, między młodzieżą polską a tą z krajów Europy Zachodniej. Jeśli więc po prezerwatywy sięga około 60% młodych Polaków, w Europie Zachodniej ten wskaźnik oscyluje trochę poniżej 70%.

Polski fenomen
Te ostatnie kilka lat, w których młodzi Polacy przekonali się do prezerwatywy, jest jednoznacznie interpretowane przez seksuologów. – Nazywam to polskim fenomenem – dodaje dr Izdebski.
– Dlatego że wiele państw zachodnich (w tym Niemcy i Francja) prowadziło duże kampanie propagujące prezerwatywy jako środek zapobiegający zakażeniu się HIV. Natomiast w Polsce tak naprawdę nie prowadziliśmy kampanii na rzecz prezerwatywy. Niczego takiego porównywalnego z Zachodem nie robiono.
Rzeczywiście, w ostatnich latach silniejsze były akcje skierowane przeciwko prezerwatywie niż promujące ją jako środek zapobiegania zarażeniu wirusem HIV. Policzmy – parę lat temu na billboardach wywieszono plakat Pągowskiego z napisem „Prezerwatywa jest OK, nie pękaj”. Plakat powisiał, potem szybko zakleiły go inne. Później mieliśmy kolejną akcję – billboardy z napisami: „Wszyscy TO robicie. I dobrze, byle z głową. Pamiętaj o prezerwatywie. AIDS”. Również ta akcja szybko się skończyła. Poza tym okazała się dość ograniczona, gdyż billboardy wynajęto tylko w kilku większych miastach Polski. Ale i tak były atakowane przez dostojników Kościoła – m.in. arcybiskup Józef Życiński apelował „o niepropagowanie zasad obrażających odczucia katolickiej społeczności”.
Wcześniej z prezerwatywami walczyli katolicko-prawicowi działacze z Białegostoku, gdzie praktycznie uniemożliwiono ich sprzedaż. Organizacje przykościelne i kościelna prasa prowadziły inną kampanię – przekonującą, iż prezerwatywa nie zabezpiecza nie tylko przed AIDS, ale również przed niechcianą ciążą! W artykułach i ulotkach tłumaczono, że porowatość prezerwatywy jest tak duża, iż przenikają przez nią i wirus HIV, i plemniki…
Mimo to prezerwatywy trafiły do młodzieży.

W Internecie
i na pielgrzymce
Mamy więc dwa światy – ten oficjalny, w którym prezerwatywy są gdzieś na marginesie, i ten rzeczywisty. W Internecie, medium zawłaszczonym przez młodzież, gwarantującym brak cenzury i anonimowość, o prezerwatywach rozmawia się jak o cukierkach. Na przykład w Ars Amandi, jednym z największych serwisów erotycznych w Polsce, mamy dyskusję czytelników: „Czy stosujesz prezerwatywy? Jakie?”. I na pytanie: „Jak często używasz gumki?” większość z nich odpowiada krótko: „Zawsze”. Z kolei na pytanie: „Czego nie lubisz w tej metodzie?” najczęstsze odpowiedzi to: „Przerwa w grze wstępnej” oraz: „Ogranicza to moje doznania”.
Ciekawe jest natomiast pytanie: „Jakie prezerwatywy wolisz, normalne czy z bajerami?”. Otóż u mężczyzn stosunek zwolenników gumek normalnych do tych z bajerami wynosił trzy do jednego. U kobiet – cztery do trzech… Czyżby więc rosło nam pokolenie coraz bardziej wymagających pań? Potwierdzeniem tej tezy niech staną się odpowiedzi na jeszcze jedno pytanie: „Czy nosisz przy sobie prezerwatywy?”. Co piąta ankietowana odpowiedziała: „Zawsze”. A po zsumowaniu odpowiedzi: „Raczej tak”, „Zawsze”, „Od przypadku do przypadku” okaże się, że dwie trzecie czytelniczek internetowego serwisu Ars Amandi – obok szminki, OB i perfum – wrzuca do torebki prezerwatywę. Bo nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć…
Oczywiście, wyników tej sondy nie należy uogólniać – brała w niej udział grupa daleka od reprezentatywności. Ale pokazuje ona, że dla ludzi młodych i wykształconych (tacy są z reguły użytkownicy Internetu) prezerwatywa staje się czymś takim jak dla pokolenia starszego o 10, 15 lat chusteczka higieniczna.
Według raportu przygotowanego przez firmę konsultingową Eastern Europe Q Investment Ltd, stałych odbiorców prezerwatyw w Polsce jest ok. 1,5 mln. Statystyczny Polak używający prezerwatyw ma od 25 do 37 lat, mieszka w mieście, zarabia nieco powyżej przeciętnej i kupuje jakieś 10 sztuk rocznie. Chętniej po gumkę sięgają niewierzący – 66%. Ale stało się to również udziałem 33% Polaków określających się jako głęboko wierzący i regularnie praktykujący. Jak godzą nauki biskupów z podobnymi zakupami?
Tego typu postawę opisał swego czasu „Super Express”. Oto fragment relacji częstochowskiego korespondenta: „W sierpniu w Częstochowie zamówiono 60 tys. opakowań prezerwatyw, a w Krakowie 20 tys. – powiedział nam Jerzy Leśko, zastępca dyrektora ds. finansowych Unimilu, firmy produkującej gumki. Zważywszy, że Kraków ma 700 tys. mieszkańców, a Częstochowa jedynie 250 tys., wychodzi na to, że popyt na prezerwatywy pod Jasną Górą jest olbrzymi. Warto zauważyć, że każde z 60 tys. opakowań zawiera trzy prezerwatywy. Popyt na prezerwatywy gwałtownie rośnie podczas sezonu pielgrzymkowego. Potwierdzają to częstochowscy sprzedawcy. – Dziennie sprzedawałam nawet po 200 opakowań – mówi młoda sprzedawczyni z kiosku stojącego kilkanaście metrów od deptaka, którym idą pątnicy – normalnie sprzedaję najwyżej 20”.

Kolorowe i podłużne
Na rynku prezerwatyw panuje ostra konkurencja, a klienci mogą wybierać spośród kilkudziesięciu marek i typów – od najdroższych z rozmaitymi bajerami, po najtańsze – koreańskie, często bez atestu.
W Polsce produkuje się 50 milionów prezerwatyw rocznie. Dodatkowe pięć do ośmiu milionów pochodzi z importu. Obecnie, jak wynika z analiz MEMRB, firmy badającej rynek, w Polsce dominują prezerwatywy dwóch marek – rodzimego Unimilu (60% rynku, ale tylko 30% wpływów) oraz brytyjskiego Dureksu (20% rynku i 40% wpływów). Za nimi z kilkuprocentowym udziałem plasują się RFSU i Lifestyle.
Każda z wymienionych firm proponuje kilkanaście produktów. Mamy zatem prezerwatywy zwykłe, podwójnie nawilżane, ze środkiem plemnikobójczym, prążkowane potęgujące doznania, prążkowane opóźniające wytrysk, wzmacniane, dla gejów, dla panów o rozmiarach XXL. Poza tym kolorowe, zapachowe i smakowe. Jeśli to nie wystarcza, można zajrzeć do sex shopu – tam oferuje się prezerwatywy z rozmaitymi czułkami i kolcami, które mają zadowolić najbardziej wymagające niewiasty. Trzeba tylko uważać, bo – jak wynika z wyników kontroli PIH – kondomy kupowane w takich miejscach często nie mają atestów, są przeterminowane i niewiadomego pochodzenia.

Rynek z perspektywami
Polski rynek jest uznawany przez najpoważniejsze firmy szwedzkie czy niemieckie za bardzo rozwojowy. Ma zresztą swoje cechy szczególne. Pierwszą z nich – co nie stanowi zaskoczenia – jest sezonowość sprzedaży, która wzrasta zdecydowanie podczas wakacji – o 20-30%, zwłaszcza tam, gdzie przyjeżdża dużo młodych ludzi. „W górach i nad morzem”, podpowiadają handlowcy z wielkich hurtowni.
Więcej prezerwatyw sprzedaje się w dużych miastach, przede wszystkim w Łodzi, Trójmieście, Warszawie i wspominanej Częstochowie. Mniej – na Nowosądecczyźnie i w Białostockiem. Ale trend jest jednoznaczny. – Wyniki sprzedaży za pierwsze pięć miesięcy bieżącego roku są bardzo obiecujące – mówił 29 czerwca, podczas konferencji prasowej, prezes Unimilu, Grzegorz Winogradski.
– Od stycznia do maja wartość sprzedaży Unimilu była o 35% wyższa niż rok wcześniej. Nasz udział w rynku wynosi 65%.
– Sprzedaż prezerwatyw rośnie w znaczący sposób od maja do października, w pozostałych miesiącach jest mniejsza – tłumaczy prezes Winogradski. – Ale rok 2001 jest nietypowy. W styczniu br. sprzedaliśmy o 20% więcej prezerwatyw niż w lipcu 2000 roku. A rok 2000 był rekordowy pod względem zysku i sprzedaży. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że obecny rok będzie jeszcze lepszy. Wiosną zdarzało się, że całą produkcję mieliśmy wykupioną na pniu.
Pod koniec czerwca w Unimilu uruchomiono nową linię produkcyjną. Dzięki niej moce produkcyjne firmy wzrosły o około 30%, do 130 mln sztuk rocznie.

Gorsza miłość
Mimo wzrostu popularności prezerwatywy wciąż kojarzą się z „gorszą miłością”. Polacy chętnie akceptują stosowanie prezerwatywy podczas przygodnych kontaktów seksualnych, natomiast w stałych związkach już zdecydowanie rzadziej. Teoretycznie jest to zachowanie logiczne – tylko jak określić granice między związkiem przelotnym a stałym?
– Aby prezerwatywa spełniała swoje funkcje profilaktyczne, powinna być stosowana systematycznie – mówi dr Izdebski. – A jeżeli chodzi o polską młodzież, nie zawsze tak jest. Młodzież wie, że to najlepszy środek zapobiegający zarażeniu wirusem HIV, więc w większości jej używa. Ale niesystematycznie. Bo jednocześnie słyszymy, że chłopak odpowiada: „Ja nie używam prezerwatywy, gdyż kocham swoją dziewczynę”. Ale gdy zapytać, czy zna dokładnie jej przeszłość, odpowiada, że nie. Młodych ludzi cechuje pewna naiwność – przekonanie, że miłość ich od wszystkiego uchroni.
Natomiast wśród trochę starszych jest może mniej naiwności, za to więcej elegancji.
– Nawet jeśli dochodzi do kontaktów pozamałżeńskich, także wśród ludzi młodych, kobiety nie zawsze wymagają od partnerów prezerwatywy – dodaje dr Izdebski. – Często, kiedy rozmawiam z młodymi kobietami – ale także z dojrzałymi – pytam, dlaczego jej nie wymagały. A one odpowiadają, że miały wewnętrzny opór, bo mężczyzna może pomyśleć, iż ona często zmienia partnerów seksualnych albo ma jakieś choroby itd. Coraz więcej dziewczyn jednak te opory przełamuje. Następują zmiany w obyczajowości. Jeszcze mało o tym mówimy, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.


Historia prezerwatywy

Prezerwatywa została wynaleziona na Środkowym Wschodzie około dwóch tysięcy lat temu. W Japonii w powszechnym użyciu były wówczas zabezpieczenia wykonane z rybich pęcherzy. Prezerwatywy dokonały podboju Europy dzięki londyńskiemu chirurgowi i częstemu bywalcowi uczt wydawanych na dworze Karola II, dr. Contonowi. Właśnie on wynalazł kondom robiony z jagnięcych jelit. Przed użyciem – by nadać elastyczność – trzeba było zwilżyć go olejem lnianym. Kolejny krok na drodze rozpowszechniania prezerwatyw uczynił pułkownik Condum, który wprowadził je do wyposażenia dowodzonego przez siebie regimentu Gwardii Królewskiej. „Angielskie kapturki” sprowadzał dla siebie m.in. Giovanni Casanova, zaś dwór francuski zużywał miesięcznie około 200 sztuk.
Dopiero w latach 30. XX wieku do produkcji prezerwatyw użyto gumy. Przez wszystkie poprzednie lata prezerwatywy traktowano jako środek do ochrony przed chorobami wenerycznymi. Za środek antykoncepcyjny zaczęto je uważać w drugiej połowie XIX wieku. W latach 1935-55 produkcja wzrosła stukrotnie. Ta popularność trwa do dzisiaj. Według raportu firmy Durex, prezerwatywy najczęściej stosują Japończycy – sięga po nie 74% osób uprawiających seks. Nieco gorzej wypadają mieszkańcy Honkongu (65%), Grecji (64%) i Tajwanu (59%).


Nie lubię, ale muszę

– Najbardziej lubię prezerwatywy o zapachu ananasa. Od dziecka lubiłem ananasy i cukierki o takim smaku i zostało mi to do dzisiaj. (Facet, 28 lat)
– Nie lubię żadnych prezerwatyw. Przeszkadzają mi w uprawianiu seksu z facetem. Kiedy się kocham z moim chłopakiem, to lubię go czuć. (Dziewczyna, 26 lat)
– Rodzaj prezerwatywy jest mi obojętny. Zapachy i inne bajery mnie nie rajcują, przede wszystkim mają być bezpieczne. Lubię prezerwatywy, bo przy moim trybie życia są mi niezbędne. (Facet, 36 lat)
– Najlepsze są prezerwatywy skandynawskie, mają najlepszą jakość. Prezerwatywa, której używam, jest zwyczajna, tylko musi być cienka, ze środkiem plemnikobójczym i nawilżającym. Żadne bajery nie są mi potrzebne. (Facet, 23 lata)
– Lubię prezerwatywy nie tylko dlatego, że dzięki nim nie zajdę w ciążę. Nie czuję różnicy pomiędzy seksem z prezerwatywą a kochaniem się bez niej. Nie zwracam uwagi na kolor i inne wymysły, tylko na zapach. Najbardziej lubię bananowe i malinowe. (Dziewczyna, 24 lata)
– Bez prezerwatywy nie ma mowy o seksie, nie zamierzam przedwcześnie zostać ojcem. Używam zwykłych. Kiedyś z dziewczyną kupiliśmy takie z wypustkami i czułem się bardzo dziwnie. (Facet, 28 lat)
– Ze środkiem plemnikobójczym, o ile w ogóle muszę, bo raczej nie przepadam za nimi. Nie lubię żadnych wynalazków. (Facet, 25 lat)

Wydanie: 2001, 34/2001

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy