Nie możemy o wszystko obwiniać Francuzów

Nie możemy o wszystko obwiniać Francuzów

W Algierii dotykają nas konsekwencje wojny domowej, jesteśmy pękniętym społeczeństwem, które ma trudności z pojednaniem


Mounia Meddour w wieku 18 lat przeniosła się z rodziną do Francji – do emigracji zmusiły ich pogróżki, jakie dostawali w czasie wojny domowej. Studiowała dziennikarstwo, a potem uczęszczała na letni kurs reżyserii w La Fémis w Paryżu. Jej film „Papicha” (2019) dostał nagrodę m.in. na MFF Tofifest. Teraz w kinach można oglądać „Hourię”.


Mieszka pani we Francji, wychowała się w Algierii, a na świat przyszła w Rosji. Bardzo ciekawe połączenie.
– Przyzwyczaiłam się już, że dla osób z innych krajów taki miks jest nieoczywisty. Jednak dla ludzi pochodzących z Algierii to nic nadzwyczajnego. Po odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości w 1962 r. rządzili u nas przedstawiciele Frontu Wyzwolenia Narodowego, którzy adaptowali idee socjalistyczne na grunt arabski. Mieli dobre stosunku ze Związkiem Radzieckim, więc rząd wysyłał sporo Algierczyków na uniwersytety w ZSRR. To przypadek mojego ojca, jak i rodziców wielu moich przyjaciół, którzy kształcili się tam na kierunkach inżynieryjnych czy naukowych. Mój tata wyjechał do Moskwy, gdzie studiował reżyserię na słynnym VGIK (Wszechrosyjski Państwowy Uniwersytet Kinematografii im. S.A. Gierasimowa – przyp. AZ). Tam poznał moją mamę – niebieskooką, piękną, miłą Rosjankę, więc teraz już rozumiesz, dlaczego urodziłam się w Moskwie. Największe zacieśnienie stosunków algiersko-rosyjskich przypadało na początek lat 70. Jeśli ma się algierskich rodziców, którzy studiowali właśnie w tamtym czasie, to na pewno mają w wśród znajomych ludzi, którzy uczyli się w ZSRR.

Algieria była wtedy w zapaści. Odzyskanie niepodległości okupiliście śmiercią tysięcy ludzi i zniszczeniem kraju. Młodzi ludzie wyjeżdżali do sytej Moskwy, widzieli, że można żyć dostatniej, a i tak decydowali się wracać do ojczyzny?
– Tak, bo wierzyli w odbudowę kraju, w to, że Algieria też może być miejscem, gdzie dobrze się żyje, tylko trzeba w to zainwestować czas, siłę i pieniądze. Po dekadach okupacji kolonialnej Francuzów wreszcie uzyskaliśmy wolność. Studenci byli bardziej ciekawi tego, jak to jest być wolnym we własnym kraju niż życia na emigracji w ZSRR, która pewnie byłaby możliwa, bo współpraca między komunistycznymi krajami układała się wówczas w miarę pomyślnie. Mój ojciec nie miał wątpliwości, że chce wrócić do kraju i tutaj działać. Skończył studia i gdy miałam roczek, przeprowadziliśmy się do Algierii, gdzie mieszkałam z rodziną do 18. roku życia.

Dlaczego wyprowadziliście się do Francji?
– Z przyczyn politycznych. Moja rodzina została właściwie zmuszona do emigracji. Dostawaliśmy groźby. Wyjazd do Francji wydawał się najlepszym rozwiązaniem. I rzeczywiście Francuzi zapewnili nam pomoc, zaopiekowali się nami. Ale zmiana miejsca zamieszkania jest zawsze trudna. Musiałam porzucić świat, który meblowałam sobie przez kilkanaście lat życia, i przenieść się do miejsca, gdzie wszystko było nowe, inne i obce. To doświadczenie obciążające psychicznie i wiele osób nie potrafi sobie z nim poradzić. Mnie jakoś to się udało – we Francji dalej się kształciłam, poszłam na studia, zdobyłam dyplom reżyserski i zaczęłam pracować za kamerą. Nie jest jednak tak, że teraz jestem stuprocentową Francuzką. Algierka dalej we mnie siedzi. Właściwie czuję się zawieszona gdzieś pomiędzy Algierią a Francją. Czasami czuję się zbyt algierska dla Francuzów, a dla Algierczyków zbyt francuska.

Pani filmy – świetnie przyjęta „Papicha” i „Houria” – opowiadają jednak nie o doświadczeniu emigranckim, tylko o tym, jak trudno jest młodym Algierkom realizować się w kraju naznaczonym przeszłością wojny domowej.
– Interesuje mnie dziedzictwo mojego kraju. A jako że wywodzę się z rodziny dokumentalistów, to chcę je badać poprzez doświadczenia młodych Algierek, bo to coś, co znam z własnego życia najlepiej. Wiem, w jaki sposób dążą do wyzwolenia, jak bardzo są silne, jakie mają potrzeby. Oba filmy traktuję jako dyptyk, kolejne rozdziały tej samej historii. Imię Houria oznacza wolność, co traktuję symbolicznie.

Z pani filmów wynika, że nie jest łatwo być kobietą we współczesnej Algierii. Houria doświadcza nawet pobicia ze strony mężczyzny, który w wojnie domowej był terrorystą. Wyszedł na mocy amnestii, ale i tak wszyscy go się boją.
– Doświadczenie Hourii nie jest czymś niezwykłym. Sama miałam dwa razy złamaną kostkę, więc wiem, o czym opowiadam. Proszę zwrócić jednak uwagę, że po tym zdarzeniu Houria nie użala się nad sobą ani nie załamuje, tylko zbiera się w sobie, żeby dążyć do nowych marzeń. Musi zrezygnować z tańca, ale zaczyna go uczyć inne kobiety. Zależało mi, żeby poprzez ten film podkreślić niezłomność Algierek, pokazać, jak trudno jest je powstrzymać przed chęcią realizowania siebie. Zanim Houria zostanie pobita, oddaje się wielogodzinnym, wycieńczającym treningom tańca, bo wie, że to dla niej jedyna opcja poprawy warunków życia. A gdy już wie, że sama nie będzie mogła tańczyć, całą parę ładuje w popchnięcie do działania innych kobiet.

Ten obraz Algierek jest w pani filmie ciekawy, bo w Europie wciąż funkcjonuje wiele stereotypów na temat roli i pozycji kobiety w społeczności muzułmańskiej. Dla niektórych zaskoczeniem będzie nawet to, że bohaterki filmu tańczą na widoku innych ludzi czy palą papierosy.
– Chciałam pokazać siłę algierskich kobiet, ale bez zakłamywania rzeczywistości, w jakiej żyją. Dlatego ważne było dla mnie, żeby zarysować kontekst społeczny i ekonomiczny, w jakim funkcjonuje dziś duża część Algierek. Dotykają nas konsekwencje wojny domowej, nadal odczuwamy jej skutki w codziennym życiu. Jesteśmy pękniętym społeczeństwem, które ma trudności, żeby się pojednać, bo pamięć o tragicznych wydarzeniach wojny domowej jest w nas nadal żywa. Problemem są też narastające dysproporcje społeczne. Kiedy w latach 70. żyliśmy z wydobycia ropy naftowej, wydawało się, że gospodarka naszego kraju się ustabilizuje i wszyscy będziemy żyć na godnym poziomie. A potem było coraz gorzej, dochodziło do coraz bardziej niepokojących zapaści ekonomicznych i walk o władzę, które w końcu doprowadziły do wybuchu wojny. W efekcie straciliśmy nie tylko nadzieję, ale też stabilizację oraz wolność, a bieda ponownie stała się częścią krajobrazu Algierii. Tylko że teraz już nie możemy obwiniać o wszystko Francuzów.

W pani filmie istotne są idee siostrzeństwa, wspólnotowości kobiet. To coś żywego w Algierii?
– Algierki potrafią kopać bardzo głęboko w sobie, żeby znaleźć siłę i odwagę do walki o to, co jest dla nich ważne. I potrafią w tym nawzajem się wspierać. „Houria” mówi również o roli kolektywności. Pokazuję, że jedna kobieta może stosunkowo niewiele, ale gdy już pojawia się grupa kobiet, nagle problemy, jakie napotykają, są łatwiejsze do rozwiązania. Chcę o tym przypominać, żeby ośmielić te widzki, które zostają same ze swoimi trudnościami. Film zaczęłam sceną rozgrywającą się na dachu domu. Jest późny wieczór, a Houria dalej tańczy w świetle gwiazd. Jest zupełnie sama. Moja opowieść kończy się na tym samym dachu, gdzie teraz działa teatr – jest w nim mnóstwo ludzi, krząta się wiele kobiet. Miejsce, które było samotnią mojej bohaterki, gdzie z trudnościami musiała radzić sobie sama, zamieniło się w przestrzeń, gdzie problemy rozwiązuje się wspólnie. A kobiety, które do tego teatru przychodzą po raz pierwszy, doświadczają czegoś, co zmienia ich życie. I nie chodzi tylko o moc sztuki, ale o oglądanie rezultatu pracy wielu kobiet. Głęboko wierzę w to, że miks sztuki oraz kolektywnej pracy kobiet jest w stanie zmieniać świat. Dlatego sama robię filmy, do których zapraszam inne kobiety.

To, co pokazała pani w filmie, odbija faktyczną sytuację w Algierii, czy jest to raczej myślenie życzeniowe i zachęta, żeby Algierki zaczęły współdziałać?
– Sytuacja społeczna w Algierii jest bardzo skomplikowana. Cierpimy z powodu braku organizacji zrzeszających kobiety, pozwalających im spędzać ze sobą czas i popychać się do realizacji planów i idei. Nie dojdzie do emancypacji Algierek, nie zwiększymy swoich praw, jeżeli będziemy działać osobno. Niestety, jest też w naszym kraju problem obecny na całym świecie, czyli kobiet występujących przeciwko kobietom. To działa zwłaszcza w obszarze różnych klas społecznych i przedstawicielek różnych generacji. Jeśli jedne kobiety dorastały w świecie, który był uporządkowany według konserwatywnych reguł, to nie mają ochoty, żeby ich córki czy wnuczki żyły w świecie rozluźnienia, w którym mogą podejmować decyzje o swoim ciele, losie, przyszłości. Podobnie jest, jeśli chodzi o status społeczny. Biedne kobiety utożsamiają bogate z liberalniejszym trybem życia i nie chcą, żeby ich córki żyły na modłę tych bogatych. Nie jesteśmy jednolitym społeczeństwem, ale wiem, że musimy działać razem, żeby poprawić jakość życia każdej z nas.

To faktycznie uniwersalny problem – wiele Polek powie, że od nikogo tak nie dostały w kość, jak od innych Polek.
– Zasadnicza różnica pomiędzy naszymi krajami zasadza się na tym, że u was działa wiele stowarzyszeń i organizacji prowadzonych przez kobiety, dlatego inne Polki widząc ich działania, rozumieją lepiej idee siostrzeństwa i wzajemnej pomocy. Przez to, że w Algierii takich organizacji nie ma, trudno nam przemówić do całego społeczeństwa. Możemy działać tylko wycinkowo, tak jak pokazałam to w moim filmie.

A jak jest z tańcem? Kobiety mogą tańczyć, czy jest to wciąż zajęcie niemile widziane i krytykowane?
– Taniec w domach to nic niezwykłego ani zdrożnego. Kiedy dzieje się poza widokiem, wtedy wszystko jest w porządku. Gorzej jest, kiedy kobiety zaczynają tańczyć w miejscach publicznych czy tam, gdzie mogą patrzeć na nie mężczyźni. Z tym społeczeństwo ma problem. Bohaterka mojego filmu, która żyje na całkiem niezłym poziomie ekonomicznym, jest powszechnie krytykowana, bo dorobiła się tego, tańcząc na weselach. Taniec jest związany z ciałem kobiety, a ciało kobiety to temat tabu. To nie jest coś, o czym publicznie się rozmawia, ani coś, co publicznie się pokazuje. Dla mnie jednak taniec jest wyrazem nas samych, naszą ekspresją, niewerbalną formą komunikowania się ze światem. W moim filmie odebrałam bohaterkom głos – zrobiłam z nich osoby nieme, ale pozwoliłam im się wyrażać właśnie za pomocą tańca. To w ten sposób chciałam dać głos tym wszystkim Algierkom, którym go odebrano. Dzięki „Houri” symbolicznie pozwoliłam im przemówić.

Czy Algierki mogą oglądać pani filmy w kinach?
– „Papicha” nigdy nie trafiła do dystrybucji w Algierii, chociaż Ministerstwo Kultury wydało na to zgodę. Mało tego, film reprezentował kraj w wyścigu oscarowym, był oficjalnym algierskim kandydatem do tej nagrody. Mimo to wiem, że obejrzała go duża grupa Algierczyków, co mnie bardzo cieszy. To, co mnie bawi w tej sytuacji, to podejście ludzi do tego filmu. Jedni chwalą go za realistyczne pokazanie problemów Algierii, a drudzy z tego samego powodu go krytykują. Tak jakby niektórzy akceptowali to, w jakim kraju żyją i chcieli coś z tym zrobić, a inni wciąż to wypierali i zakłamywali rzeczywistość. Tak czy inaczej za bardzo wartościowe uważam kino, które potrafi wzbudzić dyskusje i podzielić widzów. Uważam, że takie filmy są najlepszym narzędziem walki o emancypację.

Fot. Rex Features/East News

 

Wydanie: 2023, 27/2023

Kategorie: Kultura, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy